MO: Tsunami… tak to kiedyś określiłaś.
OMF: To prawda, z chmury Amora musieliśmy zejść na ziemię. Zrobiliśmy to wspólnie, za rękę. Miłość dawała nam codzienne energię do pokonywania trudności i zdobywania nieznanych terenów życia. Do tego stopnia, że nie chcieliśmy dzielić się tym, co nasze, oszukaliśmy rodzinę, że po porodzie muszę zostać dłużej w szpitalu.
MO: I wróciliście do domu, by pobyć z nią sami?
OMF: Tak. Chcieliśmy nacieszyć się tym intymnie, we dwoje. Zrobić to po swojemu.
MO: Kiedy to sobie wszystko odbiliście?
OMF: Kiedy uznaliśmy, że Sonia spokojnie może zostać z dziadkami, których bardzo kocha. My w tym czasie zgłębialiśmy tekst piosenki Kazika: „Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni”. Przypominaliśmy sobie życie nocne, zachłystywaliśmy się tym jak gówniarze, którzy urwali się rodzicom ze smyczy. Taki zimny prysznic rzeczywistości rówieśników bez dzieci, a potem szybki i spontaniczny powrót do ciepłego domku, zapachu bobasa i rosołku.
MO: Sonia jednak zmieniła wasze życie?
OMF: Jasne, że tak, w takim emocjonalnym wymiarze. Po prostu pojawił się „ktoś mały” do bardzo mocnego kochania. Wczoraj, ponieważ Soni akurat nie ma (tylko od dwóch dni), złapaliśmy się z Michałem na tym, że skupiamy nasze emocje na kocie. Dłuższy brak Soni mógłby sprowokować przygarnięcie kolejnych pięciu czworonogów do przytulania…. Przelewanie emocji macierzyńskich na zwierzęta raczej mnie śmieszy. Fizycznie, a bardziej logistycznie, to Soni plan lekcji jest w dużym stopniu naszym planem „możliwości zawodowych”. Z wieloma tematami musimy sobie poradzić do 16.00 [uśmiech].
MO: Nie było przysłowiowego ściszania muzyki?
OMF: Nie!… „Muzyka grała”, przychodziło mnóstwo przyjaciół, bo prowadzimy dom otwarty. Wspólne śniadania, kolacje, dyskusje. Nie sposób się nudzić. Szybko złapała nasz rytm. Jak jest cisza w domu, zaraz pada pytanie: „Dlaczego dziś nie ma gości?”. Wśród dziewięcio-, dziesięciolatek, które znam, panuje trend „powsinogi”. Sonia kocha spać u koleżanek, koleżanki u niej. Fascynuje się gotowaniem. Zdarza się, że naszym znajomym podaje do stołu potrawy własnego pomysłu. Nasz model rodziny pokazał części naszych znajomych, że rodzina, dziecko są cool. Byliśmy pierwszymi rodzicami w towarzystwie. Teraz nie sposób zliczyć „młodego pokolenia”. Czasami tylko zastanawiam się, co będzie, jak nam zabraknie siły na tempo, które sami ustaliliśmy???
MO: A tyle wokół siebie negatywnych komentarzy, że twój dom nie jest taki tradycyjny, że ta muzyka gra, a dziecko powinno mieć ciszę…
OMF: Mój dom wbrew pozorom jest tradycyjny. Bo ja mam zawsze ugotowany obiad, w zanadrzu coś na przygotowanie spontanicznego przyjęcia. Praca pozwalała mi być z Sonią, gdy wróci ze szkoły. Znajomi śmieją się, że bywam perfekcyjną panią domu. Na czarną godzinę mam zawsze zamrożony rosół, fantazji w kuchni nikomu w naszym domu nie brakuje.
MO: Po co?
OMF: Na wypadek gdybym nie zdążyła nic przygotować. Zdarza się, że gotujemy przy przyjaciołach, jest jasny podział obowiązków w kuchni, jest zabawnie i smacznie. Na dobre jedzenie czasami trzeba zasłużyć [uśmiech]. Nasz dom jest przyjazny i pełen swobody.
Mam łatwość ogarniania wszystkiego, czasami tłukąc szklane przedmioty, które stają na mojej drodze, ale do tego również moi bliscy przywykli. Jestem wręcz znana z tego, że „leci mi z rąk”.