Dotarłam! Nie było żadnych autobusów, taksówek, niczego, co by przypominało możliwość transportu.
No dobra… i co dalej? – pomyślałam. Prom dotarł co prawda na wyspę Jawa, ale port znajdował się daleko od miasta, z którego wyrusza się na wulkan.
Zobaczyłam, że co jakiś czas zatrzymują się przy ulicy takie dziwne, malutkie, kolorowe pojazdy, bez bocznych okien, a z dachem tak niskim, że wyższa osoba musiałaby pochylać głowę podczas jazdy. Wyjęłam swój przewodnik i sprawdziłam…
– Tak, to jest BEMO! – krzyknęłam zadowolona. BEMO to tutejsze miniautobusiki. Ale takie naprawdę malutkie. Może wsiąść do nich maksymalnie kilka osób. Są bardzo tanie i zawiozą cię tam, gdzie potrzebujesz dojechać. Jechałam BEMO, a przez okna wpadało świeże powietrze, które przynosiło dużą ulgę w ten upalny dzień.
Aby dostać się na wulkan, trzeba wyruszyć wcześnie rano. Musiałam więc znaleźć nocleg, żeby następnego dnia, kiedy było jeszcze ciemno, wyjechać samochodem w stronę wulkanu.
Droga była nierówna i kręta, wyżłobiona w zboczu wulkanu. Zobaczyłam, że co jakiś czas spadają z góry duże głazy i mokra ziemia. Bałam się, żeby nic nie spadło na nasz samochód.
Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do miejsca, z którego już dalej mogłam iść tylko na piechotę. Nie byłam jeszcze nawet w połowie drogi do krateru. Spojrzałam na mapę.
Muszę uważać na czas! Bo z powrotem czeka mnie taka sama droga w dół! Mam nadzieję, że zejdę z góry przed nocą. Nie chciałabym nocować na wulkanie…
Wysiadłam z samochodu. Zostawiłam w nim plecak, żeby było mi łatwiej wchodzić. Włożyłam tylko bluzę, bo im wyżej się wchodzi, tym jest chłodniej.
Już po paru krokach zobaczyłam robotnika stojącego z pustymi koszami po siarce. Musiał znieść ją już na dół, rozładować kosze i szykować się, by wejść z powrotem do krateru.
Robotnicy wykonują tu bardzo ciężką pracę. Najpierw muszą wejść na samą górę wulkanu. Potem zejść do wnętrza krateru, po stromych kamieniach. Następnie kilofami i łopatami rozbijać i wydobywać siarkę. Załadować ją do koszy. Podnieść, wsadzić sobie na plecy łącznie 70 kilogramów i pokonać tę samą drogę co poprzednio. Nie ma tu samochodów czy zwierząt, które mogłyby pomagać robotnikom w ich ciężkiej pracy. Wszystko muszą robić sami.