Tradycyjna rodzina, w której jest mąż, żona i dzieci, to tylko jeden z możliwych scenariuszy, w jakich może wychowywać się dziecko. Ania, Beata i Anita to trzy przykłady matek, które podjęły różne decyzje w swoim życiu, mające wpływ na to, jak dziś przeżywają i definiują swoje macierzyństwo i kobiecość. Poznaj historię trzech kobiet, które potrafiły zawalczyć o szczęście.
Historia Anny
Zabiła w sobie kobiecość, wie to. Nie potrzebuje szminek, kolorów, facetów. Została mamą na dobre, już to zaakceptowała. Uważa, że właśnie dzięki temu ma relację z synem, której wszyscy jej zazdroszczą, może na niego zawsze liczyć, on na nią też.
Ania ma 44 lata, pochodzi z Opola, ponad 10 lat temu założyła biuro rachunkowe, obecnie zatrudnia do pomocy jedną osobę, ale większość pracy wykonuje w domu. Od chwili rozstania z Jurkiem była na trzech umówionych przez koleżanki randkach, z których jednak nic nie wyszło.
„Trzy doby po tym jak urodziłam Marzenkę, postanowiłam wyrzucić mojego męża z domu. Od tego czasu minęło 16 lat. W domu z moją mamą czekał na nas już Adaś, mój najstarszy syn, mój prawdziwy mężczyzna, który właśnie kończy 19 lat. Przez pierwsze lata jego życia walczyłam z mężem o jego zaangażowanie, o pomoc, o zainteresowanie, wsparcie, podział obowiązków.
Gdy urodziłam córkę, a on trzecią dobę z powodu swojej ogromnej ojcowskiej radości świętował i nie miał czasu mnie odwiedzić i przynieść mi chusteczek, coś we mnie pękło. Nie chciałam po raz kolejny przez to przechodzić. Bałam się samotności, ale musiałam wiedzieć, na czym stoję, nie łudzić się. Bo być samotnym, gdy obok jest ktoś bliski, to znacznie bardziej bolesne od zwykłego bycia samemu, gdy na nic się nie czeka.
Na szczęście miałam i mam Adasia. Poświęciłam się pracy i dzieciom, które mi wszystko rekompensują” – wyjaśnia. Po urodzeniu córki i powrocie do domu Ania powiedziała mężowi, że chce, by ten się wyprowadził. Nie oponował, pytał dlaczego, nie rozumiał, obraził się i wyszedł spotkać ze znajomymi. W nocy wrócił pijany i chciał rozmawiać, gdy ta przewijała po raz kolejny córkę. Była wściekła, wyrzuciła jego rzeczy na korytarz. Z każdym kolejnym dniem ciąży było między nimi coraz gorzej. Przestali się wspólnie śmiać. Jurek nie chciał uprawiać z nią seksu, coraz więcej imprezował, znikał, a ona czuła się coraz bardziej samotna, coraz mniej kobieca i wciąż wierzyła, że to chwilowe, że wszystko, co złe, minie.
Ale tak się nie stało, po urodzeniu Adama prawie każda ich rozmowa kończyła się kłótnią, awanturą. Gdy urodziła syna, to ona straciła ochotę na seks, i trwało to prawie rok. „Zniknęły komplementy, mówił do mnie mamo, a nie kochanie, czasami pochwalił, że dobrze ugotowałam, zniknęła jego kobieta. Faktycznie przestałam się malować, zerwałam dwie przyjaźnie, nie miałam po prostu ochoty, siły i czasu, Adam był dla mnie całym światem”.
Bała się o relacje syna z ojcem, o to, co powie dzieciom, jak będą duże, dlatego postanowiła w żaden sposób nie utrudniać obu stronom kontaktu, przeciwnie: ułatwiać spotkania tak często, jak to tylko możliwe. Gdy Adam miał sześć, siedem lat, nie chciał jeździć do taty na weekend, a gdy ten przyjeżdżał w odwiedziny, zazwyczaj chował się ze swoimi zabawkami. „A to Jurka złościło, co w konsekwencji powodowało, że Adaś jeszcze bardziej się wycofywał” – kontynuuje Ania, która mówi, że długo go wtedy przytulała, zabierała na lody albo w inny sposób pocieszała po trudnym spotkaniu z ojcem.
Teraz Adam ma 19 lat i z ojcem widuje się przy okazji rodzinnych uroczystości, nie zbudowali relacji. Z kolei Marzena wielokrotnie oskarżała swoją mamę o to, że ta pozbawiła ją normalnego domu, że jeśli miałaby żyć tak jak ona, to by się zabiła. „I dlatego czasami żałuję, zastanawiam się, co by się stało, gdybym nie była taka radykalna, gdybym nie wyrzuciła go wtedy z domu, może czas by wszystko zmienił, a ja nie byłabym taka wyczerpana” – dodaje Ania i zawiesza głos, na co odzywa się z pokoju jej syn: „Gdyby chciał, toby został i zawalczył o rodzinę, gdyby chciał, toby przyjeżdżał częściej niż raz w miesiącu na kilka godzin. Mamo, daj spokój, dałaś nam wszystko!”.
Ania uśmiecha się i mówi szeptem, że Adam wybrał studia niedaleko domu, żeby byli blisko. Marzena nie chciała uczestniczyć w dziennikarskim użalaniu się nad sobą – bo tak określiła moją wizytę. Pojechała do taty, ma u niego dużo więcej swobody niż w domu, pozwala jej spotykać się z koleżankami, zwiedzać Wrocław, oglądać do późna telewizję. Od czasów gimnazjum, gdy się kłócą, prawie zawsze krzyczy, że Ania zmarnowała jej życie i że z tatą miałaby lepiej.
„Kobiety zazwyczaj czepiają się mężczyzny i tolerują absolutnie wszystkie jego zachowania, byleby tylko był” – komentuje prof. Magdalena Środa, etyczka, filozofka, publicystka. „Dla tej mamy na pocieszenie powiem, że są kobiety, które pozostają w związkach, wychowują dzieci, pracują, zyskują niezależność i przychodzi moment, gdy mają około 50 lat, odchowały już potomstwo, czują się niezależne i reflektują się, że w domu jest jeszcze jedno dziecko, którego już nie da się odchować, czyli ich małżonek.
A ten jest infantylny, niesamodzielny, bo skończyła mu się kariera, albo przeszedł na wcześniejszą emeryturę, albo choruje, lub ma inne dolegliwości lub po prostu się nie zmienia, nie rozwija, nie dopasowuje do rozwoju kobiety. Ta kobieta wyrzuciła tego młodzieńca w dobrym momencie, w przeciwnym wypadku pewnie musiałaby to zrobić dużo później, i właśnie to jest pocieszające”.
Ze statystyk GUS wynika, że kobiety trzykrotnie częściej decydują się na wniesienie pozwu rozwodowego, co ciekawe, mniej więcej tyle samo, bo około 75 proc. rozwodów, kończy się z uznaniem męża za winnego rozkładu pożycia małżeńskiego.
Najczęściej małżeństwa rozpadają się po 10-14 latach, chociaż faktycznie zwiększa się liczba kobiet w wieku około 50 lat, które decydują się rozpocząć samodzielne, niezależne życie. Mieszkańcy miast trzykrotnie częściej rozwodzą się od tych mieszkających na wsi.
Główne przyczyny rozwodów to niedochowanie wierności małżeńskiej (częściej z winy męża), chociaż często bez orzekania winy, nadużywanie alkoholu (zdecydowanie częściej z winy męża), naganny stosunek do członków rodziny (częściej z winy męża). A dalej są trudności mieszkaniowe, nieporozumienia na tle finansowym i magiczny zwrot „niezgodność charakterów”, pod którym może się kryć wszystko.
„W Polsce istnieje duże przyzwolenie na promiskuityzm i mężczyźni chętnie z tego korzystają. Przez 10 lat byłam ławnikiem, więc nasłuchałem się historii, w których mężczyzna mówi o niezgodności charakterów, a tymczasem ma młodszą kobietę” – komentuje prof. Magdalena Środa. „Samotna matka to zwykła polska rzeczywistość, widać to zwłaszcza w sytuacji, gdy rodzą się niepełnosprawne dzieci. 60 proc. panów opuszcza kobiety, zostawiając je same z gigantycznym problemem”.