Czy nie macie wrażenie, że wasze dziecko ciągle je to samo? Menu mojego syna składa się ze spaghetti z pomidorami, ewentualnie z pesto, czasem z oliwą, sezamem i pietruszką. Jeszcze rosół i krupnik. I znowu kluchy. Prawie żadnych warzyw, tylko te przemycone w zupie. Dlaczego moje dziecko i dzieci znajomych nigdy nie skrzywią się na widok makaronu czy pizzy, a wszystko inne wywołuje spazmy i niechęć?
Problem pojawia się tuż po zakończeniu karmienia piersią lub butelką, kiedy dieta dziecka zmienia się na pokarmy bardziej stałe, czyli kaszki lub zupki. To właśnie w tym momencie kształtuje się stosunek do jedzenia. Warzywa, nowe smaki nie mają szansy, maluch chciałby bez przerwy jeść to samo. Rodzicom wydaje się, że w pożywieniu dzieci nie ma wystarczającej ilości składników odżywczych, i na siłę próbują swoim „niedożywionym” latoroślom wcisnąć pełnowartościowe jedzenie. I zaczyna się codzienny, stolikowy dramat.
Gill Rapley i Tracey Murkett w książce „Bobas lubi wybór” piszą, że rosnąca stopniowo potrzeba dodatkowych składników odżywczych rozwija się w tym samym tempie, co umiejętność wkładania jedzenia do buzi i zdolności trawienne. Jeśli od początku pozwolimy dziecku jeść samodzielnie, przez pierwsze kilka miesięcy będzie się uczyć, jak sobie radzić z jedzeniem (za pomocą rączek i buzi), a jego organizm będzie się powoli przestawiał na dietę mieszaną. Pamiętajmy, że każda umiejętność pojawia się wtedy, kiedy dziecko jest na to gotowe. Próby uczenia albo zmuszania skończą się obopólną frustracją.
Specjaliści szacują, że w pierwszych dwóch latach życia dziecka 15-25 proc. rodziców skarży się na sporadyczne problemy z karmieniem dziecka, poważniejszy problem zauważa 3-10 proc.
Pamela Druckerman, specjalistka od francuskiego stylu życia, autorka książki „W Paryżu dzieci nie grymaszą”, pisze, że rodzice we Francji prawie nigdy nie dopuszczają do tego, aby ich dzieci stały się rozkapryszonymi zjadaczami wyłącznie dwóch potraw: makaronu i ryżu.
Jak nauczyć dziecko naturalnej miłości do jedzenia? Druckerman radzi, by jak najczęściej wpuszczać maluchy do kuchni, pozwalać im obierać jajka, rwać sałatę, mieszać ciasto na naleśniki. Kolejną zasadą uczenia dzieci nowych smaków jest „zgoda na jeden kęs” – dzieci muszą zgodzić się na przełknięcie choćby odrobiny ulubionej potrawy podanej na stole. Jedna nowość w czasie posiłku wystarczy. Jak pisze autorka, nawet jeśli jakiś rodzaj jedzenia nie podbije serc maluchów, zadbajmy, żeby wracał na stół. Nie poddawajmy się, kiedy gotowany brokuł nie smakuje naszemu degustatorowi. Może następnym razem spróbuje go podsmażonego z czosnkiem. Albo z rozpuszczonym serem.
Pamiętajmy, że wszelkie próby szantażu jedzeniowego, karanie lub nagradzanie za spożycie posiłku nie mają żadnego sensu. Częste stosowanie takich metod może spowodować nadwagę lub inne choroby związane z zaburzonym stosunkiem do jedzenia.
Jeśli więc rzeczywiście nasze dziecko nie wyobraża sobie posiłku bez spaghetti, zróbmy wszystko, żeby za każdym razem była to inna wariacja: pesto, pomidory, oliwa + sezam + pietruszka, bekon, suszone pomidory, marchewka i zamiast makaronu pszennego – pełnoziarnisty, gryczany, kukurydziany. Możliwości jest mnóstwo.