„Bardzo chciałabym mieć dzidziusia; czy możesz powiedzieć mi, skąd mam go wziąć?
– To bardzo łatwe – odpowiedziała wróżka. – Jest tutaj ziarenko (…). Weź je, wsadź do doniczki, podlewaj często i zobacz, co się stanie potem”.
To fragment rozmowy między przyszłą mamą Calineczki a czarownicą udzielającą jej, a zarazem ciekawskim czytelnikom, odpowiedzi na fundamentalne pytanie.
Skąd się biorą dzieci?
W każdym domu wcześniej czy później rodzice muszą zmierzyć się z kwestią zasadniczą. I wtedy do wyboru mamy albo uczciwie zeznać, co i jak, albo tchórzliwe skryć się za gazetą. Albo zasłonić się literaturą – od specjalistycznych wydawnictw przygotowujących małoletnich do życia w rodzinie, po klasyczne pozycje jak baśnie Andersena czy bajki braci Grimm. Tradycyjne opowieści ludowe i legendy pękają w szwach od teorii rozjaśniających, a właściwie zaciemniających obraz reprodukcji gatunku ludzkiego.
Kamasutra dla przedszkolaków
Dla rodziców poważnych i rzeczowych jest „Mama zniosła jajko na kanapie” Babette Cole z 2001 roku – światowy bestseller w dziedzinie wczesnej edukacji seksualnej. Po całkiem niewinnym wstępie, z którego dowiadujemy się, że bliźniaki wyciska się z tubki pasty do zębów, chłopców lepi się z błotka i patyków, a dziewczynki z ciasta piernikowego, autorka przechodzi do rzeczy i bardzo obrazowo wyjaśnia, co i jak. Właśnie graficzna strona książki stała się przyczyną jej niepowodzeń w purytańskiej Ameryce, choć słyszałam i polskie głosy ostro krytykujące tę książkę. Jedna z mam określiła ją nawet jako „Kamasutrę dla przedszkolaków”, inna oceniła, że jest to żartobliwy prezent na osiemnastkę, ale bynajmniej nie jest to rzecz dla kilkulatka. Mimo wesołych obrazków udających dziecięce bazgrołki, książka Babette Cole jest po prostu dla dzieci za dorosła i za cyniczna. Głównym zarzutem – nie tylko purytańskich rodziców – wobec książki Cole jest to, czego w niej nie ma, a mianowicie miłości, seks zaś jest przedstawiony jako fajna zabawa. Dlatego też wydana w 2004 r. książeczka Marcina Brykczyńskiego „Skąd się biorą dzieci” z rysunkami Pawła Pawlaka wydaje się sympatyczniejsza. Tam, jak podkreślają wszystkie mamy, wszystko zaczyna się tak jak trzeba, czyli od miłości.
Czytając kilkulatkom dzieło Babette Cole, faktycznie można się trochę zarumienić, cóż jednak poradzić, czasy, gdy dzieci znajdowało się w kapuście, zdaje się bezpowrotnie minęły. Nostalgicy mogą na szczęście sięgnąć po bardziej romantyczną literaturę, a przede wszystkim po Jana Christiana Andersena, którego prokreacja najwyraźniej bardzo frapowała, gdyż zagadnienie to pojawia się w wyjątkowo dużej liczbie utworów.
Bocian kontra kapusta
Klasycznie piękną baśnią, lecz z nutką makabreski są „Bociany” z 1838 roku. Dowiadujemy się z niej, że głęboko w lesie jest jezioro, w którym śpią nienarodzone niemowlęta. Co jakiś czas uczynne bociany lecą tam i obdarowują grzeczne dzieci małym bratem lub siostrą. Wyjątkowo posłuszne dzieci dostają i brata, i siostrę naraz. A niegrzeczne, dokuczające zwierzętom ukarane zostają martwym rodzeństwem – bo zdarza się i tak, że niemowlęta w jeziorze zasną zbyt mocno i nie mogą się potem obudzić.
W pogańskiej Europie wierzono, że dusze nienarodzonych dzieci mieszkały w jeziorach, stawach, mokradłach. Bociany, z racji swoich upodobań żywieniowych często takie okolice odwiedzające, automatycznie stawały się wymarzonymi pośrednikami między światem nienarodzonych a ludzkim. W Niemczech wierzono, że dzieci schowane były w specjalnych „bocianich kamieniach”, które bociany znajdowały w niedostępnych jaskiniach wysoko w górach i przynosiły oczekującym rodzicom. Dzieciom, które chciały mieć rodzeństwo, radzono, by śpiewały bocianom melodyjne i wesołe piosenki. Niegrzeczne noworodki bociany chwytały za włosy dziobem i w ten sposób dostarczały oczekującym rodzicom, grzeczne jechały okrakiem na bocianich plecach.
Bociany nie przez przypadek zostały zatrudnione do dostarczania ludziom potomstwa. Oprócz częstych wizyt na mokradłach znikały na pół roku, a gdy pojawiały się znowu, razem z nimi wracała wiosna i, co najważniejsze, doroczny wyż demograficzny na półkuli północnej. W Europie wiosną i latem rodzi się najwięcej dzieci, choć jak twierdzą uczeni, wynika to raczej z tego, że dobrze odżywieni i nasłonecznieni po lecie ludzie na jesieni są najbardziej płodni. Tak czy owak, od Karpat po Alpy bociany są symbolem płodności. Zajmują się dostawą noworodków, a w niektórych regionach Europy potrafią zapładniać kobiety samym tylko spojrzeniem. Z tego właśnie powodu na obrazach przedstawiających Zwiastowanie bocian jest całkiem częstym gościem.
Andersen na bociany w kwestii reprodukcji powoływał się wielokrotnie. Raz jednak pozwolił sobie na lekkie sprostowanie. W „Co widział księżyc” czytamy taki fragment: „Sąsiadka powiedziała mi, że dziś bocian przyniesie nam braciszka lub siostrzyczkę – powiedziała dziewczynka. – Bociany nic podobnego nie robią. To dorośli opowiadają nam takie bajki, żeby się z nas, dzieci, pośmiać – odpowiedział chłopiec. – To skąd w takim razie biorą się dzieci? – zafrasowała się dziewczynka. – Bo to anioł z nieba przynosi je ukryte pod pelerynką. I dlatego nigdy nie wiemy, kiedy i co przyniesie”. Tu pogańskie wierzenia zostają powleczone chrześcijańskim lakierem.
Niepokalane poczęcia
Inną kategorią bajek, zresztą bardzo ciekawych, są opowieści o zastępczym rodzicielstwie. Niezwykle częstym motywem są pary, które nie mogą mieć własnych dzieci, lecz z interwencją osób trzecich – wiedźm, czarodziejów – magicznych ziarenek i napojów w końcu doczekują się potomstwa. Tomcio Paluch pojawił się na świecie dzięki zaklęciu czarodzieja, Calineczka wyrosła z ziarenka, które jej mama dostała od czarownicy, Otesanek – z czeskiej bajki ludowej rozsławionej filmem Jana Svankmajera – i Pinokio zostają wyciosani z drewna, angielski Gingerboy powstał z piernikowego ciasta, a rosyjskiego chłopca Koloboka mama upiekła z chleba. Również rosyjską Sniehuroczkę, jak można domyślić się z imienia dziewczynki, rodzice ulepili ze śniegu. To są prawdziwe cuda narodzin. Jedno z moich ulubionych bajkowych poczęć pochodzi z „Roszpunki” braci Grimm: „Gdzieś dawno temu żyło sobie bezdzietne małżeństwo. Jedynym ich marzeniem było powicie potomstwa… Z ich domu roztaczał się widok na piękny ogród, który był własnością czarownicy. Żona często napawała się niezwykłym widokiem, a ostatnio nie mogła oderwać oczu od roszpunki. Zaczęła chudnąć w oczach, aż mąż w obawie o jej zdrowie zapytał, co jej dolega. Wtedy kobieta wyznała, że chyba umrze, jeśli nie spróbuje jagód z ogrodu czarownicy. Mężczyzna postanowił jej pomóc, więc zakradł się do ogrodu i zerwał dla żony roszpunkę”. To, co opisują bracia Grimm, to klasyczne ciążowe zachcianki żywieniowe. Wiedźma jako doświadczona kobieta szybko się zorientowała, że kobieta jest w ciąży, choć ani ona, ani jej mąż jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy. A zielenina – pietruszka, sałata, endywia, szpinak, szczaw – podobno należy do najbardziej pożądanych przez ciężarne potraw (co nie dziwi, ze względu na wysoką zawartość żelaza). W starszej, włoskiej wersji tej bajki „Petrosinelli” Giambattisty Basilego kobieta kradnie natkę pietruszki z ogrodu czarownicy. A dziewczynka, która wkrótce przychodzi na świat, zamiast włosów ma początkowo na głowie natkę pietruszki. Warto tu zauważyć, że kultura ludowa zdecydowanie faworyzuje naturalne poczęcia, bo wszystkie dzieci urodzone za sprawą nadprzyrodzonych interwencji mają defekt fizyczny albo psychiczny: niezwykle niski wzrost, paskudny charakter, skłonności ludożercze, a najlepszym razie po prostu uciekają z domu.
Wracając natomiast do Roszpunki: rodzice zgodnie z obietnicą oddali ją w wieku 12 lat czarownicy, która uwięziła nieszczęsną dziewczynę w wysokiej wieży bez schodów, drzwi ani okien. W końcu zjawił się książę i zaczął Roszpunce składać conocne wizyty. Sielanka trwała kilka miesięcy, aż „żyjące w wysokiej wieży dziewczę” zapytało: „Mateczko, czemu moja sukienka robi się coraz ciaśniejsza w pasie?”. To zdanie obecne tylko w pierwszym wydaniu bajek braci Grimm z następnych znikło bezpowrotnie, by uchronić młodych czytelników przed niepotrzebnym rumieńcem. I oczywiście dać szansę bocianom.
Ewa Szabłowska
Tekst pochodzi z archiwum magazynu „Gaga”
Babette Cole „Mama zniosła jajko!”, przekł.: Hanna Baltyn, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
Marcin Brykczyński „Skąd się biorą dzieci?”, ilustr.: Paweł Pawlak, wyd.: Nasza Księgarnia, Warszawa 2004
J.Ch. Andersen „Baśnie”, ilustr.: J.M. Szancer, wyd.: G&P Poznań