Tomasz Karolak, tata 5-letniej Leny i 3-miesięcznego Leona, oraz Janusz Radek, tata 14-letniej Zuzanny i 4-letniej Anieli. Dwóch ojców. Dwa światy. jedna płyta dla dzieci, na której wcielają się w zwierzaki.
GAGA:Jakimi jesteście ojcami?
JR: Teraz czasy są takie, że wymieniamy się tymi rolami. Mam na myśli matki i ojców. Zadania jako rodzice mamy w sumie takie same. Dbamy o nasze dzieci, rozmawiamy z nimi, obdarzamy czułością. Trudno w jednym zdaniu opisać to, jakimi ojcami jesteśmy.
TK: Dokładnie. Też mi się wydaje, że tak to funkcjonuje. Ja jestem ojcem od pięciu lat. Mam dwójkę dzieci, mój syn ma dopiero trzy miesiące, więc jest bardzo mały. U nas w domu, gdy trzeba coś wyegzekwować od córki, to zazwyczaj ja się tym zajmuję. Być może jestem bardziej stanowczy… A może jest coś takiego jak ojcowska ręka? Córka traktuje nas bardziej jak kolegę i koleżankę, ponieważ zawsze staraliśmy się z nią rozmawiać jak z partnerem. Dawać możliwość własnych wyborów i decyzji. I czasami bywa tak, że granica rodzic – dziecko zaciera się. Wtedy reagujemy. Staramy się wrócić na tor relacji dorosły – dzieci. Często jest to moje zadanie.
GAGA: Wyznaczacie granice?
JR: O tak! To bardzo ważne dla dziecka.
TK: Dziecko bada, jakie są te granice. Na różne sposoby (śmiech). Zarówno złością, jak i czułymi słowami. Ważne, żebyśmy reagowali, gdy są przekraczane. Na przykład, gdy Lena nie ustępuje miejsca na huśtawce, a korzysta z niej już długo, to mówię jej, że powinna zejść, i tłumaczę dlaczego. Takie normalne rodzicielskie interwencje.
GAGA: Jakie macie wady jako ojcowie? (cisza)
TK: Hmm… Chyba największą wadą jest to, że dużo pracuję. Czasami nie ma mnie w domu 12-16 godzin. Staram się nadrabiać te zaległości, gdy jesteśmy razem. Wydaje mi się, że dzięki temu zacząłem bardziej szanować swój czas wolny i stałem się asertywny.
JR: Ja mam trochę inną perspektywę. To chyba dotyczy wszystkich, którzy są związani ze sceną. W domu trzeba „wyjąć twardy dysk” związany z pracą i ambicjami. Zanim pojawiły się dzieci, myśleliśmy w sumie tylko o sobie. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale byliśmy narcystyczni i to musiało się zmienić. „Ja na scenie” i „ja w domu” to dwa różne światy, które staram się odgrodzić. W taki sposób, żeby nie zajmować rodzinnej przestrzeni moją pracą. To trudne, ale wykonalne.
GAGA:Co jest najtrudniejsze w byciu ojcem?
TK: Wszystko! (śmiech). Bycie ojcem nie jest łatwe. Zresztą tak samo bycie matką. W ogóle bycie rodzicem to trudna sprawa. Mój wiek bardzo mi pomaga w tej roli. Swoje już przeżyłem, jestem cierpliwy i bardziej skupiony na życiu. Ale najpiękniejsza jest niepewność i ciekawość, co przyniesie kolejny dzień. Zaraz Lena będzie szła do szkoły. To nowe doświadczenie dla niej i dla mnie. Inne środowisko, ludzie. Fajna sprawa!
JR: Tak. Wiek jest tu plusem. Nie jesteśmy już młodzi i mamy trochę doświadczenia. Wraz z przyjściem dziecka na świat zaczyna się nowe życie. Zanim miałem dzieci, przez kilkanaście lat studiowałem. Tak bardzo podobało mi się to zajęcie, że nie mogłem się z nim rozstać (śmiech).
TK: To ile lat studiowałeś?
JR: Trzynaście! (śmiech).
TK: Przebiłeś mnie. Ja osiem (śmiech).
JR: Życie na studiach jest zupełnie inne od rodzinnego. Zmieniają się priorytety i nastawienie do wielu spraw. Stajemy się bardziej odpowiedzialni.
TK: A mnie się wydaje, że najważniejsze to mieć coś jeszcze poza pracą i domem. Bo inaczej męczysz siebie i ludzi wokół. Trzeba mieć jakąś pasję, hobby. Chociaż, w dzisiejszych czasach jest trochę tak, że wiele spraw „musisz”, „powinieneś” albo „nie wypada”. Bo społeczeństwo patrzy na ciebie, ocenia i wyznacza jakieś normy. Mnie się to nie podoba. Trzeba wyjść trochę poza rodzinę. Kiedyś poznałem historię Guns’ N’ Roses. I wyobraźcie sobie, w jakim byłem szoku, kiedy dowiedziałem się, że oni skończyli podstawówkę, kiedy zachciało im się grać rocka. No i jak wiemy, grali tego rocka, stali się sławni. Można by zapytać „jak to, bez matury?”. No tak, grali rocka bez matury! U nas nie do pomyślenia. Brakuje nam takiej „wolności obywatelskiej”.
GAGA: Najtrudniejsze pytanie od dziecka?
TK: Wszystkie są trudne. Może nie tyle pytania, co odpowiedzi. Ale najtrudniejsze było, gdy córka zapytała mnie: „Tato, kiedy oślubisz się z mamą?”. No i miałem problem, bo nie wiedziałem. Na razie nie zamierzamy się „oślubić”. W sumie to mam mieszane uczucia do całej tej instytucji związku na papierze. Jesteśmy razem, mamy dwójkę dzieci, jest nam dobrze, po co to zmieniać? Obawiam się, że wraz ze ślubem coś się kończy w związku. Pewnie coś innego też się zaczyna, ale ja lubię ten rodzaj wolności, który daje nam życie niemałżeńskie.
JR: Moja starsza córka zadała mi ostatnio pytanie: „Tato, nie sądzisz, że cała ta religia jest stworzona po to, żebyśmy się bali?”.
TK: Ohohoho… Ale pytanie. Już mi się podoba (śmiech).
JR: Ma 14 lat. Staram się nie ingerować w jej świat. To znaczy delikatnie podpowiadam, podsuwam pewne drogowskazy, ale bez popychania w konkretnym kierunku. Podam taki abstrakcyjny przykład. Mówię: „Być może nie wydaje ci się, że to jest zieleń, ale myślę, że to jest jakiś jej odcień”. I w ten sposób, nie naciskając, ale podpowiadając, ona zaczyna myśleć: „To wygląda mi na trochę zielone”. I wtedy jestem już bardzo szczęśliwy, że dostrzegła chociaż 30 procent tej zieloności, mimo że widać cholernie intensywny kolor (śmiech). Pytania mojej córki są bardzo ciężkie, trudne. Interesuje się pisaniem i ostatnio wygrała w Krakowie konkurs, na który zgłosiło się ze dwa i pół tysiąca osób. Powiedziała mi o tym po fakcie i dodała: „Ale prosiłabym cię, żebyś nie czytał tego na razie. Za tydzień przedstawię ci inne moje rzeczy”. Zaskakuje mnie. Jej pytania są dojrzałe. Dotykają ważnych spraw i czasami muszę się przygotować do odpowiedzi. Proszę ją o dzień, tydzień do namysłu. Nie chcę odpowiadać w kategoriach białe – czarne, ale pokazać jej, że jest coś pomiędzy. To duży ciężar dla rodzica, bo przecież na tym między innymi nasze dzieci budują swój dorosły świat.
GAGA: A jakie pytania zadaje młodsza córka?
JR: Nasz mały pierdzioch? (śmiech) To jest mały terrorysta. Ma chyba bunt czterolatka. Postawa typowo roszczeniowa „maś to dać”, „a ciemu nie?”. Jestem na etapie przeskakiwania z jednego świata do drugiego. 10 lat różnicy między dziećmi to mile. Z jednej strony maluch, z drugiej nastolatka, która staje się kobietą.
GAGA: Śpiewacie dzieciom? Na przykład na dobranoc?
TK i JR: Nieeee! (śmiech)
TK: Ja nie śpiewam, bo po co straszyć dzieci. Czasami gram na gitarze. Ale moja córka woli, gdy opowiadam jej bajki. Ma przy tym kupę radości i śmiechu, zresztą ja też. Chciałbym, żeby umiała w dorosłości śmiać się z siebie. I żeby miała do siebie dystans. Poza tym ja słucham rocka, ona woli Mozarta.
JR: Czasami, jeśli pozwala na to praca, jeździmy z dziećmi w góry. To są nasze rodzinne wypady i nasz czas. Nawet gdy najmłodsza córka była maleńka, to ją zabieraliśmy. Trzymałem ją w nosidełku, przodem do siebie. Te góry to taka nasza odskocznia od codzienności. Dzięki temu jesteśmy bliżej siebie, stajemy się bardziej zgrani i silniejsi jako rodzina.
GAGA: Pytam o śpiewanie, bo ostatnio nagraliście płytę
„Zwierzaki. Faceci dla dzieci”.
TK: Ja śpiewam o jeżu. Bardzo lubię jeża. To jest takie przesympatyczne zwierzę. Jak byłem mały, to jeże mieszkały w lesie, a teraz są w mieście. I urzędują sobie z kunami. Kurczę no, takie dziwne zwierzę, ale i tajemnicze. Połączenie kreta z rozgwiazdą (śmiech). Bardzo mnie to bawi i dlatego jeż. Mimo że bardziej wyglądam na misia.
JR: Ja śpiewam o kocie. Dla alergika to „wymarzone” zwierzę. Kiedyś miałem taką sytuację, że położyłem się w pokoju, gdzie spał kot. Gdy stamtąd wychodziłem, po prostu zacząłem się dusić. Natomiast wszyscy znajomi, którzy mnie widzieli, byli przekonani, że udaję Lorda Vadera. Myślę, że po prostu muszę się do kota przyzwyczaić i temu służy ta piosenka. Zaskoczyło mnie w trakcie nagrywania, że jest naprawdę dużo dzieci, które nie widziały zwierząt, o których śpiewamy. Doszedłem do wniosku, że to konsekwencja pewnego modelu rodziny lub może jej stylu życia. Czasami rodzina wpada w taką hermetyczną, zamkniętą codzienność. Nigdzie nie wyjeżdżają, nie organizują czasu wolnego, nie starają się czegoś poznać, tylko siedzą w internecie.
TK: To nie jest kwestia pieniędzy! Trzeba mieć chęci.
JR: Tak, trzeba mieć chęć ruszenia tyłka i zobaczenia czegoś poza własnymi czterema ścianami. Więc te piosenki i opowiadanie o tym, że kot jest taki, a jeż ma kolce, służy przybliżeniu dzieciom świata zwierząt. Bo to są nasi bracia mniejsi (śmiech). Bardzo mi się podobało tworzenie i nagrywanie tej płyty.
TK: To są proste, przyjazne piosenki z łatwym tekstem. Dziecko może szybko zapamiętać utwór.
GAGA: Tak sobie myślę, że jesteście bardzo rozsądnymi ojcami. Dużo wiecie o tym, jak z dziećmi postępować, jak wyznaczać granice, jak odpowiadać na trudne pytania. A teraz proszę się przyznać: gotujecie dzieciom?
JR: Ja gotuję, ale zdecydowanie za ostro. Więc robi to moja żona. Dobry jestem w jednogarnkowych potrawach. Na bazie kaszy i sosów pomidorowych.
TK: Ja nie! (śmiech). Serwuję tylko zimny bufet. Kanapki z szynką.
Tomasz Karolak – aktor, dyrektor artystyczny Teatru Imka w Warszawie. Gra m.in. w popularnym serialu „Rodzinka.pl” (TVP). Tata dwójki dzieci: 5-letniej Leny i 3-miesięcznego Leona, które wychowuje wraz z aktorką Violą Kołakowską.
Janusz Radek – wokalista i aktor, jego najnowszy album nosi tytuł „Z ust do ust”. Tata 14-letniej Zuzanny i 4-letniej Anieli. Jego głos (a także Tomasza Karolaka, Janusza Panasewicza, Andrzeja Grabowskiego i innych artystów) można usłyszeć na humorystycznej płycie pt. „Zwierzaki. Faceci dla dzieci”, która właśnie się ukazała.