Jeśli ciąża to „dziewięć miesięcy tworzenia świata”, to ktoś ten świat traci, by ktoś inny mógł go otrzymać. Surogatka – matka do wynajęcia
Urodzę dziecko, podaruję rodzicielstwo, pomogę bezdzietnej parze – w sieci pełno takich ogłoszeń. Choć wynajęcie matki zastępczej jest w Polsce nielegalne, a umowy zawierane między parą a surogatką to obejście prawa, chętnych wciąż nie brakuje. Zastępcze matki oferują to, czego tak rozpaczliwie pragną zdesperowani małżonkowie – dziecko.
Tym, co mają potencjalni rodzice, są pieniądze. Taka para chętnie poniesie wszelkie koszty i sowicie wynagrodzi zastępczą matkę tzw. surogatkę za „dar życia”. Szukają tylko osoby, która urodzi dziecko, a potem zrzeknie się do niego wszelkich praw. Kogoś, kto w ich oczach stanie się dobrą wróżką, gotową spełnić marzenia o rodzicielstwie. Zwykła wymiana handlowa? Niekoniecznie…
Obowiązujący w naszym kraju Kodeks rodzinny i opiekuńczy wyklucza macierzyństwo zastępcze – według przepisów matką jest kobieta, która urodziła dziecko (nawet jeśli genetycznie nie ma z nim nic wspólnego). Choć w polskim prawie przewidziano adopcję ze wskazaniem, ostateczna decyzja należy do sądu, który przede wszystkim bierze pod uwagę dobro dziecka.
To oczekiwanie i niepewność wyroku sprawiają, że niektóre polskie pary decydują się szukać szczęścia poza Polską. Na Ukrainie działają wyspecjalizowane agencje oraz te, które jedynie pośredniczą w kontaktach. Z kolei w Wielkiej Brytanii surogatka pozostaje prawną opiekunką dziecka nawet do pół roku od porodu, do chwili sądownego przeniesienia rodzicielstwa na wskazaną parę. Oficjalnie potencjalni rodzice pokrywają tylko wydatki związane z utrzymaniem ciężarnej/położnicy, opłacając jej pełnowartościowe wyżywienie, opiekę lekarską, badania oraz pobyt w szpitalu. Wszystko odbywa się oczywiście na zasadach altruistycznych i niekomercyjnych, aby nikt żadnej ze stron nie postawił zarzutu handlu ludźmi.
Opcja „all inclusive”, czyli zastępcze macierzyństwo z legalnym wynagrodzeniem dla surogatki, funkcjonuje w kilku amerykańskich stanach. Od ponad dwudziestu lat w Kalifornii działa słynne Center for Surrogate Parenting założone przez (bezdzietną z wyboru) Sherrie Smith, która lubi podkreślać, że jedyne, na co agencja nie ma wpływu, to płeć dziecka. Interes kwitnie, dlatego niedawno otworzyła filię na Wschodnim Wybrzeżu. Centrum pomogło już 1700 parom/osobom, wśród których znalazło się wiele sław, m.in. brytyjski piosenkarz Elton John czy słynna amerykańska dziennikarka Joan Lunden. Ta ostatnia ma w sumie siedmioro dzieci, a dwie pary bliźniąt z drugiego małżeństwa pochodzą właśnie z brzucha surogatki. Klienci Sherrie Smith to najczęściej ludzie ze światowych metropolii, w średnim wieku, wykształceni, ale przede wszystkim zamożni. Musi ich być stać na opłacenie honorariów – surogatki, agencji, prawników, pokrycie kosztów sądowych, a także ewentualnego leczenia. Większość rodziców to małżeństwa heteroseksualne, ale coraz częściej zgłaszają się pary gejowskie (lesbijki wolą korzystać z banków nasienia), samotne kobiety i samotni mężczyźni. Zastępcze matki, których co miesiąc zgłasza się ponad 400, pochodzą z całego świata. Po ostrej selekcji zostaje ich zaledwie dwadzieścia.
W końcu nadchodzi moment, gdy surogatka musi oddać dziecko. Część kobiet przeżywa wówczas rozpacz. Emocje, które pojawiły się w czasie ciąży, wydają się je przerastać. Niektóre, nie mogąc poradzić sobie z przeżyciami, opisują je na blogach. Choć pochodzą z różnych krajów i mają odmienne doświadczenia, łączy je jedno: głęboki żal, że nie miały prawa cieszyć się ciążą, że nie mogły skompletować wyprawki, że nieuchronnie zbliża się dzień rozstania… Psychologowie i psychoterapeuci pracujący z matkami zastępczymi twierdzą, że pomocne bywa uczuciowe dystansowanie się od płodu połączone z jego „depersonalizacją”. Dzięki temu nie powstaje emocjonalna i społeczna więź z dzieckiem, a ciężarna z czasem uczy się aktywnie tłumić (lub zagłuszać) swój „instynkt macierzyński”. Taka postawa jednocześnie umożliwia przyszłym rodzicom postrzeganie rosnącego brzucha surogatki jako „dołączonego” do wynajętego ciała. Amerykańskie grupy wsparcia również zachęcają do emocjonalnej separacji, a także do postrzegania tego etapu życia jako „pracy dorywczej za godziwe wynagrodzenie”. Najnowsze badania potwierdzają, że stosowanie różnych technik wspomagających psychiczne i emocjonalne dystansowanie się od dziecka, poparte rekompensatą finansową, sprawdza się na tyle, że surogatki odbierają ciążę jako „ogólnie pozytywne doświadczenie”.
Z badań amerykańskiej antropolożki Heleny Ragoné wynika, że ta komercjalizacja macierzyństwa zakłóca stereotypowe wyobrażenie „matki idealnej” jako bezinteresownej opiekunki. Według Sherrie Smith chociaż pieniądze mają znaczenie, to żadna z surogatek nie wypełnia swojej misji jedynie z chęci łatwego zysku. „Pieniądze nie zrekompensują im tego, co robią. Zastępcze macierzyństwo oznacza pracę 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bez przerwy przez dziewięć miesięcy. Chętne zgłaszają się do nas, bo kochają dzieci. Pragną pomagać ludziom, którzy ich nie mają. Czują, że pomagają innym stworzyć wymarzoną rodzinę”.
Ale zdaniem dr Ragoné właśnie wynagrodzenie sprowadza surogatki do poziomu prokreacyjnych robotnic, stojących niżej od kobiet, które zostawiły swoje dzieci w tzw. oknach życia czy oddały je do adopcji. Same zainteresowane bagatelizują niepochlebne opinie, broniąc się przed stygmatyzacją hasłami o „altruizmie” i „ofiarowaniu najcenniejszego daru”. kasyno online dla polaków
Nowe technologie reprodukcyjne w połączeniu z rosnącą liczbą surogatek stanowią dziś wyzwanie dla tradycyjnego rozumienia macierzyństwa. Widać to choćby w nagłaśnianych przez media procesach o uznanie praw rodzicielskich. Dzieci, które trafiają do adopcji, czasami mają po kilka różnych „matek społecznych”: opiekunkę środowiskową, tę z pogotowia opiekuńczego, później matkę adopcyjną, a nawet macochę. Jednak posiadanie więcej niż jednej matki biologicznej jest czymś nowym. Zdarzają się przypadki, gdy w przyjściu dziecka na świat i jego prawidłowym rozwoju psychofizycznym uczestniczą aż trzy kobiety: matka genetyczna (dawczyni komórki jajowej), ciążowa (nosi płód) oraz społeczna (zajmująca się opieką i wychowywaniem po porodzie). Prawnicy i etycy coraz częściej stają więc przed dylematem: czy można uznać podstawowy element „macierzyństwa”, czyli „miłość”, za równy „więzom krwi”? Czym różni się więź emocjonalna, która powstaje w czasie ciąży albo w wyniku pielęgnacji, od tej, jaką odczuwa dawczyni jajeczka? Czy surogatki, którym wszczepiono zygotę, mają prawo do miana „matek”? Dotąd „matką biologiczną” określano kobietę, w której ciele poczęło się dziecko i która potem wydała je na świat – jednak w tym przypadku związek biologiczny bywa kwestionowany. Sądy niekiedy traktują wkład „ciążowej” matki zastępczej jako niewystarczający, inne z kolei stają po jej stronie. Jest przecież tą, która nosiła dziecko pod sercem – jest zatem matką ze względu na intymny rodzaj relacji, jaki rozwinął się przez dziewięć miesięcy. A taką więź trudno zignorować…
Dziesięć do piętnastu procent małżeństw nie może mieć dzieci. Macierzyństwo zastępcze ma długą tradycję, sięgając czasów biblijnych (Abraham, Sara i Hagar), ale dzięki postępom w medycynie wydaje się stanowić nowe rozwiązanie starego problemu. Zdaniem badaczy popyt na surogatki utrzyma się niezależnie od tego, czy sytuacja zostanie prawnie uregulowana. Ważne, by pamiętać, że ignorowanie zjawiska, tak samo jak piętnowanie kobiet wynajmujących swoje brzuchy czy sprzedających komórki jajowe, może jedynie zepchnąć procedurę do podziemia.