A gdyby tak zafundować smarkaczom dzieciństwo unplugged? Może nie na stałe, ale tak… od czasu do czasu? Powiedzmy, raz w miesiącu? Dzień bez elektryczności – co Państwo na to?
Gdy mój syn Kacper był jeszcze synkiem Kacperkiem, co jakiś czas urządzaliśmy weekendy bez prądu – wiedziałem, które korki wykręcić, żeby w mieszkaniu zapanowały głucha cisza i żoliborskie ciemności. Jedynie lodówka miała prawo cichutko pomrukiwać, ale jako źródło światła nie sprawdzała się wcale a wcale. Źródłem światła były świece; rozstawialiśmy je w całym domu, nawet w łazience, nawet w ubikacji… Czy mój synek lubił te dni bez prądu? Na początku ich nie znosił!
– Co będziemy robili wieczorem? – pytał.
– Poczytam ci dłużej niż zwykle – obiecywałem.
– Przy świecach?!
– A czemu nie?
Okazywało się, że czytanie przy świecach jest nie tylko możliwe, ale i bardzo przyjemne.
– A wcześniej? – chciał wiedzieć Kacper. – Co będziemy robili wcześniej?
– Pogramy w coś.
– Przecież akumulator w komputerze starcza tylko na trochę!
– Pogramy w gry planszowe.
I tak krok po kroczku, pomysł po pomyśle, wypełnialiśmy nasze dni niepodłączonymi do prądu atrakcjami. Okazywały się nimi nawet zwykłe codzienne czynności. Przygotowanie posiłku, kąpiel, jedzenie przy świecach, zmywanie – wszystko było ciekawe, tajemnicze, niezwykłe… Z tym że w poniedziałek należało porządnie wysprzątać całe mieszkanie.
– Głupi pomysł – komentują dzieci, gdy opowiadam im o tym podczas spotkań autorskich.
Może i głupi. Ale weekendy unplugged szybko okazały się wabikiem ściągającym do nas znajomych starszych i młodszych. Wspólnie kucharzyliśmy, jedliśmy i opowiadaliśmy niestworzone historie. Dorośli popijali wino, dzieci lemoniadę – nikt nie zwracał uwagi na poplamione szkło, bo i tak panował półmrok. Poza tym graliśmy w planszówki, muzykowaliśmy, ciemność sprawiała, że niektórzy odważali się śpiewać… Smarkateria buszowała po zwykłym em-ileś jak po tajemniczym zamku. Na naszym terenie panował kategoryczny zakaz używania telefonów komórkowych, przenośnych konsol i innych tego typu wynalazków. Weekendy bez prądu miały tylko jedną wadę – kończyły się zbyt szybko.
Wracając więc do pytania, czy Kacper lubił te dni… Na początku nie mógł się doczekać ich końca, potem z niecierpliwością wypatrywał początku.
– Nie wytrzymalibyśmy bez telewizora – mówią często moi młodzi czytelnicy.
Być może. Obawiam się jednak, że nie w dzieciach problem. Bo czy my, rodzice, wytrzymalibyśmy ze swoimi milusińskimi, gdyby w naszych domach nie było telewizorów? Wiem, wiem, niektórzy wytrzymują – spotykam takich. Ale większość z nas? Tak z ręką na sercu?