Taki mamy teraz wspaniały czas – Dzień Matki i Dzień Dziecka. Dwa niekwestionowane święta. Dwa dni, na które część z nas czeka cały rok. Przeglądałam ostatnio kilka książek i pomyślałam sobie, że mogą to być książki-prezenty, które każda mama powinna zrobić… sobie. Zatem, drogie mamy, dziś o książkach dla dzieci, które was nieco rozczulą.
„Przyjęcie dla motyli” Ruth Krauss, ilustracje Maurice Sendak, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2016.
Kolejna część (pierwszą był „Dołek jest do kopania”) cudnej, maleńkiej książeczki, do tworzenia której Ruth Krauss zaprosiła… dzieci. Tak powstała pozycja do czytania, oglądania, zaśmiewania się i podziwiania. Dziecięce sentencje dopełnione ilustracjami Maurice’a Sendaka stworzyły, a właściwie odtworzyły świat, który jest nam, rodzicom, szalenie przecież bliski. Oto bowiem „dzidziuś to ktoś, kim wygodnie być”; „tulilulilaj to słowo, które dobrze znać”; „kiedy jesteś bardzo, bardzo zmęczona, po prostu wyrzuć ten zmęcz”; a „ślub jest po to, żeby twoi bracia i siostry dorośli i go wzięli, i żebyś wtedy mógł być jedynakiem”. Szkoda, że dzieci tak szybko rosną i z czasem nie patrzą już tak na wszystko, co je otacza. To, o czym czytamy – szczególnie, jako rodzice dorastających dzieci – ogromnie jest wzruszające. „Gdyby nie dziecko, nie byłoby mamy i taty”, a gdyby nie ta książka, może nie byłoby takiej okazji do powspominania. Wiem, że czasem piszę o książkach zbyt emocjonalnie. Tylko dla mnie taka lektura jak „Przyjęcie dla motyli” to coś, wobec czego nie mogę przejść obojętnie, nie mogę jej tak po prostu przeczytać. Patrząc na dziecko wchodzące w okres dojrzewania, często robimy się sentymentalni, tęsknimy za przyjęciem dla motyli, pierwszym śniegiem, wymyślonymi przyjaciółmi. Ja wklejam do tej książki kilka złotych myśli mojej starszej córki, jak na przykład tę, że „wszyscy jesteśmy z Verony”, albo „życie jest piękniejsze w śniegu”. Dobrze, że są takie książki. Dobrze jest pamiętać!
„Peter i Lena. Dwa opowiadania”, Astrid Lindgren, ilustracje Ilon Wikland, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2017.
Kolejna książka obrazkowa autorstwa Astrid Lindger wydana w poznańskim wydawnictwie. „Ja też chcę mieć rodzeństwo” i „Ja też chcę chodzić do szkoły” to tytuły zawartych weń opowiadań, ale też można powiedzieć, że zdania klasyki. Któż z nas ich nie słyszał. Oto Peter pragnie mieć rodzeństwo, tak jak Jan, którego spotykał na dworze. I jakież jest jego zdziwienie, gdy mama mówi mu, że będzie miał to wymarzone rodzeństwo. Pewnego dnia rodzi się bowiem Lena. Astrid Lindgen, z sobie właściwą dokładnością, czułością i adekwatnością opowiada o tym etapie w życiu rodziny. O kąpielach, o jedzeniu „prosto od mamy” i… o zazdrości brata, odrzuceniu, złości, ale też stopniowym oswajaniu i dojrzewaniu do braterskiej miłości. I jeszcze o Matsie. Kto chce wiedzieć, kim on był – niech czyta! Zarówno w tym opowiadaniu, jak i w kolejnym, gdy to Lena ma marzenie i bardzo, bardzo chce pójść do szkoły, na szczególną uwagę zasługują ilustracje. Rysowane z takiej perspektywy, że trochę przenoszą nas w świat Leny i Petera. Doskonale nadają się też do wszelkich zabaw w „zgadnij co widzę” i rozmów z dziećmi o ich małych-wielkich problemach. Absolutny klasyk i… powrót do własnego dzieciństwa. Mój zachwyt dopełnia piękna oprawa i płócienny grzbiet.
„Obie” Justyna Bargielska, ilustracje Iwona Chmielewska, Wydawnictwo Wolno, Lusowo 2016.
To nie jest książka dla małych dzieci. Nie trzeba jej zatem czytać dziecku. Ale jest to książka, którą trzeba czytać z dzieckiem. Autorki dedykują ją swoim córkom i próbują w niej coś wyjaśnić, z czymś się zmierzyć, czegoś dotknąć… Tym czymś jest macierzyństwo. I choć ma w tej książce fenomenalną formę, to jest wypełnione lękiem, troską, zrozumieniem, przyzwoleniem, czyli tym wszystkim, co każda matka odczuwa każdego dnia intensywniej niż własny oddech. Dlatego jest to nam, innym matkom, tak niebywale bliska i potrzebna lektura. Nasz strach też bywa nie do oswojenia, jak dzikie zwierzę; nasza troska i opieka jak parasol, jak namiot, jak klosz; nasze odbicie w lustrze, tak łudząco do niej podobne, i jeszcze to serce „poza ciałem”. Kartki książki zszyte są czerwoną nicią. Symbolicznie czerwoną. To nić, która łączy nas z naszymi córkami, i której nic (i nikt) nie przetnie. Takie książki nie powstają po to, by pomóc nam rozumieć siebie w roli rodzica. Nie usprawiedliwiają naszych lęków o zjadane kanapki w szkole i mycie rąk przed posiłkiem, ale w sposób prosty i piękny mówią, że skoro ona ma „w sobie kawałek twojego serca” to możesz to tak czuć. Jest to jedna z najpiękniejszych książek o macierzyństwie, jakie kiedykolwiek miałam w rękach. Obie moje córki dostaną ją ode mnie w prezencie…
Z życzeniami pięknych chwil nie tylko z okazji Dnia Matki,
Kalina Cyz