Uważają, że z dziećmi można bez trudu zwiedzić cały świat. Od opcji all inclusive wolą niecodzienne wyprawy – rowerem wzdłuż wybrzeża, samochodem przez Namibię, trekking w Himalajach. O tym, dlaczego warto podróżować rodzinnie i jak się do tego przygotować, opowiadają Krzysztof Kobus i Piotr Fogel.
GAGA: Dlaczego podróżujecie z dziećmi?
Piotr Fogel: Podróżowanie od zawsze było ważną częścią naszego życia i trudno sobie wyobrazić, żebyśmy żyli bez niego, bo mamy dzieci. Wychowujemy je między innymi po to, żeby przekazać im pewne wartości. Dla nas wartością jest podróżowanie, a priorytetem – pokazanie dzieciom tego, co sami lubimy robić, i tego, że świat jest różnorodny i ciekawy. Pracujemy, by potem przeznaczyć zarobione pieniądze na jakiś interesujący wyjazd. Pokazać chłopcom miejsca, których nie będą mogli zobaczyć z nikim innym, zarówno te bliskie, jak i te bardzo odległe.
Krzysztof Kobus: Znam podróżników, którzy przestali wyjeżdżać, kiedy zostali rodzicami. Gdy rezygnujesz dla dziecka z czegoś, co kochasz, musi się to odbić na waszej relacji. Dobrze jest więc wciągać dzieci w swoje pasje. To ważne dla obu stron. Moja żona Ania i ja jesteśmy fotografami i dziennikarzami turystycznymi. Skoro my jedziemy fotografować jakieś piękne zabytki, krajobrazy, to dlaczego chłopcy mieliby zostawać w domu? Jestem szczęśliwy, że mogą podróżować ze mną, bo dzięki temu spędzamy razem więcej chwil. Żeby naprawdę być tatą, trzeba mieć na to czas od początku wspólnego życia. Potem, kiedy grupa rówieśnicza nabiera coraz większego znaczenia, może się okazać, że ten wcześniejszy czas przegraliśmy i nie da się go nadrobić. Patrzę na znajomych, którzy ciężko pracują, żeby ich rodziny miały wszystko, ale za to widują swoje dzieci przez godzinę dziennie.
Bycie tatą w podróży jest inne od bycia tatą w domu?
K.K.: W domu kiedy dziecko do nas przychodzi, często słyszy „zaraz” albo „za chwilę”. A przecież ono czegoś potrzebuje. Tu, teraz, natychmiast, a nie za godzinę. W podróży jest inaczej. Wtedy jestem zdecydowanie lepszym tatą. Nie muszę co chwila odbierać telefonu, wysyłać maili. Mam dla dzieci czas. Podróż to taki moment, kiedy jesteśmy normalni, prawdziwi i zdecydowanie lepsi dla siebie niż na co dzień, kiedy to głównie siedzi się przy komputerze, goni zadania…
P.F.: W domu wszyscy mamy wiele ważnych obowiązków: odrabianie lekcji, zajęcia dodatkowe, sprzątanie pokoju, zakupy. W podróży jest więcej czasu na rozmowy, pokazywanie świata, wspólne pójście na ciacho. Nie angażują nas codzienne problemy. Wtedy mogę być wyłącznie tatą, a nie „tatą policjantem” – strażnikiem obowiązków.
Niektórzy mówią, że nie ma sensu zabierać dzieci w podróż, bo i tak nic nie zapamiętają.
P.F.: To są stereotypy. Dzieci są takimi samymi ludźmi jak dorośli i tak samo lubią poznawać świat. Nie znam żadnego, które by nie lubiło podróżować. Ponadto podróż to czas intensywnego kontaktu dzieci z nami.
K.K.: A dziecko bardzo potrzebuje bliskości rodziców. I lubi, kiedy coś się dzieje. W podróży ma rodziców przez całą dobę i mnóstwo ciekawych zdarzeń. Dzieci nie zapamiętają niuansów orientalnej architektury, ale doskonale pamiętają, gdzie byliśmy na tradycyjnych lodach w Turcji. Dla nich podróże to wiedza w pigułce, i to wiedza przez doświadczenie, a nie abstrakcyjna. Ostatnio podczas wędrówki w górach widzieliśmy jednego dnia sześć salamander! Chłopcy mogli przyjrzeć się z bliska, jak takie zwierzę wygląda. Z pewnością zapamiętają to lepiej niż obrazek w książce.
P.F.: Można, oczywiście, o różnych sprawach z dziećmi rozmawiać, opowiadać im o świecie, ale zawsze najlepiej to pokazać. A co z tych podróży w nich zostanie? Czas pokaże. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że dzięki nim nasi chłopcy dużo lepiej rozumieją świat niż my w ich wieku, bo mają o wiele więcej możliwości poznawania go. Decydując się na wyjazd z Krzyśkiem w Himalaje, chciałem, by oprócz widoku niesamowitych gór doświadczył też prawdziwej różnorodności świata, trudnej do zobaczenia w Europie. By przekonał się, że nie wszędzie jego rówieśnicy mają tak łatwo jak w Polsce. Spotkał dzieci, które nie chodzą do szkoły, bo muszą pomagać rodzicom – np. zbierać i suszyć odchody jaków, które wykorzystuje się jako opał – zajmować się młodszym rodzeństwem, pracować na polach.