Czy recesja na rynku stworzyła pokolenie zbyt niepewne, by mieć dzieci? Czy to tylko fanaberia wygodnego pokolenia Y? Okazuje się, że w Wielkiej Brytanii 20- i 30-latki mierzą z podobnymi trudnościami, co Polki i Polacy. Poznaj ludzi, którym brak stabilności finansowej utrudnia osiągniecie dojrzałości.
Jakie rytuały przejścia odprawia dorosły? Czy jest to zdolność do niezależnego życia, bez wsparcia rodziców? Stała praca? Własny dom? A może możliwość wzięcia odpowiedzialności za inne życie, czyli rodzicielstwa?
Tradycyjne wyznaczniki dorosłości to stabilność, odpowiedzialność i niezależność. Większość z nas dorasta z nadzieją osiągnięcia ich prędzej czy później. Ale jeżeli zapytacie mnie, 28-latkę, czy spełniam te kryteria, z pewnością stwierdzicie, że wciąż jeszcze tkwię w okresie dorastania.
Mieszkam w wynajętym mieszkaniu z moim wieloletnim przyjacielem i jeszcze jedną współlokatorką, na które stać nas pod warunkiem, że gospodarz znów nie podwyższy ceny za miesiąc (w zeszłym roku wzrosła o 300 funtów). Pracuję jako wolny strzelec, więc dochody z miesiąca na miesiąc są zmienne. Nie dostanę kredytu, nie tylko w Londynie, ale w całej Wielkiej Brytanii, (nawet gdyby zaistniała taka możliwość, musiałabym przeprowadzić się w miejsce, gdzie najpewniej nie dostałabym pracy). Żadne z nas dwojga nie chce prosić rodziców o pożyczkę (bo dlaczego właściwie mieliby dawać nam pieniądze? Już i tak się martwię, jak oni sobie poradzą na starość). W miarę zbliżania się do 30-tki coraz bardziej trapi mnie myśl, co będzie, gdybym zdecydowała się na dziecko.
Średni wiek brytyjskich matek to, po raz pierwszy od 2013 roku, 30 lat. Często przypisuje się to chęci kobiety zrobienia kariery, zanim zdecyduje się ona na dziecko, natomiast niewiele mówi się o parach, które chciałaby mieć dzieci, ale okoliczności im to uniemożliwiają.
Zawsze chciałam mieć dzieci, a z racji niepełnosprawności w rodzinie radzono mi urodzić je raczej wcześniej niż później (najpóźniej w okolicy 30-tki). Ale skończyłam studia w okresie recesji, potem odbyłam kilka niepłatnych staży i próbowałam jakoś zapanować nad nieprzewidywalnością pracy wolnego strzelca. W mojej obecnej sytuacji zdecydowanie się na dziecko jest nie do pomyślenia. Przede wszystkim nie mogłabym sobie pozwolić na urlop macierzyński, bo państwowy zasiłek w kwocie 139,58 funta na tydzień nie wystarczyłby nam.
Od dawna jestem pogodzona z faktem, że do czasu kiedy zajdę w ciążę, nie będę miała własnego domu, ale nie zamierzam pozwolić, by to stanęło na przeszkodzie realizacji moich planów. Sama urodziłam się we wspólnym domu, ale to był duży spółdzielczy budynek mieszkalny, a rodzice zajmowali poddasze. Jaka współlokatorka zechce mieszkać z młodą matką i wrzeszczącym niemowlakiem? Ja takiej nie znam.
Te przeszkody na drodze do osiągnięcia dojrzałości nurtują i zasmucają nie tylko mnie. Dla 20-to i 30-tolatków, którzy mieli nadzieję, że jakoś poukładają sobie życie, osiągnięcie upragnionej dojrzałości wydaje się odległą fantazją. Wzrost cen nieruchomości w połączeniu z traktowaniem mieszkań jako inwestycji i kupowaniem nieruchomości na wynajem, często na fatalnych warunkach, powoduje, że dla większości z nas mieszkanie jest poza zasięgiem, bo wciąż dotujemy naszych bogatych gospodarzy. Średnia cena małego mieszkania lub domu dla młodych osób rozpoczynających samodzielne życie osiągnęła w tym roku 211 000 funtów przy średnim wymaganym depozycie 17% albo 36 000 funtów. Recesja, niepewne zatrudnienie, bezrobocie, niskie płace, konieczność wypłacania emerytur i starzejąca się populacja, wszystko to prowadzi do sytuacji, w której wiele osób z mojego pokolenia czuje się nie tylko oszukanymi i bezradnymi, gdy przychodzi do budowania stabilnego życia rodzinnego. Podczas gdy pokolenie wyżu demograficznego (urodzeni w latach 50. i 60. – red.) mogło korzystać z darmowej edukacji uniwersyteckiej i przystępnych cen nieruchomości, my jesteś my nieproporcjonalnie dotknięci trudnościami. Tyle ode mnie, a jak widzą to inni…?
Andrea, lat 30, jest administratorką na uniwersytecie. „Bardzo bym chciała założyć rodzinę”, mówi, „ale to się nie zdarzy, co mnie ogromnie przygnębia”. „Spędzam całe godziny oglądając na Facebooku zdjęcia dzieci moich przyjaciół i przygotowując dla nich prezenty. Kilka lat temu nauczyłam się robić na drutach, więc dziergam butki, czapeczki i płaszczyki. Zbieram za nie masę komplementów na przyjęciach z okazji urodzin, a jednocześnie nienawidzę tych imprez. Robię to wszystko, wiedząc, że mnie to się nigdy nie zdarzy z powodu nadmiaru pracy, którą muszę wykonać, żeby zrobić zapewnić sobie bezpieczną egzystencję.”
Andrea pracuje 45 godzin tygodniowo i poświęca codziennie 3 godziny na dojazdy do pracy, ale wciąż nie sądzi, by posiadanie własnego domu było realne. „Pewnie dostałabym kredyt, ale skąd mielibyśmy wziąć 10 000 funtów na depozyt?” Wyzwaniem dla młodych kobiet takich jak Andrea jest konieczność połączenia kariery z urodzeniem dziecka. „W mojej firmie kobiety na wyższych stanowiskach albo nie są matkami albo urodziły dzieci wcześniej. Nie znam ani jednej kobiety, która miałaby małe dzieci”. Sytuację komplikuje sposób traktowania problemu przez media. „Te wszystkie zarzuty dotyczące przedkładania kariery ponad rodzinę są zupełnie niepotrzebne”, mówi Andrea.
Andrea chciała pozostać anonimowa, podobnie jak większość osób z którymi rozmawiałam, i to z różnych powodów. Pokoleniu Y często zarzuca się lamentowanie kiedy mówi o swoich frustracjach, więc jesteśmy na tym punkcie przewrażliwieni. Wychowaliśmy się w społeczeństwie przesiąkniętym obsesją na punkcie statusu, gdzie wspominanie o trudnościach finansowych jest wstydliwe. Niektóre młode kobiety obawiały się, że przyznanie się do pragnienia urodzenia dziecka uniemożliwi im zrobienie kariery. Najczęściej jednak nie chcą zranić uczuć rodziców, którzy nie mogą wesprzeć ich finansowo. Każdy, z kim rozmawiałam, chciał stanąć na własnych nogach, ale czuł, że rodzice podzielają ich uczucie bezsilności. „Opublikowanie tego zabiłoby mojego ojca”, powiedziała jedna z kobiet. „To dumny człowiek.”
Pokolenie naszych rodziców ma się dużo lepiej. „Obecne braki mieszkaniowe oddziaływają różnie na różne pokolenia”, mówi Matt Whittaker, ekonomista z Resolution Foundation. „Młodsi ludzie doświadczają większego bezrobocia i spadku płac, podczas gdy zatrudnienie wśród starszych wzrasta. Tę sytuację wzmacniają zmiany w systemie opieki społecznej, cięcia dla osób w wieku produkcyjnym kontrastują z ulgami dla emerytów. Ale oczywiste rozbieżności istniały jeszcze przed kryzysem finansowym. Wzrost cen nieruchomości jeszcze bardziej pogłębił różnicę pomiędzy pokoleniem wynajmującym a pokoleniem wyżu demograficznego”.
Zazdrość wobec pokolenia wyżu demograficznego jest codziennością. Siedząc w barze z przyjaciółmi można usłyszeć skargę, że ich rodzice kupili dom przed ukończeniem 27 lat. „Kiedy moja matka była w moim wieku, zdążyła już urodzić mnie i siostrę”, powiedziała jedna z moich przyjaciółek. Generacja Y jest wciąż często przedstawiana jako niezdolna do osiągnięcia stabilizacji. Jak Piotruś Pan nigdy nie dorastają, choć bardzo by tego chcieli.
Niemożliwe do poniesienia koszty nieruchomości i wynajmu są często przedstawiane jako „problem londyński”. Można zapytać, dlaczego więc się nie przeprowadzić, jeżeli praca czy rodzina nie stoją na przeszkodzie. Rozmawiałam z 20- i 30-latkami w całej Wielkiej Brytanii i większość z nich czuje się podobnie, czyli widzą zaledwie nikłą szansę ustabilizowania swojego życia na poziomie, który pozwoliłby pomyśleć o dzieciach. Wielu z nich odczuwa głęboki smutek nie tylko dlatego, że pokolenie ich rodziców miało szanse, których oni dziś nie mają, ale też dlatego że w ich pokoleniu otwiera się przepaść pomiędzy tymi, którzy z pomocą rodziców w końcu osiągną stabilizację i tymi, dla których będzie to niemożliwe.
Dla 20- i 30-latków osiągnięcie upragnionej dojrzałości wydaje się odległą fantazją.
„Część osób stwierdziła, że powinnam poprosić o pieniądze ojca”, mówi Andrea. „Zupełnie jakby jego życie już się nie liczyło. A przecież on może żyć jeszcze przez następne dwadzieścia lat – i mam nadzieję, że tak się stanie, więc będzie potrzebował tych pieniędzy”.
Praca Andrei jest raczej stabilna, ale Sophie, 26 lat, uważa, że w swojej sytuacji może zapomnieć o dziecku. „Od ukończenia studiów pracowałam w kilku miejscach, to żadna kariera. Obecnie wykonuję pracę tymczasową, a jednocześnie robię kurs zawodowy, po którym mam nadzieję znaleźć się w końcu na właściwej drodze”, mówi i dodaje, że nie zdobyłaby się na to bez pomocy swojego 37-letniego partnera.
„Chciałabym móc wrócić do pracy po urodzeniu dziecka”, mówi Sophie, „ale to wydaje się sennym marzeniem”. Martwi się też o swojego partnera. „Kiedy myślę, że osiągnięcie pozycji w pracy może mi zająć jakieś cztery lata, martwię się, że mojego partnera niepokoi perspektywa ojcostwa w starszym wieku i braku czasu na bycie dobrym dziadkiem.” (…)
źródło: