Pewien wychowawca z domu dziecka powiedział mi, że każde dziecko czeka z utęsknieniem na wizytę rodzica.
Ten rodzic pojawia się „raz na sto lat”, nierzadko pod wpływem alkoholu i dziecko mu wybacza.
Potrzeba przynależności do rodzica jest tak wielka, że woli ono pijanego ojca, niż poczucie, że w ogóle go nie ma.
Nieobecność rodzica w życiu dziecka jest jednym z najdotkliwszych przewinień wobec małego człowieka.
Nie trzeba dramatycznych rozstań, by być dla niego nieobecnym.
Są domy, w których nie buduje się żadnych relacji.
Przeprowadzałam dla magazynu Gaga wywiady z celebrytami. Pytałam znanych artystów, co znaczy dla nich – być ojcem.
Mężczyźni nie lubią takich pytań. Przyparci do muru odpowiadali najczęściej – ojcem po prostu się jest.
Ale kiedy drążyliśmy temat, okazywało się, że to JEST, jest właśnie elementarne. Bo ono oznacza obecność w życiu dzieci bez względu na okoliczności. Aby czuły i wiedziały, że ojca mają – na zawsze.
Niektórzy rodzice robią rzecz szaloną. Znikają z życia swego dziecka, np., kiedy rozpada się związek.
Ich nieobecność sprzyja wygaszaniu relacji. Telefony są coraz rzadsze. Rozmowy – lakoniczne.
Przypomina mi się spotkanie z czterdziestoletnim, rozwiedzionym facetem. Miał dorastającą córkę, ale ona została z mamą. Pokazał mi zdjęcie córki w komórce. Wyznał, że nie rozmawiali od lat. Nie potrafi. O córce wie tyle, ile „opowie” mu fejsbuk.
Każdy chce mieć dobre życie. Pozostawić to mniej udane za sobą.
W tym nieudanym, porzuconym życiu, jest nieraz własny syn czy córka. Pozostają – w przeszłości.
Nieobecność rodzica drąży w ich życiu przepaść.
Niekiedy zapragniemy zmierzyć się z nią po długim czasie i już wiemy, że nie da się jej przeskoczyć. Przychodzi ogromny ból.
Dzieci mają otwarte serca. Wiele nam wybaczają. Najtrudniej uporać się im z naszą nieobecnością.
Deklarowanie miłości do dziecka bez angażowania się w jego wychowanie i codzienność – jest fikcją.