Anna nie oddaje Dominika ojcu w wyznaczonym terminie. Gerard jest w Polsce i próbuje porwać syna. 31 stycznia 2013 roku Anna wraca ze szpitala po zabiegu ginekologicznym. Jest w domu z matką. Dominik jest u cioci. O 20.30 dzwonek u drzwi. Centralne Biuro Śledcze, trzech funkcjonariuszy. Anna jest zatrzymana. Nie wie dokładnie, za co. Dowiaduje się tylko, że wydano za nią Europejski Nakaz Aresztowania. Uprowadziła dziecko.
Jednak nie może iść do aresztu – jest tuż po zabiegu. W domu też nie może zostać – przecież jest zatrzymana. Funkcjonariusze zabierają ją więc do szpitala. Tam trzech śledczych z CBŚ spędza noc na krzesełkach. – Byli w porządku. Też nie wiedzieli dokładnie, o co chodzi. Wściekali się tylko, że muszą siedzieć na tych krzesełkach zamiast łapać bandytów – Anna wspomina to wszystko jako traumatyczne przeżycie, ale nie chodzi tu o nią: w szpitalu umiera z niepokoju, nie wie, co się dzieje z Dominikiem. Nie może skontaktować się z matką, która widziała Gerarda pod ich domem w momencie zatrzymania. Pociesza się myślą, że syn – przez przypadek albo zrządzeniem Opatrzności – jest u cioci. Zastanawia się, jak ostrzec ciocię, bo Gerard na pewno będzie chciał przejąć dziecko. Ma nadzieję, że jej matka o tym już pomyślała.
Drugiego dnia po zatrzymaniu Anna trafia do policyjnego aresztu w Braniewie. Niepokój staje się nie do zniesienia. Anna prawie traci przytomność. Policjanci wzywają pogotowie, Anna dostaje zastrzyk uspokajający i tabletki. Zasypia na chwilę. Następnego dnia rano Anna zostaje zawieziona do sądu, który ma rozstrzygnąć, czy wydać ją belgijskiemu wymiarowi sprawiedliwości, czy zastosować areszt w Polsce, czy też inny tzw. środek zapobiegawczy.
Sąd dopatruje się błędów formalnych i braków w dokumentacji załączonej do Europejskiego Nakazu Aresztowania. Stwierdza, że treść dokumentu jest nielogiczna. Nie widzi podstaw do stosowania aresztu. Anna dowiaduje się, że rzekome uprowadzenie miało miejsce w lipcu 2008 roku – wtedy, gdy odmówiła powrotu z dzieckiem do Belgii. Przez cały ten czas Gerard wiedział, gdzie jest jego syn. Mógł go odwiedzać. Anna nigdzie się nie ukrywała. A jednak belgijski sąd uznał to za porwanie. Przy czym nikt Anny nie poinformował, że jest przeciwko niej prowadzone postępowanie o uprowadzenie dziecka. O tym, że ma iść do belgijskiego więzienia dowiedziała się 1 lutego, o 20.30, kiedy zapukali do niej policjanci z CBŚ. Dowiedziała się też, że Europejski Nakaz Aresztowania trafił najpierw do polskiej prokuratury, a ta wydała polecenie zatrzymania Anny. Potem, przed sądem śledczy wnioskowali o jej ekstradycję do Belgii. Najwidoczniej w prokuraturze nie stwierdzono, żeby w belgijskim postępowaniu przeciwko Polce było coś niewłaściwego. 2 lutego Anna, po dwóch dniach zatrzymania, wyszła na wolność.
– On nie chce dziecka, nic do niego nie czuje, chce się zemścić na mnie – mówi z płaczem Anna. Mimo wyroków obcych sądów polskie instytucje spieszą z pomocą. Anna wraz z Dominikiem trafiają do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Braniewie. To zamknięty ośrodek, nikt z zewnątrz nie może tam przebywać. Kobieta wraz z synem wezwana jest na badanie do ośrodka diagnostycznego w Elblągu. Ma tam być też Gerard. Tymczasem sąd w Belgii uznaje ją za osobę nieodpowiedzialną i pozbawia ją wszelkich praw rodzicielskich. Jedynym prawnym opiekunem Dominika staje się jego ojciec. Ten składa wniosek o egzekucję wyroku, czyli o wydanie dziecka. Wniosek trafia do sądu w Polsce. Sąd w Polsce swoją decyzję uzależnia od wyniku badania psychologicznego w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym w Elblągu. Odbyło się w lutym 2013 roku. Decyzja sądu oczekiwana. Kiedy ? Brak odpowiedzi. Tymczasem po ulicach Braniewa krąży czarne BMW i w majestacie prawa Gerard może zabrać syna.