To my, matki, wprowadzamy naszych synów w świat płci przeciwnej. Czy nam się to podoba, czy nie, jesteśmy pierwszymi kobietami w ich życiu. Od tego, jak ich emocjonalnie przygotujemy, zależeć będą ich wszystkie związki w dorosłym życiu. Tylko czy jesteśmy gotowe do poświęcenia się dla obcej kobiety?
MO: Syn matki – jak to dla was brzmi?
BTD: Dumnie.
MCS: Patetycznie.
MO: W tym określeniu tkwi jakaś niezwykła siła. Może wynika ona ze stereotypu dotyczącego wyjątkowej więzi matki z synem?
Nie bez przyczyny mówimy „synek mamusi” nadopiekuńczej, kontrolującej, wyręczającej i idealizującej swojego „mamisynka”.
BT: Pewnie tak. Matka syna w naszej kulturze jest wynoszona ponad matkę córki. Wynika to pewnie z dawnego patriarchalnego modelu rodziny,
gdy mężczyzna był postrzegany jako lepszy od kobiety. Ale mnie ten schemat nie odpowiada.
MSC: No wiesz, w niektórych kulturach do dziś celebruje się narodzenie mężczyzny.
Nawet w kulturze żydowskiej urodzeniu chłopca towarzyszą huczniejsze rytuały.
MO: Stąd też zapewne bierze się przekonanie wielu kobiet, że ciąża z synem jest specjalnie naznaczona.
Kobiety często czują się szczególnie dumne, gdy wiedzą, że urodzą syna. Miałyście podobne doświadczenie?
BT: Nie, wręcz przeciwnie! Ja bardzo chciałam mieć dziecko w ogóle. Miałam nawet wizję, że gdy jestem w domu, czuję obecność dziecka
chowającego się za mną. Pamiętam taką scenę: jestem w ciąży, stoję w kolejce w sklepie i nagle wzdłuż tej kolejki biegnie mała dziewczynka
w żółtych rajstopkach. Wyobraziłam sobie, że będę miała córkę i ona będzie chodzić w takich rajstopkach. W wyobraźni czesałam jej włosy,
bawiłam się z nią lalkami, ubierałam w sukienki… Co ciekawe, wszystkie USG do ostatniego miesiąca ciąży potwierdzały, że to będzie dziewczynka…
I nagle się okazało, że to jednak chłopiec.
MO: Byłaś rozczarowana?
BT: Bardzo. Po prostu przyzwyczaiłam się do myśli, że będę miała córkę. Znienacka moje wyobrażenie tych loków i wstążek legło w gruzach.
Jak urodził się Jaś, w jednej chwili wszystko się zmieniło, oddałam mu się bez reszty. Mało tego! Nie wyobrażam sobie, że mogłabym mieć córkę!
MO: Ja na przykład miałam sporo obaw. Może dlatego, że wychowywałam się w świecie silnych kobiet: mamy, babci, ciotek.
Mężczyźni byli gdzieś na peryferiach naszego życia. Dochodzący, nieobecni, dziwni. Nie rozumiałam tego świata. Wolałam dziewczynkę, bo zakładałam,
że będzie kolejną fajną babą w mojej rodzinie. A syn? Jak się urodził, to nagle potrzebowałam instrukcji obsługi mężczyzny.
MCS: Dziwne jakieś jesteście. Ja nigdy nie zakładałam, jaka ma być płeć mojego dziecka. Chciałam po prostu, żeby było zdrowe.
MO: A ty za to jesteś nudna (śmiech).
MCS: Ha, ha, ha! Może i jestem nudna. W dzieciństwie męczyłam moją mamę pytaniami, czy wolała chłopca czy dziewczynkę?
A ona właśnie mówiła: chciałam, aby dziecko było zdrowe.
MO: Nie macie wrażenia, że matki dostrajają się do płci dziecka, trochę się z nią identyfikując? Podam wam przykład.
Dziś, jak myślę o okresie tuż po narodzeniu się Jurka, to mam wrażenie, że zamieniłam się wtedy na jakiś czas w chłopczycę.
Obcięłam włosy, nosiłam ciągle spodnie, jeździłam na rolkach, rowerze, grałam w tenisa. Po urodzeniu Klary było dokładnie na odwrót.
Pokochałam kolor różowy, długie włosy i spódnice. Czy nie jest tak, że mamy mają pewne wyobrażenie siebie jako matki syna lub córki?
BT: Ale ja miałam zupełnie inne doświadczenia! Nigdy nie czułam się bardziej kobieco niż po urodzeniu Jaśka.
On, będąc już małym mężczyzną, wciąż pytał mnie: „Mamo, dlaczego ty nie masz długich włosów?”.
Ty, Malwino, pamiętasz mnie sprzed urodzin syna. Pamiętasz te golfy, spodnie jak od garnituru, krótkie włosy…
Więc ja te włosy zapuściłam dla syna i mam wrażenie, że przy nim odkryłam swoją kobiecość na nowo. Kiedy mój mały facet mówi mi teraz,
że jestem najpiękniejsza i najszczuplejsza, a Anja Rubik to przy mnie grubas – to ja mu wierzę i tak się czuję. I nie wyprowadzajcie mnie z błędu!
MCS: A ja dzięki mojemu Maksowi otworzyłam się na męski świat. W życiu nie pomyślałabym o sobie jak o kibicu piłki nożnej albo entuzjastce spędzani
czasu na gokartach. Mój mąż nigdy nie umiał mnie w to wciągnąć, a syn zrobił to natychmiast. Uwierzcie mi, dziś naprawdę kocham chodzić na mecze
albo prażyć popcorn na kibicowanie w domu. Dzięki Maksowi jestem tym totalnie zakręcona.
BT: Mój syn nie ujawnia aż tak bardzo tych stereotypowo męskich cech: jest bardziej wrażliwy niż silny fizycznie, interesuje się gwiazdami,
a nie piłką nożną. Mam wrażenie, że wychowując go, bardzo się starałam nie różnicować tych dwóch światów i łamać stereotypy.
Nie oburzałam się nigdy, widząc chłopców bawiących się lalkami.
MO: Wiele badań potwierdza, że dzieci wychowujemy pod stereotyp płci. Czy same zwracacie na to uwagę?
MSC: Ja jestem kompletnie otwarta na najróżniejsze wymysły Maksa. Bardziej czuję, że podążam za nim, niż żebym narzucała mu jakieś
stereotypowe aktywności. Chciał misia, to miał misia. Lalek nie lubił, nie szukał zabawek dziewczęcych. Tak się składa, że Maks lubi typowo męskie zabawy,
ale tak po prostu zawsze wybierał. Zobaczcie, dziewczyny, nasi chłopcy jednak już od małego instynktownie biegli do półek z zabawkami chłopięcymi.
MO: Biegli, bo oglądali reklamy, bajki, w których pokazuje się wyraźnie i stereotypowo postacie męskie i żeńskie.
Małe dzieci już nie są czystą kartą, bo wszędzie stykają się z takim przekazem.
BT: Ja mam wrażenie, że w większej mierze to ojcowie mają problem z tym, że ich synowie wybierają aktywności typowo damskie.
Znam mnóstwo panów oburzonych i przerażonych tym, że ich synowie chcą się bawić lalką.
Albo przekonanych, że skoro chłopak biega, kołysząc biodrami, to znaczy, że będzie gejem.
MCS: Pamiętam przyjęcie, na którym byłam kiedyś z Maksem. Był tam taki pięcioletni chłopiec, który bawił się z dziewczynką w rewię mody
i zakładał różne babskie sukienki. Jego ojciec był wściekły na matkę, że na to pozwala, i bardzo szybko wyprowadził rodzinę z imprezy.
A przecież to była zabawa, nic więcej.
MO: Wielu rodziców myśli, że zachowanie kilkuletniego chłopca, który na przykład woli bawić się z dziewczynkami,
jest delikatny i wrażliwy, wskazuje na to, że będzie homoseksualistą. A w tym wieku tego naprawdę nie można stwierdzić.
BT: Mój syn od zawsze wolał bawić się z dziewczynkami, zachwycał się nimi, uwielbiał je, bo były bardziej dojrzałe.
Chłopcy bawili się w zabawy, których nie rozumiał. Jasiek jest naprawdę bardzo wrażliwym i dojrzałym chłopcem i ja to strasznie w nim lubię,
i staram się to wspierać. Nigdy nie myślałam o tym jak o czymś niepokojącym.
MO: Mówisz o kwestii emocjonalności obu płci. Tak jak w przypadku twojego syna, Beato – jeśli chłopiec jest dobrze rozwinięty
emocjonalnie i dojrzały, to na wcześniejszym etapie wybiera towarzystwo dziewczyn, a nam dorosłym wydaje się to dziwne.
MCS: Ale zobaczcie, jak się zmieniły czasy. Dziś normalnie o tym rozmawiamy, rozumiemy takie odmienne zachowania,
a dawniej taki chłopiec nie miałby szans w grupie. Byłby odrzucony i uznany za nienormalnego. Obserwuję swojego Maksa,
jak się bawi na podwórku, i nie widzę takich wyraźnych podziałów. Dziewczyny zbierają karty z piłkarzami, nigdy nie widziałam, żeby przytargały tam lalki.
Bardziej to przypomina „Dzieci z Bullerbyn” niż Koszmarnego Karolka. Obserwując ich, naprawdę myślę sobie, że dzieci nie tworzą sobie takich podziałów.
BT: Jak Jasiek szedł do szkoły, to powiem wam szczerze, że miałam trochę obaw. Wiedziałam, że na tym etapie rozwoju hierarchia
jest budowana na sile. Nie byłam pewna, czy Jasiek znajdzie swoje miejsce w takiej grupie, bo używanie siły było mu obce.
Pełna wątpliwości poszłam do wychowawczyni zapytać, jak sobie radzi. A pani nauczycielka odpowiedziała mi wtedy mądrze: „On sobie buduje pozycję w zupełnie inny sposób.
Jak np. powie, że dzisiaj będzie burza, to wszyscy mu wierzą. Bo dzieci wiedzą, że on najwięcej czyta i że ma wiedzę. W ten sposób Jaś buduje sobie autorytet, to jest jego siła”.
MO: Czy macie czasem poczucie, że odnajdujecie w swoich synach cechy innych ważnych dla was mężczyzn: waszych dziadków, ojców, braci?
MSC: Jasne, ale to nie są identyczne cechy, tylko trochę zmienione, jakby opiłowane. Maks po moim tacie jest na przykład opanowany i spokojny.
Sporo cech ma też po swoim tacie i chyba dzięki temu lepiej niż ja radzi sobie w sytuacjach kryzysowych.
MO: A nie widzicie negatywnych cech? Nie łapiecie się czasem na tym, że mówicie sobie o jakimś karygodnym zachowaniu syna, że „to ma po nim“?
BT: Ooo, tak! Są takie cechy Jaśka, na które jestem szczególnie wyczulona. Nie lubiłam ich w mężu, więc staram się je od początku korygować u syna.
I uczę go na własnych błędach. Nie mam problemu, by opowiedzieć, co głupiego zrobiłam w dzieciństwie, by po prostu tego nie powielał.
MCS: A ja widzę u Maksa cechy, których nie znoszę u siebie. A może nie tyle nie znoszę, ile wiem, że utrudniają mi życie.
Na przykład oboje reagujemy bardzo emocjonalnie. Drobne niepowodzenie wyprowadza nas z równowagi. Mamy też krótką drogę od radości do tragedii.
MO: Dla wielu matek wychowywanie syna to prawdziwe zderzenie z jego płcią. Często po nas, matkach synów, widać wyraźnie, co myślimy o mężczyznach w ogóle.
BT: Że to słabsza płeć.
MO: Na przykład. I wychowywanie syna, który tę słabszą płeć reprezentuje, jest dla matek zmierzeniem się z własnym problemem.
Bo jeśli ja syna w takim duchu będę wychowywać, to ze strachu, by taki się nie stał, wychowam go na niewrażliwego, bezwzględnego macho.
Albo będę pogardliwą, karzącą matką, która na każdym kroku udowadnia temu biednemu chłopakowi, że sobie nie radzi.
I wreszcie ów człowiek wyrośnie na mężczyznę, który rzeczywiście sobie nie radzi.
BT: Kiedyś na wakacjach obserwowałam taką rodzinę – mama nieustannie na zmianę krytykowała męża i syna dokładnie takim samym tonem,
powtarzając: „Patrz pod nogi, nie jedz tego, nie zachowuj się tak”. Tyle w tym było pogardy wobec obu tych mężczyzn. Przykro było patrzeć,
jak obaj ze strachu zamieniają się w takie małe kulki.
MO: Ta pani pewnie nigdy żadnego mężczyzny nie szanowała. Chłopiec wychowywany przez taką mamę prawdopodobnie znajdzie też sobie taką partnerkę
na życie, a ta założy mu podobną obrożę. Nasi synowie i relacje z nimi odzwierciedlają nasze związki z mężczyznami.
Bywa, że dopiero dzięki nim uczymy się świata męskiego bez uprzedzeń, wrogości czy pogardy.
MCS: Rzeczywiście, czasem sobie myślę, że gdybym kiedyś wiedziała o mężczyznach tyle, ile wiem o nich teraz od mojego syna,
to bym nie popełniła tylu błędów.
BT: A co to będzie, kiedy nasi synowie będą mieli po 18 lat! Będziemy wszechwiedzące, jeśli chodzi o męski świat!
MO: Czy myślicie czasem o tym, że wychowujecie syna dla innej kobiety?
BT: Ja o tym myślę. Jestem przekonana, że jeśli mój syn będzie mnie szanował, to będzie też szanował inną kobietę. Rozmawiam z nim o relacjach z kobietami.
Powtarzam mu czasem: „Jak będziesz miał własną żonę, to to i tamto”. Rozmawiamy też o seksie, rozstaniach, zdradzie. Jasiek pyta mnie o takie sprawy.
Wszędzie – w telewizji, w szkole, w Internecie – nasze dzieci widzą, jakie są rotacje w rodzinach, widzą, że ludzie się rozchodzą.
MO: Próbujesz mu wpoić przekonanie, że warto walczyć za wszelką cenę o związek, czy raczej odejść z toksycznej relacji?
BT: Przedstawiam mu raczej różne życiowe drogi. Mówię mu, że ludzie czasem postępują w taki, a nie inny sposób. Ważne jest, by każdy miał prawo
dokonać najlepszego dla niego wyboru. Jeśli dziecko wychowujemy w przekonaniu, że świat daje nam różne możliwości,
to ono będzie potem mniej narażone na manipulacje.
MO: A propos manipulacji: nie macie czasem obaw, że przyjdzie taka podstępna baba i wam tego biednego synka omota?
BT: Ja się tego nie boję. Kiedy myślę o manipulacji, to nie myślę o kobietach. Myślę o ludziach, polityce, o biznesie. O tym,
by nie widział tylko jednej drogi wmawianej jako ta właściwa; chcę by zdawał sobie sprawę z wyborów. Że istnieją.
MCS: A ja się skupiam na bardziej przyziemnych rzeczach. Naprawdę zależy mi, by Maks był samodzielny.
Jak patrzę czasem na tych bezradnych facetów, co to nie potrafią nawet włączyć pralki, to mam tylko nadzieję, że mój syn taki nie będzie.
Uczę go więc różnych najprostszych rzeczy: by umiał odkurzać, prać, sprzątać, by odniósł po sobie talerzyk lub pomógł mi nieść siatki.
I wtedy myślę sobie, że chciałabym, aby jakaś kobieta miała fajne życie z Maksem.
MO: Ja mam takie poczucie, że dajemy naszym synom emocjonalną bazę na całe życie. Dajemy ją ogólnie naszym dzieciom, niezależnie od płci.
Jednak w przypadku syna nie tylko pokazujemy mu, jak rodzic kocha dziecko, ale także jak wygląda jego pierwsza relacja z kobietą.
Dla syna to zderzenie z kobiecością, choć pozbawione sfery seksualnej. To my, matki, jako pierwsze wprowadzamy synów w zawiły świat kobiecy i pokazujemy,
czy jest on ciekawy i bezpieczny, czy straszny i groźny. Ja podobno jestem matką bardzo czułą. Lubię Jurka przytulać, choć on coraz mniej
tego potrzebuje, lubię tarmosić go za włosy. I mam nadzieję, że on dzięki temu będzie potrafił okazywać kobiecie uczucia.
BT: Ja też lubię Jaśka tulić i powiedzieć mu nawet kilka razy dziennie, że go kocham. Ale mam wrażenie, że jestem przede wszystkim matką dużo rozmawiającą.
Mam wielką potrzebę wprowadzania Jaśka w świat pojęć, znaczeń i zawiłości. Lubię mu wszystko tłumaczyć, dzięki temu ma otwarty umysł, jest wszystkiego ciekawy.
Mam wrażenie, że może być trochę intelektualnym wyzwaniem dla kobiety, ale też takim facetem, z którym kobieta może przegadać cały dzień i się nie nudzić.
Zresztą, ja sama zawsze uważałam, że to mózg jest najseksowniejszy u mężczyzny…
MSC: A mój jest kompilacją różnych cech: i czuły i niewzruszony, i delikatny i silny. Mężczyzna (śmiech)!
Ale tak na poważnie, ja zupełnie nie wiem, kogo mój Maks wybierze. I nie wiem, czy ta kobieta będzie podobna do mnie.
I czy chciałabym, aby była podobna do mnie? Może będzie zupełnie inna?
MO: Jak was słucham, to mam wrażenie, że jak bardzo byśmy starały się tego nie robić, to i tak trochę wychowujemy synów dla siebie,
pod nasze potrzeby. I jeśli nasi partnerzy są mało czuli, to szukamy tej brakującej czułości i empatii w synach. A jak partnerzy są zbyt miękcy,
to tę siłę dobudowujemy dzieciom.
BT: Na szczęście nie tylko my ich tworzymy. Już jacyś się rodzą, mają też wokół siebie inne osoby i środowisko, mają różne wzorce.
MO: Co dał wam syn? Jednym zdaniem.
BT: Niezwykłe oparcie i kobiecość. Otworzył oczy na wiele zjawisk. Nie byłoby mnie tu, gdyby nie Jaś.
MSC: Klucz do męskiego świata. Fascynujące.
MO: Jurek powiedział mi kiedyś w trudnym momencie: „Mamo, dasz radę”. A ja poczułam, że mam drugi filar na całe życie.
MAŁGORZATA OHME, psycholog, mama 6-letniej Klary i 8,5- letniego Jurka
BEATA TADLA, dziennikarka TVN 24, mama 11-letniego Jasia
MALWINA SŁOKA-CHLABICZ, producentka telewizyjna, mama 9-letniego Maksymiliana