Mamo, mamo!!! Zżera nas coś strasznego! – dziarsko wykrzyknęła któregoś uroczego dnia moja córka, wbiegając do domu. Nie omieszkała przy okazji nanieść sporej ilości piasku z ulicy.
– Lilianko, kochanie! – wykrzyknęłam nie mniej energicznie. – Wytrzyj, proszę, buty. Gdzie ci się ten cały piasek zmieścił w tych małych trampkach?
– Ale, mamo, posłuchaj. – Moja 10-letnia latorośl wyhamowała i zamarkowała posuwisty ruch na wycieraczce. – Tato Wojtka mówi, że nic na to nie poradzimy. Zjada nas i koniec!
– Co nas zjada? Tato Wojtka miał zły sen? A może stres go zżera? – próbowałam domyślić się, o co chodzi.
– Nie, mamo, chyba nie. To coś zżera nas i nasze pieniądze! – odparła.
No tak, pomyślałam, chyba znów się zaczęło…
– Moja prawie już dorosła córko! Tacie Wojtka raczej chodziło o inflację. Często mówi się, że zżera nas inflacja. Rozmawialiście o ekonomii? Cieszę się, że poruszacie tak poważne tematy, ale tata Wojtka chyba trochę panikuje – odpowiedziałam.
– Był naprawdę bardzo zdenerwowany! – odparła rozgorączkowana Lila. – A co to jest ta inflacja?
Poczułam dumę – meandry ekonomii omawiałyśmy już od dłuższego czasu i cieszyłam się, że moja mała dziewczynka rozmawia z przyjaciółmi nie tylko o potworności tabliczki mnożenia lub o nowych umiejętnościach chomika. Jak by tu zacząć? – zastanawiałam się. Wiedziałam, że jeżeli zanudzę ją pierwszym zdaniem, może już więcej o nic mnie nie zapytać. Miałam przed sobą następne spore wyzwanie.
– Najprościej mówiąc, inflacja to podwyżka. Po prostu w ostatnim czasie podskoczyły ceny. Podrożało paliwo, a to spowodowało wzrost cen wszystkich towarów, które muszą być dowożone do sklepów. Bułek, mleka, owoców czy warzyw – ciągnęłam.
– Tak! – przerwała mi nagle Lila. – Sama słyszałam, jak ostatnio w supermarkecie mówiłaś do taty, że to zgroza!
– Niestety. Gdy ceny rosną, ludzie za swoje zarobki mogą kupić coraz mniej – odpowiedziałam. – Towary drożeją, wzrastają pensje, znów drożeją towary, pracownicy proszą o wyższe pensje i tak bez końca.
– Fajnie byłoby mieć maszynkę do drukowania pieniędzy – rozmarzyła się Lila.
– Dzięki takiej maszynce wszyscy szybko staliby się biedni – odparłam, myśląc przy okazji, że wbrew powszechnym opiniom najprostsze rozwiązania nie zawsze są najlepsze. – Wyobraź sobie – ciągnęłam wątek – że gdyby każdy miał taką maszynkę, to na pewno drukowałby sobie codziennie masę pieniędzy. Towary w sklepach by szybko znikały, bo wszystkich na wszystko byłoby stać. Nie każdy jednak zdążyłby coś kupić. Sprzedawcy na pewno zaraz podnieśliby ceny. Ludzie dodrukowaliby sobie jeszcze więcej pieniędzy i one stawałyby się coraz mniej warte. Byłby olbrzymi problem, olbrzymia inflacja
– Kto by pomyślał? – Lila pokręciła głową. I tak szybko jak się pojawiła, tak szybko wybiegła.
Czy udało mi się ją zainteresować? Mam nadzieję, że tak. W końcu wbicie dzieciom do głowy podstaw ekonomii to najlepsza inwestycja w nasze emerytury!
Felieton na podstawie książki Anny Garbolińskiej „Rozmowy z użyciem głowy, czyli ekonomia dla dzieci”.