Nie jest dziewczyną Bonda. To ona jest Bondem. Uzbrojona w psychologiczną wiedzę ratuje ludzi i zmienia świat na lepsze. Założycielka Międzynarodowej Inicjatywy Humanitarnej na co dzień pracuje z przymusowymi imigrantami i uchodźcami. Aktualnie po uszy zaangażowana w Kisz Misz – kuchnię prowadzoną przez uchodźców w Polsce. Mama dziesięcioletniej Zuzi.
Kim jesteś z zawodu?
Psychologiem ze specjalizacją interwencja kryzysowa. To najbardziej bliska mi dziedzina psychologii, bo wiąże się z kryzysem i tym, co mnie naturalnie napędza, czyli korzystaniem z kryzysu, aby daną sytuację zmienić w coś lepszego. Patrzenie na niego jak na szansę, a nie koniec świata. Wiele rzeczy tworzę, jak się zdenerwuję, i wydaje mi się, że muszę coś z tym zrobić. Bo wybór jest taki: albo wpaść w depresję i dać się powalić, siedzieć w domu i marudzić, że nie działa służba zdrowia czy edukacja, albo zacząć działać.
Pracuję z osobami, które są imigrantami przymusowymi. Nie przyjechały tu na wakacje, tylko uciekły ze swych krajów, by przeżyć.
I muszę im pomóc odnaleźć się w ich życiu i tutejszej rzeczywistości.
Skąd wziął się pomysł Kisz Miszu?
Po kilku latach prowadzenia Pracowni Pomocy Psychologicznej dla Cudzoziemców uświadomiłyśmy sobie, że nie ma gdzie tych ludzi posłać, by dostali pracę i zaczęli normalnie funkcjonować w naszym społeczeństwie. Kończą różne kursy i mogą znaleźć pracę w kebabie albo na zmywaku. I przeważnie nie jest to praca, gdzie wzmacniane jest ich poczucie wartości. Wymyśliliśmy Kisz Misz, czyli przestrzeń, gdzie gotują swe narodowe dania, bo potrafią to robić super, a nam nigdy nie uda się przyrządzić bengalskiego curry czy ujgurskiej żuty. W jedzeniu nie ma poprawności politycznej. Jak ludziom smakuje, to zamawiają. W tej chwili Kisz Misz dostaje coraz więcej zamówień, obsługuje konferencje i catering.
Na razie prowadzimy tylko kuchnię, ale zastanawiamy się już nad otworzeniem wielokulturowej knajpy.
Jakie macie dalsze plany?
Właśnie dostaliśmy domek fiński na Jazdowie w Warszawie, gdzie chcemy prowadzić różnorodne warsztaty, oczywiście włączając w te działania Kisz Misz. Będziemy promować różne kultury i przełamywać stereotypy. Chcemy prowadzić coś na zasadzie ludzkiej biblioteki, nie ograniczając się jedynie do siadania z obcokrajowcem przy stoliku, by porozmawiać, ale planując wspólne działanie, na przykład naukę gotowania egzotycznego dania. Osoba z innej kultury staje się w takiej sytuacji w naturalny sposób partnerem. Marzy się nam food-track, z którego moglibyśmy sprzedawać dania przy okazji różnych wydarzeń.
Jak twoja córka odnosi się do twojej pracy?
To, co robię jako psycholog i interwent, jest ciężkie. Staram się o pracy w domu nie mówić za wiele, już wystarczająco obciążające jest to, że często zbyt długo jestem poza domem lub wracam późno bardzo zmęczona. Moja praca, niestety, czasami zbyt mocno ingeruje w czas wolny. Kiedyś spytałam Zuzię, gdzie chce jechać na wakacje, a ona odparła, że najchętniej gdzieś, gdzie nikomu nie trzeba będzie pomagać. To dało mi do myślenia. Na szczęście projekt Kisz Misz tworzy nową rzeczywistość, jest inny, lekki, ciekawy i moją córkę zafascynował. Już myśli, jak będzie sama uczestniczyć w warsztatach i może nawet wystawiać swoje prace w sklepiku Kisz Misz. Bardzo też lubi zespół, z którym na co dzień pracuję, współtworząc fundację i Kisz Misz: Kasię Janczewską, psycholożkę i iranistkę, Joasię Fido, producentkę filmową, i Agnieszkę Rudzińską, która uwielbia rozpoczynanie nowych dużych projektów.
Więcej o Kisz Miszu – facebook.com/kisz.misz1