A co jest dziewczęce?
Małgorzata Albrecht-Nowicka, mama siedmioletniego Wiktora, opowiada, jak jej syn chodził do przedszkola Kraina Misiów, wychwalanego przez sąsiadki za nowoczesność.
– W grupie czterolatków dzieci otrzymały od Świętego Mikołaja prezenty – wspomina. – Chłopcy grę planszowo-elektroniczną „Mądra głowa” z podtytułem: „Wszechstronny rozwój intelektualny” (polegała na dopasowywaniu obrazków i symboli, przy prawidłowym zapalała się lampka niebieska, przy nieprawidłowym czerwona). Dziewczynki natomiast dostały od troskliwego Mikołaja zestaw plastikowych garnków z mopem w kolorze różowym.
Zapytałam wówczas wychowawczynię, czy nikomu przy takim „inteligentnym dopasowaniu” nie zapaliła się czerwona lampka, ale pani odpowiedziała, że wszyscy rodzice byli zadowoleni i nikt się nie skarżył, więc nie wie, o co chodzi… Rok później chłopcy dostali klocki Clic-Clac, z których bardzo się cieszyli, a dziewczynki poduszkę w kształcie owieczki. Kiedy ostatnio bawiłam się z córką w domowe doświadczenia, podczas czytania „Dobromir uczy… jak to działa?”, między robieniem kryształu a zgłębianiem wiedzy o tym, jak wyprodukować niewidzialny atrament, padło pytanie: „Mamo, czy autor tej książki nie lubi dziewczyn?” Dobromir miał w niej bowiem samych kolegów, w eksperymentach pomagali mu Karol z Bartkiem, a kiedy już sami nie mogli czegoś wykonać, z pomocą przychodził dziadek. Przekartkowałam książkę raz jeszcze, tropiąc w tym pasjonującym świecie nauki dziewczyny. Jeśli się pojawiały, to tylko na ilustracjach.
– To dlatego, że korzystaliśmy z koncepcji postaci bajkowej z lat 70., a Dobromir miał tam samych kolegów – powiedziano mi w wydawnictwie, obiecując, że przyjrzą się swoim książkom edukacyjnym pod kątem bohaterek dziewczynek. Sugestia, żeby zwrócić uwagę na to, by także one występowały w książkach przygodowo-naukowych, zapraszać na spotkania do przedszkola/szkoły przedstawicieli różnych zawodów, tak by byli reprezentowani przez obie płcie, albo przeorganizować kąciki zabaw bez segregacji grupy na kucharki i odkrywców, brzmi już coraz mniej egzotycznie.
– Bo zmieniają się też nasze role w domach – zauważa Dominika Bartczak. – W mojej rodzinie na przykład ja wróciłam po urlopie macierzyńskim do pracy, a mąż opiekował się Marcelem, wychodził z nim na spacery. I myślę, że dlatego synek też chciał potem bawić się wózkiem, a teraz uwielbia gotować, ma nawet swój fartuszek i wszelkie akcesoria. Jeśli zmieni się nasze podejście do podziału ról między partnerami w związku, to i nasze dzieci będą traktować je bardziej elastycznie. I myślę, że nie ma się tu czego bać, bo przyszłemu pokoleniu może to wyjść tylko na dobre.
Sylwia Bedyńska: – Co jakiś czas znajomi zwracają się do mnie z pytaniem: „Czy mogę posłać córkę na piłkę nożną?”. Odpowiadam im wówczas: „Jasne, jeśli ma taką pasję, to czemu nie?”. Zawsze podkreślam, że warto rozszerzać pole rozwojowe dziecka.
Dowody? Dorota Zawadzka przytacza na swoim blogu badania, podczas których obserwowano chłopięcą i dziewczęcą przestrzeń przedszkola. W tej pierwszej były klocki, w drugiej – minidomek. W wolnym czasie chłopcy bawili się klockami przez 25 proc. czasu, a dziewczynki 2 proc. W dom bawiło się 10 proc. dziewczynek i 2 proc. chłopców. Gdy połączono przestrzenie, czyniąc je wspólną i niejako neutralną płciowo, to o 8 proc. wzrósł czas zabawy chłopców w dom, a o 9 proc. czas zabawy dziewczynek klockami.