Z punktu widzenia mężczyzny
Czasem Jarek siadał koło Marii i mówił: „Rozwiedź się ze mną. Tak bardzo pragniesz dziecka, którego nie możesz ze mną mieć. Jeszcze masz szansę ułożyć sobie życie”. Tłumaczyłam mu wtedy, że dziecko chcę mieć z nim, że się kochamy, potrzebujemy, mamy Maję. Czasem w złości rzucałam: „Myślisz, że tak łatwo znajdę dawcę?!”. Nigdy jednak nie zapytałam, jak się czuje z tym, że jest niepłodny. Nie obwiniałam. Wręcz przeciwnie – przecież dochodzi do zapłodnienia… Coś się dzieje w moim organizmie, że zarodek nie chce się przyjąć. Wyrzucałam więc częściej sobie niż jemu. A potem i tak dochodzi do mnie, że po prostu mamy pecha. Nikt nie jest winny. Komuś się udaje, komuś nie. Prawda jest jednak taka, że to pewnie mi bardziej zależy. On wybudował dom, ma córkę. Może na początku zależało mu bardzo na drugim dziecku, ale jest gotowy pogodzić się z tym, że nie będzie go miał.
Adam z żoną Katarzyną przez osiem lat starali się o dziecko. Po trzech latach małżeństwa Katarzyna odstawiła leki antykoncepcyjne. Kiedy przez kolejny rok nie zaszła w ciążę, zaczęła się niepokoić. Adam: – Zrobiła pierwsze badania hormonalne, były w porządku. Lekarz kazał nam polecieć do Egiptu, Turcji, Grecji. Polecieliśmy pierwszy raz – nic, drugi wyjazd Kasia zaplanowała precyzyjnie, akurat gdy miała owulację. Czułem się jak maszyna. Kupiliśmy mieszkanie – pomalowała ściany na różowo, kupiła komodę, puchaty dywan. Ale dziecko się nie pojawiało. Dopiero po kolejnych badaniach lekarz skierował Kasię na sprawdzanie drożności jajowodów.
Okazało się, że pod wpływem różnych zapaleń i torbieli nie są drożne i zostaje nam in vitro. Po wyjściu od lekarza krzyczała. Świeciło słońce, mieliśmy jechać na obiad do mojej mamy, a ona krzyczała, jakby zawalił się świat. Nie rozumiałem tego. Przez kilka lat żyliśmy od cyklu do cyklu. Cieszyłem się z diagnozy: wreszcie wiemy, możemy działać. Ona twierdziła: „Nie jestem kobietą”. Udała nam się druga próba in vitro.
Na świecie pojawiła się Matylda. Powiem szczerze – nie wiem, co by było, gdyby nam nie wyszło. Myślę, że niepłodność może rozbić najmocniejszy związek.
Mamo, a skąd ja się wziąłem?
Codziennie wieczorem siadają do wspólnej kolacji. Dziesięcioletnia Zosia, sześcioletnia Antonina i dwuletnia Helena. W trakcie jedzenia opowiadają sobie, co w ciągu dnia zdarzyło się dobrego i złego w ich życiu – Urszula podpatrzyła to w jednym filmie i wprowadziła w ich domu. O, na przykład dzisiaj Zosia upiekła pyszną cytrynową tartę. Dziewczyny się przekrzykują, śmieją. Kiedyś Urszula powiedziała: „A dla mnie najfajniejsze, że w ogóle siedzimy tutaj wszyscy razem”. To jest cud, my dwoje od początku właściwie przekonani, że będzie nam trudno mieć dzieci – mamy ich trójkę W urodziny dziewczynek często wpadają do kliniki Novum, czasem z tortem, witani serdecznie. Czy powiem moim córkom, że nie zostały poczęte naturalnie? – odpowiada pytaniem na pytanie. – Rozmawiałam o tym z psychologiem dziecięcym. Usłyszałam:
– To dla nich abstrakcyjne pojęcie. Bardziej należy przygotować je na medialną nagonkę. Co mają zrobić, gdy usłyszą: „Jesteś dzieckiem z próbówki”. Urszula mówi: Nagonka jest przede wszystkim niebezpieczna z punktu widzenia ochrony praw tych dzieci.
My dorośli sobie z tym poradzimy, ale one?