Zero egzaltacji, minimum słów. Pisarka, choć też filozofka. Na pytania odpowiada z precyzją. W jej dorobku nie ma przypadków, niepotrzebnych ozdobników. Lotta Olsson wie, o czym pisze. Co przekazuje dzięki mrówkojadowi, orzesznicy i szkielecikowi Jezusa? „Świat jest większy niż to, co widzimy” – mówi.
Karolina Błachnio: Sens życia, ja a inni, czy warto się porównywać – o tym pisze Pani w książkach dla dzieci wydanych w Polsce. A jakie są książki dla dorosłych, te po szwedzku?
Lotta Olsson: Zadebiutowałam jako poetka w 1994 r. sonetami dla dorosłych. Moja pierwsza książka to tomik „Cienie i odbicia”, w którym punktem wyjścia jest mit o Demeter i Persefonie. Te wiersze traktowały o życiu, śmierci, miłości, dorastaniu, stawaniu się kobietą. W książkach dla dorosłych mitologia grecka jest bardzo często bazą, w niej też jest np. mit o Eurydyce.
Interesuje Panią to, co uniwersalne? Pani książki dla dzieci to niemal bajki filozoficzne.
Dokładnie. Wielkie, uniwersalne pytania jak najbardziej mnie interesują. A między pisaniem dla dzieci i dla dorosłych nie widzę dużej różnicy. Obecnie najbardziej zajmuje mnie pisanie książek do głośnego czytania dla dzieci, jednocześnie są one też dla dorosłych, ponieważ to dorosły czyta.
W „Wierzcie w Mikołaja!” jest fragment o „tych, którzy jeszcze poważnie traktują swoje sny”. Jak to rozumieć?
Jako pisarce i człowiekowi wydaje mi się, że świat, który widzimy, to jest tylko wycinek. Że świat jest większy niż to, co jesteśmy w stanie zobaczyć, niż fizyczna rzeczywistość. I to jest punkt wyjścia do pisania. I właśnie do tego również służy czytanie książek, dlatego powinniśmy czytać – dzięki temu poszerzamy sobie horyzont myślenia, percepcji.
To platońskie: jest świat rzeczy i świat idei, do których one się odnoszą; światy żyją obok siebie. Dlatego Święty Mikołaj zostaje nazwany Sąsiadem?
Tak. I ciekawym wymiarem jest też to, że jako ludzie możemy żyć obok siebie jako sąsiedzi, ale kompletnie inaczej pojmować rzeczywistość, mimo że mieszkamy tak blisko. I to jest także tematem mojej najnowszej książki „Świat na strychu”, która w Szwecji ukaże się w sierpniu. Opowiada ona o strychu, gdzie mieszkają stare zabawki, którym wydaje się, że ten strych to jest cały świat. Nie mają pojęcia o tym, że istnieje jakiś inny świat. A ten inny to nasz świat, który jest dla nas zwyczajny, normalny. Ta różnica perspektyw jest tematem mojej nowej książki.
Jest Jezus w żłóbku, ale jako szkielecik. Czy to symbol śmierci tajemnicy świąt? Kryzysu wiary na Zachodzie?
Dokładnie taki obraz chciałam pokazać: że za tymi rytuałami przestało się cokolwiek kryć. Szczególnie w Szwecji, która jest bardzo zsekularyzowana i w której wierzymy w przedmioty i pieniądze bardziej niż w cokolwiek innego.
Są w książce słowa związane z wiarą chrześcijańską: „cud”, „męczennica”, jest Bóg, który budzi respekt. Jak ma się to do Szwecji – zlaicyzowanej, politycznie poprawnej?
Ta książka miała opowiadać o Bożym Narodzeniu, więc trudno było uniknąć nawiązania do religii. Szczególnie że jest komentarzem do współczesnej sytuacji. Faktem jest, że szwedzkie wydawnictwo zastanawiało się, na ile pewne rzeczy należy jeszcze okroić. Rozważało na przykład, czy Bóg powinien przemówić, ja jednak bardzo chciałam, żeby tak pozostało. Normą jest, że w szwedzkich książkach dla dzieci raczej staramy się unikać mówienia o Bogu, religii, ale tu wymuszał to sam temat.
Nawet żyjąc w neutralnym światopoglądowo państwie, warto wierzyć? Czy to Pani przekazuje?
Jak najbardziej. Pojedynczy człowiek ma potrzebę wiary, w cokolwiek. I nawet jeżeli się odwróciliśmy od tradycyjnej wiary, to szukamy w innych przestrzeniach. Dla jednych jest to kult pieniądza, była fala New Age, wiara w kryształy, w różnego rodzaju diety, w jakiś sposób życia. To jest gdzieś w nas, potrzebujemy tego.
Ludzie wierzą w różne rzeczy. W książce – w Boga, w trolle czy nawet w żaby w toalecie. Duży kontrast, spory rozstrzał. Jaki jest jego cel?
Dwa cele. Z jednej strony – pokazanie bogactwa świata, tego, że składa się on z rzeczy wysokich i niskich, które koegzystują. Z drugiej – że jedni ludzie mogą wierzyć w Boga, inni – w żaby w toalecie. Przeciwstawienie jednego drugiemu to również zabieg literacki. Kiedy Bóg przemawia, jest to wzniosłe, inaczej niż wtedy, gdy troll gryzie swój ogon. Kontrast jest atrakcyjny.
Dlaczego Bóg jest kobietą?
A dlaczego nie? To moje prawo – prawo autora – żeby świat literacki był taki, jakim chcę go stworzyć. Chciałam też użyć efektu zaskoczenia. Gdybym wstawiła staruszka na chmurce, to byłoby takie oczywiste. Jestem też przekonana, że fajnie byłoby, gdyby Bóg był kobietą.
Dlaczego byłoby fajnie?
Sama jestem kobietą (śmiech). Nie wiem, czy to lepiej, ale równie dobrze. Bóg mógłby być kobietą – pramatką, która jest symbolem dawania życia. Kobieta daje życie, więc czemu Bóg nie miałby być kobietą?
W trylogii o mrówkojadzie i orzesznicy bohaterka to trochę taki Sokrates. Mrówkojad nie myśli za często, do wniosków dochodzi „w bólach”. Orzesznica zadaje mu pytania, zachęca do wejścia w różne sytuacje, porządkuje świat jego myśli. Czy to relacja przyjacielska czy rodzicielska?
Nie podjęłam decyzji, że będzie tak lub tak. Ale faktycznie, mrówkojad i orzesznica mają relację przyjacielską, w której pojawia się element relacji rodzicielskiej. W roli rodzica występuje orzesznica. Ale! – nie jest do końca postanowione, jak to jest. Te dwa rodzaje relacji się przeplatają. Mój szwedzki wydawca zwrócił mi uwagę, już przy pierwszej książce, że mrówkojad i orzesznica są jak ja i mój mąż. Głównie ze względu na nasz wygląd, ale też charakter, bo np. ja zwracam bardzo uwagę na słowa i szczegóły, tak jak orzesznica, a mój mąż ma duży nos jak mrówkojad. To porównanie zaczęło żyć i towarzyszyło mi przy pisaniu kolejnych książek. Niezamierzenie staliśmy się prototypami bohaterów.
Pani mąż to Ulf Nilsson, pisarz. Czy łatwo jest być pisarką i żoną pisarza jednocześnie? Jak to działa?
Działa harmonijnie. Częściowo wynika to z tego, że Ulf jest ode mnie 25 lat starszy. On był już uznanym pisarzem, kiedy ja debiutowałam, więc nie było bezpośredniej konkurencji. Miał „swoje nazwisko”. To pewnie pomogło, nie było starć. Czy jest inspirujące? Nie wiem. Na pewno czytamy swoje teksty, ale pracujemy osobno.
Co Panią inspiruje w pisaniu?
Dużo czytałam i czytam, trudno mi jest wskazać jedno źródło. Prawda jest taka, że całe życie nas inspiruje, po prostu. Doświadczenie życiowe plus bagaż lektur – to jest moją największą inspiracją. Myślę, że sporo ludzi tak ma. Jeśli chodzi o trylogię o mrówkojadzie i orzesznicy, to być może typem książki, który mnie zainspirował, jest „Kubuś Puchatek”. Anglosaska tradycja książki bardziej filozoficznej niż zazwyczaj szwedzkie, ale jednocześnie humorystycznej. To coś, co w Szwecji nie jest zbyt popularne.
Co chce Pani przekazać dzieciom? Na co je przygotować?
Przede wszystkim chcę przekazać, że świat to więcej, niż widzimy. Ważne jest dla mnie pokazanie piękna tego świata i życia, bez zaprzeczania temu, że wszyscy kiedyś umrzemy, że życie ma też ciemne strony. Absolutnie nie chcę przemilczać, że istnieją śmierć, choroba i inne straszne rzeczy. Ale może właśnie przez to i tym bardziej powinniśmy czerpać z życia dużo, doceniać jego jasne strony. Jeśli chodzi o przyszłość, nie podejmuję się wycieczek w nią, wolę żyć i pisać tu i teraz. Świat się tak szybko zmienia, że przewidzenie, co będzie za 20 lat, jest poza naszą możliwością i nic nie wnosi.
Czy pracuje Pani z dziećmi przy wykorzystaniu literatury?
Prowadzę zajęcia z pisania, ale dla dorosłych. Nie wiem jak w Polsce, ale w Szwecji prawie każdy chce pisać książki (śmiech). Po prostu próbują, próbują i w pewnym momencie czują, że potrzebują wsparcia technicznego – kogoś, kto da wskazówki, jak się pisze dialogi, plan, jak ustawić dramaturgię powieści. Czasami potrzebują zachęty, kogoś, kto pomoże im przestać się bać pisać.
W Polsce jeszcze nie każdy chce napisać książkę. Za to niektórzy pisarze tworzący dla dorosłych chcą napisać książkę dla dzieci. Myślą, że to prosta sprawa.
(śmiech) Każdy chce pisać literaturę dziecięcą, często wychodząc z założenia: „Nie musisz dużo pisać, bo będzie to książka dla dzieci”. Nic bardziej mylnego!
——————————-
Lotta Olsson – poetka, autorka książek dla dzieci, tłumaczka. Urodziła się w 1973 r., mieszka w Sztokholmie. Od debiutu w 1994 r. opublikowała kilka zbiorów wierszy i 30 książek dla dzieci. Była nominowana do Nagrody Augusta za „Dziwne zwierzęta”. W Polsce nakładem Wydawnictwa Zakamarki ukazały się tytuły: „Dziwne zwierzęta”, „Inna podróż”, „Sens życia”, czyli seria o orzesznicy i mrówkojadzie, oraz „Wierzcie w Mikołaja!”.
W ciągu najbliższego roku ukaże się po polsku kolejna książka o mrówkojadzie i orzesznicy. Dużo więcej całostronicowych ilustracji, większy format!