K.W. – Nawet dorośli się gubią. I zobacz, że nasza rozmowa o patriotyzmie właściwie dotyczy walki i wojny. Chciałbyś taki patriotyzm proponować dzieciom?
J.W. – Rzeczywiście patriotyzm bywa wiązany z walką. Ale walka to sytuacja ekstremalna, kiedy trzeba wybrać – czy uciekać z rodziną czy walczyć w powstaniu? Czyli właściwie proponuje się paradoks, że trzeba rodzinę poświęcić wyższej sprawie, mimo że mówi się, że to dla rodziny. Jednak kiedy spojrzeć na to z szerszej perspektywy, wspólny opór powoduje większe szanse ocalenia większej liczby rodzin, niż jednostkowe chaotyczne działania oporu i ucieczki. Cały problem w tym, że w polskiej kulturze dominuje apoteoza romantyzmu i śmierci, a nie eksponuje się pracy i twórczości dla swojego kraju. Czy patriotą był Kolberg, który zbierał wiejskie przyśpiewki? Tak, oczywiście. I taki patriotyzm chciałbym proponować dzieciom.
K.W. – Niby to brzmi dobrze, ale jak w szkole syn miał przygotować kartę Wielkiego Polaka, do wyboru z listy, to na niej Kolberga nie było. I nie było też kobiet, poza Marią Skłodowską. Dziecko zrobiło wtedy pod wpływem podłej matki kartę o Irenie Sendlerowej i za to dostało uwagę, że źle. Dlaczego patriotyzm musi mieć wąsa i walczyć?
J.W. – Bo śmierć za ojczyznę jest uświęcana w męskiej tradycji, która koncentruje się na wojsku. Polskie wzory narodowe to wzory szlacheckie, a szlachta pochodziła od rycerzy i miała obowiązek walczyć. I umierać za pana feudalnego, który potem zmienił się w ojca narodu – króla i w sam naród wreszcie. Gdybyśmy mieli silniejsze mieszczaństwo, to bohaterami byliby kupcy, jak we Włoszech. Bo oni przysparzali krajowi bogactwa. A w naszej kulturze bogactwo wydaje się takie płytkie i miałkie. Godniejsze wydaje się poświęcenie – jak choćby rzucanie obrączek do przetopienia na armaty.
K.W. – W takim razie jak chciałbyś uczyć dzieci patriotyzmu?
J.W. – Patriotyzm jest stosunkiem do Ojczyzny jako tradycji i kultury pewnej większej wspólnoty ludzi z przeszłości, z którymi czujemy łączność. Patriotyzm to chęć widzenia swojego kraju – czy tego, w którym się urodziliśmy, czy tego, który wybraliśmy – jako lepszego, takiego, w którym żyje się lepiej. Dlatego patriotyzm to także chęć reformowania, a uczenie patriotyzmu może podkreślać zamiast historii walk – historię osiągania zgody co do większych celów. Dla mnie takim przykładem jest Konfederacja Warszawska, kiedy szlachta zgodziła się, że chce żyć w tolerancyjnym kraju zapewniającym wolność wyznania. To było fantastycznie osiągnięcie demokratyczne. Znajomość takich tradycji może dawać nowe wzory – wzory życia i działania, a nie umierania dla ojczyzny.
K.W. – Łatwo ci mówić – nie wszyscy mają ten luksus, że przy śniadaniu z pamięci opowiedzą dzieciom o Konfederacji Warszawskiej. Co innego można jeszcze robić, żeby proponować nowy model patriotyzmu? Budzisz się rano i co?
J. W. – Opowieści są najlepsze, bo zwykle jest nich konkretny wzór bohatera. Ale jeśli nie chcemy tylko opowiadać, to możemy zacząć na przykład od tego, żeby lepiej poznać i pokazać dziecku miejsce naszego zamieszkania. Dowiedzmy się, kto, co i kiedy próbował coś zmienić. Możemy narysować rodzinne drzewo genealogiczne. Poza tym możemy puszczać mu muzykę tradycyjną, pójść z nim na warsztat lepienia glinianych figurek albo malowania pisanek, wchłonąć trochę folkloru. To wszystko są przejawy praktykowania tradycji – bo ojczyzna to nie tylko królowie, ale też prababcie, praciotki, piekarze i malarze. Znajomość swojej wspólnoty i jej sztuki wydaje mi się bardzo patriotyczna. Chciałbym, żeby moje dzieci potrafiły zaśpiewać piosenki ułańskie i legionowe, inaczej będę miał wrażenie, że jestem w kraju kulturowo skolonizowanym, w którym liczą się tylko zagraniczne przeboje sprzed miesiąca. Bez tego nie będą wiedziały, co robił, o czym pisał i czym żył ich dziadek czy pradziadek. Zabraknie im poczucia przynależności.
Druga kwestia – bardzo praktyczna – to podtrzymywanie rytuałów, które uznajemy za dobre i które mogą nas łączyć. Temu służą chociażby święta. Często nie doceniamy potencjału świąt i na przykład trzeciego maja, w święto konstytucji, tylko grillujemy. To bez sensu.