Miałeś szczęście, że nas nie biłeś, tato!
Rzecznik chciałby doprowadzić do prawnego zakazu bicia dzieci. Renata Durda: – Pierwsze podejście do ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie zaczęliśmy pod koniec lat 90. Ale gdy w 2005 roku przyszło do jej uchwalenia, usłyszeliśmy od posłów, że „zakaz bicia” nie przejdzie.
Wielu parlamentarzystów, jak poseł Tadeusz Cymański, uważało, że „ojciec ma prawo dać klapsa, kiedy inne sposoby przemówienia do rozsądku nie skutkują”. – Marek jako pierwszy rzecznik bardzo się zaangażował w ten temat. Pamiętam dyskusje do nocy w sejmowych kuluarach z posłami, których staraliśmy się przekonać. Wielu z nich przyznało, że ich dzieciństwo też było bolesne ze względu na przemoc – wspomina Renata Durda.
Michalak często wtedy bronił ustawy w mediach. – Dziennikarze ciągle zadawali mi nieśmiertelne pytanie. „A pan sam nigdy nie dał klapsa?”. A ja na to, że nie. Pewnego dnia po powrocie do domu zastałem córkę, która rozłożona w fotelu, oglądając moje „wyznania”, skwitowała: „Ty to masz jednak szczęście, że nas nigdy nie biłeś, bo co ty byś im teraz powiedział?”.
Zlikwidować domy dziecka
Jeszcze w pierwszym roku jego urzędowania Sejm znacząco zwiększa kompetencje urzędu. – To był warunek, jaki postawiłem, kandydując – przyznaje Michalak. Dziś RPD może uczestniczyć w postępowaniach sądowych na prawach prokuratora, kontrolować działalność każdej instytucji zajmującej się dziećmi, nawet bez zapowiedzi, zlecać kontrole właściwym organom, uczestniczyć w posiedzeniach parlamentu z możliwością zabrania głosu, kiedy uzna za stosowne, kierować wnioski do Sądu Najwyższego czy przyłączać się do postępowań przed Trybunałem Konstytucyjnym. Niestety, o pracy rzecznika wciąż najgłośniej słychać tylko przy kolejnej tragedii. „Skatowany podczas Wielkanocy czterolatek”, „Zagłodzony Wiktorek z Nowej Rudy”, „17-latek, który się powiesił”. – Bo to są sprawy medialne, podejmuję jeszcze tysiące innych, które na szczęście nie trafiają na pierwsze strony gazet.
„Czy Pan żyje, panie rzeczniku?” – zapytał w bardzo emocjonalnym liście skierowanym do Michalaka w lipcu 2012 roku szef WOŚP Jerzy Owsiak, wzburzony sytuacją dwulatki, którą rodzice lecący na wakacje zostawili na lotnisku, bo miała nieważny paszport.
Michalak błyskawicznie ripostował, pokazując, ile inicjatyw, akcji i interwencji podejmuje jego biuro. A szef WOŚP nie tylko potem przeprosił, ale i przyznał, że rzecznik naprawdę dużo robi. – Zawsze spokojnie tłumaczę, że jestem tylko jeden, nie mogę być w siedmiu milionach miejsc naraz, i że zamiast tylko gasić pożary, muszę też pracować nad systemem ochrony przeciwpożarowej. Musimy pamiętać, że sytuacji krzywdzenia dzieci będzie mniej, kiedy wszyscy będą na nie reagować i interweniować, jak tylko zauważą, że dzieje się coś niepokojącego. Gdy dochodzi do tragedii, jest już za późno.
Niektóre z jego pomysłów szokują, jak ten, by stomatolodzy zajmowali się wykrywaniem molestowania. – Dziwne? A cóż w tym szokującego, że lekarz rozpoznaje przemoc? W Norwegii dentyści na podstawie np. wyżłobień na podniebieniu, rozchwianych zębów, siniaków wykrywają rocznie 500 przypadków molestowania dzieci. Na celowniku Michalaka są też domy dziecka. – Wciąż przebywa w nich ponad 1000 dzieci do trzeciego roku życia, które powinny jak najszybciej trafić do adopcji albo wrócić do rodzin biologicznych. Przeszkadza im w tym nieuregulowana sytuacja prawna. Byłem jakiś czas temu w Otwocku. Trzydzieścioro niemowląt w sali. Cisza. „Czy wy im dajecie środki uspokajające”, pytam personel. „Nie. Przychodzi taki moment, że te dzieci przestają wierzyć, że podejdziemy i je utulimy. Ich jest 30, nas trzy, przestają płakać i zaczynają się kiwać”, mówią pielęgniarki. Nie możemy na to dłużej pozwalać! – podnosi głos.
– To mnie w nim najbardziej zadziwia. On jest taki trochę ścichapęk, niby taki cichutki, łagodny, człowiek dialogu, ale gdy idzie o „sprawę”, potrafi drapnąć pazurem, bić na alarm. Kiedyś wychodziliśmy ze spotkania w sejmie, pytam: „Marek, czy aby nie było to za ostre?”. A on na to: „Ważne, żeby było skuteczne” – wspomina Renata Durda. On sam nie zapomni, jak w Łazienkach na placu zabaw podeszła do niego pani z dzieckiem: „Popatrz, to jest twój rzecznik!”. – Wycelowała w niego palce, po czym obróciła się na pięcie i poszła. – Czy chciała mną postraszyć? – śmieje się Marek Michalak. – Nie wiem, ale ważne, że dziecko dowiedziało się, że ma swojego rzecznika.