Rozmowa z Andrzejem Maleszką, autorem serii powieści „Magiczne drzewo”, której piąty tom – „Magiczne drzewo. Gra” trafił właśnie do rąk małych (i dużych) wielbicieli. Nie tylko w Polsce – powieść została wydana także w Japonii, Korei Południowej, Serbii, Francji, trwają prace nad wydaniem w Chinach.
Andrzej Maleszka opowiada o fascynacji dziecięcym światem, zdradza receptę na udaną twórczość dla dzieci. Wspólnie zastanawiamy się, czy w dorosłym życiu jest miejsce na magię i przygodę. Dowiedz się, co autor popularnych powieści dla dzieci wyczarowałby, gdyby to w jego ręce wpadło magiczne krzesło.
Co by Pan wyczarował, gdyby miał Pan magiczne krzesło?
Maszynę, która rozciąga czas. Teleportacja też jest na mojej liście, bo mam znajomych mieszkających bardzo daleko. Ale najlepsze są życzenia, których skutku nie da się przewidzieć. Tak jest w „Grze”, piątym tomie „Magicznego drzewa”. Kuki wypowiada życzenia i rzuca kostką. Gdy wypadnie szóstka, dostaje czego pragnął. Ale gdy wypadnie jedynka dostaje odwrotność swej prośby. Każdemu życzeniu towarzyszy dreszcz zaskoczenia. Myślę, że dzieci potrzebują niespodzianek tak jak powietrza. Dorośli chyba też.
Czy w dorosłym życiu jest miejsce na magię i przygodę?
Pewnie, że tak. W końcu każdego dnia miliony ludzi wypełniają kupony totolotka, wierząc że zdarzy się cud. Ale magiczna moc w moich powieściach to najczęściej wewnętrzna siła bohaterów. Bez ich energii nic cudownego się nie zdarzy. W „Pojedynku” mały Kuki znajduje cudowne szachy. Białe figury tworzą dobre rzeczy, a czarne złe. Kuki musi wybierać, decydować. To jego mądrość daje siłę do ocalenia przyjaciół.
Dorosłość to czasem utrata wiary we własne siły. W to, że możemy zmieniać swoje życie. To nas różni od dzieci. One widzą świat jako przestrzeń fantastycznych możliwości. Są odkrywcami. Większość dzieci to potencjalni laureaci Nobla albo nowy Steve Jobs… Ale potem zaczynamy sobie wmawiać, że nic się nie da zrobić. Idziemy wąską dróżką, którą ktoś nam wytyczył. Każdy rodzic to zna. Chce iść prosto do celu a dzieciak myszkuje, włazi w każdą dziurę. My widzimy jedną drogę a dziecko sto.
Kiedyś powiedziałem, że dzieciństwo się kończy gdy przestajemy wierzyć w szczęśliwe zakończenia. W to, że jeśli ktoś puka do drzwi, to raczej Św. Mikołaj a nie komornik. Dlatego pierwsze dziesięć lat życia to najważniejszy okres. Wtedy decyduje się wszystko. Buduje się nasza siła. Albo słabość, z którą walczymy przez lata. Są w dzieciństwie chwile, gdy czujemy, że możemy wszystko. Czujemy się szczęśliwi w nieosiągalny potem sposób. Im więcej mamy takich chwil w dzieciństwie, tym mocniejsi będziemy w dorosłym życiu. Potem już tylko korzystamy z tych zapasów. Albo nieustająco remontujemy to co w nas zepsuto. Ja dlatego tworzę dla dzieci, że one są pełne ciekawości. Chcą ruszać na wyprawę z bohaterami „Magicznego drzewa” a nie przyglądać się z bezpiecznej odległości. Chcą posmakować cudów świata a nie marudzić, że wszystko jest nie tak. Oczywiście wielu dorosłych też lubi „fantastykę” i wierzy w niezwykłe odmiany losu.
Dorośli często marzą o powrocie do świata dzieciństwa. Czy pisanie to dla Pana podróż – czy może ucieczka?
Ucieka ten, co nie lubi świata. Mnie on wciąż niezwykle ciekawi. Poza tym nie da się ponownie „być dzieckiem”. Dorosły, który udaje dziecko jest trochę śmieszny. Każdy nauczyciel, który udaje kumpla, „ziomala” budzi u dzieci nieufność. One nie znoszą udawania.
Ale podróż to dobre skojarzenie. W „Magicznym drzewie” jest często motyw niezwykłej wyprawy. W tomie „Olbrzym” bohaterowie wędrują do Szanghaju, by zdobyć łóżko które spełnia sny. Walczą z olbrzymem, który w każdej części świata ma inną postać. W tej powieści jest ślad moich doświadczeń. Miałem takie szalone dwa lata, kiedy za film „Magiczne drzewo” odbierałem nagrody na kilkudziesięciu festiwalach. Przewędrowałem niemal cały świat. Potem w tych miejscach umieściłem zdarzenia z powieści. W Dubaju inwazję stalowych mrówek a w Tokio magiczny sklep. Łóżko spełniające sny umieściłem w hotelu w Szanghaju, w którym naprawdę nocowałem…
Ale trzeba pamiętać, że dziecko i dorosły podróżują inaczej. My najczęściej wiemy, co będzie u celu. Wszystko sprawdzamy i nie chcemy niespodzianek. A dzieci chcą czegoś niezwykłego. W ich podróży wszystko jest „pierwszy raz”. Choć czasem dzieci też tęsknią do tego co znają. W egzotycznym kraju wolą zupę pomidorową niż lokalne potrawy. Bo dzieciństwo to gra między potrzebą bezpieczeństwa i pragnieniem poznawania świata. Wiki, bohaterka „Magicznego drzewa” mówi – podróże są fajne, ale pod warunkiem, że można kiedyś wrócić. Mówi to, gdy magiczny rozkaz oderwał jej dom od ziemi i leci bez możliwości lądowania. A ja, jako autor, muszę ją uratować. Dać szansę na powrót. Bo nie ma nic gorszego niż odebrać dzieciom nadzieję na dobre zakończenie. Wtedy nigdy nie będą niczego próbować.
Skąd miłość do fantastyki?
Od zawsze interesowały mnie dwa gatunki – fantastyka i twórczość dla młodej widowni. Ludzie dojrzali też są fanami opowieści fantastycznych ale odbierają je inaczej, z dystansem. Młody odbiorca traktuje historie baśniowe jako opowieści o sobie, o świecie prawdziwym. I ma rację. Bo dziecko wie, że poza ciasnym światem, który zna, jest wielka przestrzeń innych krajów i galaktyk. Przez internet rzeka informacji wlewa się do dziecięcych głów. Więc dzieci chcą wiedzieć jakie zasady rządzą tą wielką rzeczywistością. Nie pytają jak działa telefon komórkowy (bo to doskonale wiedzą) ale o dobro, zło, o przyjaźń. One chcą ufać, że świat mimo wszystko jest bezpiecznym, dobrym miejscem. Mam nadzieję, że w „Magicznym drzewie” odpowiadam na niektóre ich pytania. Albo tak otwieram ich wyobraźnię, że sami znajdują odpowiedzi.
Podobno dzieci nie czytają…
Podobno, bo gdy pojawi się ciekawa propozycja, trudno oderwać je od lektury.
Pana książki zostały przetłumaczone na wiele języków, w tym japoński, chiński, koreański. Jakie warunki musi spełniać powieść dla dzieci, by zachwyciły się nią dzieciaki na całym świecie? Pana powieściom te warunki udało się spełnić.
Każdy tom „Magicznego drzewa” czyta mnóstwo dzieci, w Polsce i w innych krajach. Spotykam czytelników na targach książki w Krakowie, tydzień po premierze powieści. Większość przeczytała już książkę! 500 stron w tydzień! Więc dzieci czytają i to niezwykle szybko. Oczywiście, są takie, które nie lubią czytać. Najczęściej dlatego, że skutecznie je zniechęcono, robiąc z czytania ponury obowiązek. Albo dając im niewłaściwe książki. Bo w tym wieku książki się „zjada”. Książka musi smakować, sprawiać fizyczną radość jak coś pysznego. Zrobiłem kiedyś film „Połykacze książek” o szafie, która zmienia książki w ciastka.
Trzeba też pamiętać, że współczesne dzieci to nowa generacja czytelników. Te dzieciaki są niesamowite. Najczęściej piekielnie bystre, mają wiedzę o jakiej nam się nie śniło w ich wieku. I mówią językiem ludzi dorosłych. Jak kiedyś pisałem dialog do filmu, to musiałem silnie różnicować sposób mówienia dziecka i dorosłego. Teraz dziesięciolatek gada z dorosłym jak równy z równym. Mają zdolność błyskawicznego wchłaniania informacji. Ale też wielkie zamieszanie w głowach od nadmiaru bodźców. I problem z koncentracją.
To nowy rodzaj czytelników i trzeba dla nich tworzyć nowy rodzaj opowieści. Inaczej opowiadać. Dla mnie największym komplementem jest, gdy rodzice mówią, że „Magiczne drzewo” to pierwsza książka, którą dziecko chciało przeczytać do końca.
Jak nawiązać kontakt z tym nowym odbiorcą? Jest jakiś złoty środek?
Nie ma. Kto próbuje pracować wg schematu poniesie porażkę. Ale jasne, że autor musi wiedzieć jak dziecko odbiera filmy czy książki. Choćby to, że po silnej emocji musi być czas na odreagowanie niepokoju. Denerwuje mnie ta masa chłamu książkowego i filmowego, który epatuje dzieci wyłącznie strachem. Ja uważam, że musi być właściwa proporcja między niepokojem o bohatera a poczuciem bezpieczeństwa i oczyszczający śmiech. W „Magicznym drzewie” jest i groźny Olbrzym i mały kundel Budyń. Bo dziecko jednocześnie chce ocalić świat i pogłaskać psa. W czasie wakacji gdy nadchodzi noc, dziecko chce sprawdzić co kryje się w ciemności, ale chce też usiąść blisko rodziców, przy ognisku. Pragnie ekscytującej przygody i bezpiecznego domu.
Może Pan zdradzić ulubione książki i filmy swojego dzieciństwa?
Moja mama była nauczycielką, uwielbianą przez uczniów. Jeden z jej wychowanków został bileterem w kinie i wpuszczał mnie na wszystkie filmy. Więc dzieciństwo spędzałem w kinie. Fascynowały mnie wtedy filmy japońskie: Godzille i filmy z Samurajami. Ale też mnóstwo filmów fantastycznych od „Dzieci kapitana Granta” po „Gwiezdne wojny”. A ponieważ byłem wpuszczany na wszystko (za darmo) więc jako dzieciak oglądalem też obrazy Felliniego czy Kurosawy. Ale też świetne polskie filmy dla dzieci, szczególnie te oparte na powieściach Bahdaja.
Czy jako dziecko dużo Pan czytał?
Właściwie nie umiałem zjeść śniadania jak nie leżała przede mną książka. Do dziś w starych książkach znajduję zasuszone kawałki pomidora… Czytałem baśnie, na przykład „Z 1001 nocy”. Ale ulubiona była „Akademia Pana Kleksa”, ale też powieści Vernego. I Pinokio. A potem była seria Szklarskiego o Tomku. I „Tratwa Kontiki”, którą znałem na pamięć. I Lem. Czytałem też sporo komiksów. Ciekawe, że pamiętam te książki dokładnie. To niesamowite, że książki czy filmy z dzieciństwa zostają w nas na zawsze. Teraz, jako autor, staram się pamiętać, że to co napiszę może ukształtować czyjąś wyobraźnię na lata. Spotykam widzów mojego wczesnego filmu „Mechaniczna Magdalena”. I oni pamiętają dialogi, całe sceny. Ja zresztą pisałem książki już jako dziecko. Pierwszą „powieść” napisałem jako dziesięciolatek. Miała pięć stron i dałem ją pewnej Hani.
Czy „testuje” Pan swoje książki na dzieciach? Czyta im fragmenty, sprawdza najlepsze rozwiązania?
Tak jest w przypadku filmów, które reżyseruję. Po castingu robię próby z młodymi aktorami. Dzieci nie znają dialogów, tylko improwizują sytuacje ze scenariusza. Ja obserwuję jak grają i często koryguję scenariusz. W ten sposób dzieci grające w filmie są naszą pierwszą widownią. Zabawna była sytuacja w kinowym „Magicznym drzewie”. Szukaliśmy siedmiolatki do roli „odmłodzonej” Hanny Śleszyńskiej. A na casting przyszedł niesamowicie uzdolniony chłopak. Grał fantastycznie. Więc napisałem dla niego nową rolę – Kukiego i stał jedną z wiodących postaci.
Często spotyka się Pan ze swoimi czytelnikami. Co najbardziej podoba się dzieciom w Pana powieściach?
Lubię sposób, w jaki dzieci oglądają filmy. One czują smak potrawy, którą je bohater. Cieszą się albo krzyczą ze złości. Chcą być w środku akcji. Na premierze Magicznego drzewa mała dziewczynka wdrapała się na kanapę przed ekranem. Kombinowała, jak wejść do środka filmu. Dziecko nie ma filtra snobizmu, nie obchodzi go, że mój film dostał Emmy. Historia musi być fajna i koniec. Autor wart jest tyle, ile jego opowieść. I to jest świetne.
Na pewno często spotyka się Pan ze swoimi czytelnikami. Co najbardziej podoba się dzieciom w Pana powieściach?
Czy są na polskim rynku książki dla dzieci, które, Pana zdaniem, można polecić dzieciom?
Ostatnio jestem tak zajęty, że nie śledzę dokładnie co się wydaje. Mam wrażenie, że jest sporo dobrych książek dla młodszych dzieci ale chyba mniej dla tych starszych. W ogóle książka jest teraz w nowej sytuacji. Kiedyś konkurentem książki była telewizja a teraz są gry komputerowe. A produkcja gier jest strasznie kosztowna, więc rzadko robi się dobre gry tylko dla dzieci. Rodzice, którzy są graczami wiedzą, że gry dziecięce są często gorzej zrobione, archaiczne. Albo są „dla wszystkich” czyli nie są tworzone z myślą o dzieciach. Paradoksalnie to szansa dla książek, bo w dobrej powieści dziecko prędzej odnajdzie swój świat. Ale żeby było jasne, nie jestem przeciwnikiem dobrych gier w rozsądnych ilościach. Nawet myślę o realizacji gry na bazie „Magicznego drzewa”, bardzo bliskiej dzieciom. Tworzę zresztą do swoich powieści ilustracje, które przypominają kadry z filmu czy gier. Są one ważną częścią tych opowieści.
Przyznam się, że z przyjemnością czytam Pana książki. Mimo niebezpieczeństw i mnóstwa przygód ich rzeczywistość to również przyjaźń, szczerość, jasne zasady. Proszę obiecać, że „Gra” to nie koniec serii.
Piszę szósty tom powieści Magiczne drzewo, który ukaże się jesienią. Tym razem bohaterowie zetkną się z czymś szczególnie niesamowitym i zaskakującym…
Więcej na razie nie mogę zdradzić.