Jest taki żart: spotykają się dwie dorosłe kobiety. Jedna się żali:
– Wiesz, miałam idealne dzieciństwo. Nie mam więc nic do powiedzenia swojemu terapeucie…
No właśnie, żart… Badania wykazują bowiem, że około 80% procent ludzi boryka się z różnymi problemami wyniesionymi z domu rodzinnego. W większości dorastamy w tzw. domach dysfunkcyjnych, w których przynajmniej jeden element nie zadziałał jak trzeba.
To mogło być zarówno zaburzenie w sferze relacji (dla przykładu – oziębły rodzic), lub jakiś czynnik zewnętrzny, np. ubóstwo.
Najczęściej poszczególne dysfunkcje wynikają jedna z drugiej. Np. nieuporządkowana, pełna napięć i nierozwiązanych konfliktów relacja małżeńska implikuje różnorodne problemy życia codziennego, których konsekwencje ponoszą również dzieci.
Podniesie was na duchu fakt, że z 80% populacji dotkniętej nie do końca idealnym dzieciństwem, zdecydowana większość wyrasta na tzw. normalnych ludzi.
Słowo „wyrasta” ma tu wręcz symboliczny wydźwięk, ponieważ oznacza ono porzucenie przez dorosłego człowieka pewnej infantylnej postawy dziecka i nastolatka, i wejście w proces ku byciu samoświadomym, odpowiedzialnym i dojrzałym człowiekiem.
Wyrastamy więc z niedojrzałości i jeśli „coś” wciąż nas powstrzymuje na tej drodze (np. głębokie poczucie urazy lub zranienia, z którymi nie potrafimy lub nie chcemy się uporać) – to najczęściej właśnie na własne życzenie.
Kiedy zakładamy własną rodzinę, przy odrobinie autorefleksji możemy ominąć rafy, o które rozbijali się nasi rodzice.
Niekiedy dzieje się tak samoczynnie.
Np. „dzieci” tzw. zimnego chowu zalewają własne potomstwo czułością.
„Dzieci” z ubogich środowisk, dążą do zapewnienia bliskim dóbr materialnych.
To oczywiście uproszczenia, ale obrazują pewien powtarzający się schemat ludzkich zachowań.
Jako rodzice wybieramy bowiem najczęściej jedną z dwóch postaw. Identyfikujemy się z postawą naszych własnych rodziców i powielamy ich wzorce zachowań, lub – negujemy ich rozwiązania wychowawcze i – na zasadzie zaprzeczenia – sięgamy po rozwiązania skrajnie odmienne.
Tymczasem życie ma dla nas cudowne zadanie.
Mamy wypracować swoje własne i niepowtarzalne relacje z bliskimi.
Mamy stworzyć własny dom, w którym będzie spokój, bezpieczeństwo i miłość, nawet, jeśli ten dom będzie się mocno różnić od domu sąsiada.
Aby ułatwić sobie tę niesamowicie trudną, ale i ekscytującą robotę trzeba wyznaczać jasne cele i zadawać pytania:
Cel: Chcę zapewnić swoim dzieciakom szczęśliwe dzieciństwo.
Po co? Bo ono jest najlepszym kapitałem na życie.
Jak chcę to zrobić?
No właśnie…
Psychoterapeuci uważają, że jedną z najdotkliwszych szkód wyrządzanych dzieciom we współczesnych czasach jest pozbawianie ich dzieciństwa.
W typowych, przeciętnych rodzinach najczęściej polega to na:
– pozwalaniu na inwazję ze strony współczesnych mediów,
– przeciążenie obowiązkami szkolnymi,
– niedbanie o bliski kontakt dziecka z naturą,
– zachęcanie do rywalizacji zamiast wpajania zasady współpracy,
– bycie wiecznie zajętym i wyobcowanym rodzicem,
– obciążanie dziecka konsekwencjami własnych, niedojrzałych zachowań,
– obarczanie dziecka lękiem płynącym z zagrożeń współczesnego świata.
Te na pozór „błahe” przyczyny skutecznie odzierają wasze dziecko z beztroskich, dziecięcych chwil.
Wbrew pozorom, mogą wyrządzić wiele szkody.
Pod waszym bokiem wyrasta bowiem dziecko otumanione komputerem i ogłupiałe od telexwizji.
Dziecko odarte z beztroskiego czasu, który musi w całości poświęcać na odrabianie lekcji i uczestnictwo w rozlicznych, nieraz kompletnie niepotrzebnych zajęciach dodatkowych zaspokajających ego rodziców.
Dziecko otyłe lub cherlawe i blade od braku świeżego powietrza, ruchu i słońca. Nie potrafiące odróżnić sosny od świerku, które „żywego” ptaka widziało ostatni raz na focie z Instagrama.
Dziecko snujące się po domu. Marudne, pozbawione kontaktu z rówieśnikami i nie umiejące się bawić, ponieważ przyzwalanie na to, aby żyło w izolacji w czterech ścianach swego pokoju mając za przyjaciół 768 znajomych z fejsbuka, rozbudza w nim poczucie frustracji, niepewności i dezintegracji.
Dziecko cierpiące, gdy dostaje mu się rykoszetem z powodu niezałatwionych między dorosłymi spraw.
Dziecko- szczur: trenowane od najmłodszych lat do „wyścigu szczurów”, bycia „naj” za wszelką cenę i rozpychania się łokciami.
Dziecko pozbawiane elementarnego poczucia bezpieczeństwa, gdyż stworzyliśmy mu cywilizację przesyconą atmosferą zagrożenia, strachu i przemocy.
Przy odrobinie dobrej woli i autorefleksji mamy możliwości, aby podarować własnym dzieciom dobre dzieciństwo.
Naprawdę, niewiele potrzeba, aby to się udało.
Sprawmy, aby nasza dojrzałość, uważność, ofiarność, umiejętność poświęcenia własnego czasu, pokora i miłość były ponad nasze zabieganie, zatracenie w pracy, wyobcowanie, wypruwanie żył dla rodziny i dostarczanie jej niepotrzebnych wrażeń oraz gadżetów.
Znam wiele rodzin, które bez nich się obywają.
I są to szczęśliwe rodziny ze szczęśliwymi dziećmi.