Zaglądam przez dziurkę od klucza i widzę, że już jest. Rozczochrany, ciemnowłosy pięciolatek, który wierci się na krześle, umierając z ciekawości, kim jestem i co mam w pokoju. Mama przegląda gazetę, co jakiś czas zwracając chłopcu uwagę, by nie szurał za głośno nogami od fotela. Jest zdenerwowana, podobnie jak inni rodzice, którzy przychodzą pierwszy raz do psychologa z rozmaitymi myślami i obawami.
Obawa numer 1
Czy jestem złym rodzicem?
Ola ma dwie córki (Zosia 6 lat, Natalia 14). Jest pedagogiem, pracuje jako nauczyciel matematyki w szkole podstawowej. W tej samej, do której uczęszcza starsza córka. Szybko więc dowiaduje się, że Natalia wysyła chłopcom dziwne nagrania, podczas których zdejmuje bluzkę i opowiada historie, które nigdy się nie wydarzyły. Skąd wie? Bo przecież w ich domu temat seksu nie istnieje. Tym bardziej, że Natalia do tej pory była bardzo grzeczną i poukładaną dziewczyną. Nie sprawiała żadnych problemów, w przeciwieństwie do Zośki, która jest istnym diabłem. Oboje z mężem byli dumni ze starszej córki i nie mogli zrozumieć, jak to możliwe, że siostry są tak różne. Tomek śmiał się, że to dlatego, że Natalia była planowana, a Zośka trochę przypadkowa, przywieziona z wakacji w Turcji. On pierwszy zaproponował terapię. To było rok temu, gdy jedna z mam zwróciła uwagę na słownictwo Natalii, w którym pojawiały się wulgarne seksualne słowa, i na dziwne plotki o jej randkach ze starszymi. Ola za wszelką cenę chciała „załatwić“ sprawę w zaciszu domowym. Na nic jednak zdały się rozmowy; Natalia sama przyznała, że wolałaby porozmawiać z kimś obcym. „Psycholog” ‒ słowo, które wzbudzało w Oli niepokój. Dziwne, bo przecież na co dzień stykała się z nim w szkole. Życzliwie traktowała dzieci, które wymagały interwencji, rozumiała, że są problemy, których oni, nauczyciele, nie potrafili rozwiązać. Ale ona? Matka pedagog? Powinna wiedzieć, jak wychowywać dzieci. Jak przyznać się do błędu? ‒ myślała.
Pierwsze zdanie: „Nie udało się nam”. Jakby to było zadanie. Wyścig. Najważniejszy egzamin. Trudno wychowywać, gdy podlegamy takiej wewnętrznej presji. Jeszcze trudniej przyjąć trudności, które się pojawiają. Z tego powodu rodzice obawiają się psychologa, jakby był pierwszą zewnętrzną instancją, która rozliczy ich dotychczasowe działania. Czy okażemy się kompetentni? Czy zdamy? Co powie pani?
Wiele lęków przed pierwszą wizytą w poradni psychologicznej dotyczy oceny. Nawet nie oceny dziecka, ale nas samych, rodziców. Krytyka, którą przewidujemy w swoich negatywnych wyobrażeniach, najczęściej dotyczy braku konsekwencji, cierpliwości, uwagi czy czasu spędzanego razem. Czasami obawiamy się tego, że psycholog „zawyrokuje” o więzi między dzieckiem a rodzicami. Że jest słaba albo żadna. Że brak miłości i przywiązania. Jakby to było godzinne magiczne „badanie” kondycji rodziny.
Rozumiem to, ale też patrzę z przymrużeniem oka na lęki, które czasem na początku terapii, zanim zajmiemy się dzieckiem, trzeba rozbroić.
‒ Czy myśli pani, że mam taką moc, by jak rentgen prześwietlić wasze relacje w ciągu 50 minut czy nawet kilku godzin? – pytam. – Czy mogę ocenić brak więzi, gdy się kochacie i tak czujecie? Czy mogę wiedzieć lepiej, co was łączy?
Psycholog nie jest jasnowidzem ani sędzią. Jego obserwacje służą tylko temu, by zrozumieć przyczynę wystąpienia problemu i temu zaradzić. Wspólnie znajdujemy słabe strony, ale to nie przekreśla niczyjego rodzicielstwa. Słabe równoważą się z mocnymi. Brak jednych kompetencji pokrywają inne. Nie ma rodziców doskonałych i nikt nie zdaje żadnego egzaminu. Sama, jako matka psycholog, bałabym się wziąć w takim udział. Dobry psycholog stara się wzbudzić u rodzica poczucie, że jest przyjazny i akceptujący. Ocenianie pozostawia innym.
Obawa numer 2
Czy moje dziecko jest chore psychicznie?
Adaś ma 6 lat i odkąd się urodził, ludzie zwracali uwagę na jego dziwne zachowanie. Że wydaje zwierzęce dźwięki. Prawie nie mówi. W kółko powtarza zasłyszane zdanie. Lubi się kłaść na ziemi i kołysać biodrami. W przedszkolu raczej trzyma się na uboczu i słabo nawiązuje kontakty z innymi dziećmi. Wychowawczyni wezwała rodziców już w grupie maluszków. Monika (mama) wytłumaczyła jej, że wychowuje syna sama. Ojciec zmarł, gdy chłopiec miał 2 lata. Tym tragicznym wydarzeniem tłumaczyła odmienne zachowanie dziecka. Jej siostra pierwsza zwróciła uwagę na to, że może to jest coś więcej. ‒ Co?! ‒ wybuchnęła. ‒ Sugerujesz, że jest „psychiczny”? Tego bała się najbardziej. Opowieści o jej dziadku, który żył zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Adaś był do niego fizycznie podobny. Nikt o tym głośno nie mówił, ale na zdjęciach wykapany dziadek. A teraz to. Od dwóch lat planowała wizytę u psychologa, ale bała się „wyroku”.
Wyrok. Diagnoza: choroba psychiczna. Nadal wielu rodziców wierzy w mit, który mówi o tym, że do psychologa zgłaszają się chorzy, potocznie „psychiczni”. Przyjście z dzieckiem wzbudza podejrzenie, że coś jest z nim nie tak. Albo ma ADHD (to pojęcie już w miarę oswojone), albo jakąś tajemną chorobę. Autyzm budzi największy strach. Może też schizofrenia dziecięca, która występuje niezwykle rzadko. Wielu rodzicom towarzyszy magiczne myślenie, że jak się o czymś nie mówi, to tego nie ma. Może samo zniknie? Powołują się na własne lub rodzinne dziwactwa z dzieciństwa, które rzeczywiście same ustąpiły. Ktoś miał tik nerwowy, ktoś moczył się w nocy, ktoś bał się ciemności. I co? Przeszło. Hmmm… tak. Czasami zaburzenia w okresie dziecięcym mijają wraz z dojrzewaniem. Jednak nie wszystkie. A wiele z nich wymaga szybkiej interwencji, by nie zakłócały innych obszarów funkcjonowania. Dziecko z ADHD musi umieć żyć wśród rówieśników i uczyć się w szkole. Do dziecka z autyzmem trzeba znaleźć jak najszybciej klucz, by móc się z nim komunikować i je rozwijać. I tak dalej. Diagnoza, podobnie jak w medycynie, jest tak naprawdę szansą i nadzieją na poprawienie życia dziecka i całej rodziny. Ma pomóc, a nigdy zaszkodzić. Na szczęście coraz więcej zaburzeń psychicznych u dzieci można wyleczyć lub nauczyć się z nimi żyć. Tylko trzeba je nazwać i zaplanować działanie. A do tego potrzebny jest specjalista. Psycholog lub psychiatra dziecięcy.