Jak być dobrym człowiekiem, dlaczego tak ważne są spotkania z samym sobą, a przede wszystkim jak niczego nie zepsuć w byciu ojcem – Gaga rozmawia z Mateuszem Kusznierewiczem.
Gaga: Jest pan utytułowanym sportowcem i zapracowanym biznesmenem. Jak w tym zagęszczeniu obowiązków udało się panu znaleźć czas na ojcostwo?
Mateusz kusznierewicz: Kiedy przekroczyłem trzydziestkę, wiedziałem, że będę zwalniał tempo kariery sportowej i osiądę na stałym lądzie. Dopiero wtedy nadszedł w moim życiu dobry czas na rodzinę z dziećmi. Wcześniej wiodłem życie na walizkach. Miałem świadomość, że jeśli chcę mieć dzieci, to muszę zmienić styl życia. W okresie największej aktywności sportowej byłem średnio 280 dni w roku na wyjazdach za granicą. Co ja bym wtedy dał od siebie dzieciom?
Sport i zwycięstwa wymagają poświęcenia.Wiadomo…
Tak. I wcześnie byłem tego świadomy. Opuściłem dom w wieku 14 lat. Jako chłopiec zostałem członkiem kadry narodowej, a później olimpijskiej. Zastanawiałem się, jak chcę żyć, i doszedłem do wniosku, że jeśli mam w przyszłości założyć szczęśliwą rodzinę, a przy tym uprawiać wyczynowo sport, to wszystko musi nastąpić w odpowiednim czasie.
Udało się?
Miałem 35 lat, kiedy urodziła się córka Natasza. Rok temu, niedługo przed moją czterdziestką, przyszedł na świat syn Maks.
Czy dwoje dzieci to w sam raz?
Jestem jedynakiem i miałem z tego powodu duży komfort. Sam nie tęskniłem za rodzeństwem. Dziś jednak znakomicie czuję się jako ojciec dwójki dzieci. Marzyłem o tym, aby najpierw mieć córkę, i udało się. Chcieliśmy też z Izą, żeby między dziećmi nie było więcej niż pięć lat różnicy, i to także się udało.
Idzie jak po maśle…
Jestem szczęściarzem, jednak mam poczucie, że wiele spraw wymagało ode mnie intensywnej pracy i zaangażowania. I tak jest zresztą do dziś. Kiedy mniej więcej dekadę temu zetknąłem się z zagadnieniami inteligencji emocjonalnej, zrozumiałem, że z pewnym rodzajem samoświadomości po prostu się urodziłem. Będąc nastolatkiem, patrzyłem na świat nie tylko ze swojej perspektywy. Idąc na przykład na spotkanie do polskiego związku sportowego, zastanawiałem się, jak ta sytuacja może wyglądać z innej strony, jakiej ocenie zostanę poddany, jak mnie postrzegają inni, czego mogą ode mnie chcieć, co mogę odpowiedzieć… Ten sposób myślenia pozostał we mnie do dziś i na nim bazuję. Bardzo dużo nauczyłem się, obserwując innych. Wyciągałem wnioski z ich sukcesów i porażek. Kiedy chciałem zostać rodzicem, uświadomiłem sobie dobitnie, z czym to się wiąże. Z jakimi obowiązkami, odpowiedzialnością, wyrzeczeniami, ale też pięknymi chwilami. Owszem, zdarzyło się, że zaskoczyło mnie coś w życiu na plus albo na minus, ale w sumie niewiele rzeczy zostawiam przypadkowi. Potrafię sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał styczeń, luty czy marzec następnego roku. Co będę wtedy robił. To samo dotyczy rodziny. Kiedy patrzę na żonę, na Maksika, to wyobrażam sobie, co będzie się dziać za rok, trzy czy pięć lat. Tak żyję.