Wyłączyć telewizor, gdy przez ekran przewija się przejmująca relacja z zamachu terrorystycznego? Zmienić program w radiu i zamknąć laptop, kiedy na świecie rozgrywa się dramat i media nie mówią o niczym innym? Gdy w pobliżu jest dziecko, tak właśnie należy postąpić. Wiadomości trzeba odstawić.
Kilka dni po zamachu terrorystycznym we Francji media nie mówiły o niczym innym. W telewizji, radiu, prasie czy internecie – zewsząd krzyczały nagłówki o zabitych i rannych. Obrazy postrzelonych, twarze zaginionych i zrozpaczonych bliskich mieszały się z gorączkowymi komentarzami. Gdy dorośli, przyklejeni do ekranów i monitorów, śledzili z wypiekami przebieg dramatycznych wydarzeń w Paryżu, gdzieś w tle domowych pieleszy bawiły się i przysłuchiwały wszystkiemu dzieci.
O rozmowę na temat tego, jak mówić z dzieckiem o zamachach terrorystycznych, katastrofach lotniczych, klęskach żywiołowych oraz innych nieszczęściach, poprosiliśmy psychoterapeutkę Małgorzatę Liszyk-Kozłowską.
Joanna Weyna Szczepańska: No właśnie, jak rozmawiać o tym wszystkim z dzieckiem?
Małgorzata Liszyk-Kozłowska: Najlepiej, aby nie było okazji do takiej rozmowy. To znaczy, aby nasze dziecko nie miało styczności z tym niekontrolowanym potokiem informacji. Jestem zdecydowaną przeciwniczką włączania dziecka w rzeczywistość lęku i katastrofy – choćby ta rozgrywała się tylko na ekranie telewizora. Trzeba chronić zwłaszcza młodsze dzieci: przedszkolne i wczesnoszkolne, których mózg nie jest jeszcze przygotowany na przetworzenie informacji będących nośnikiem lęku, rozpaczy oraz beznadziei i poradzenie sobie z nimi. Proszę zauważyć – skoro my, dorośli, przeżywamy szok i niedowierzanie, to co dopiero przeżywa małe dziecko, które nie ma jeszcze pełnego kontaktu ze swymi uczuciami, wielu rzeczy nie potrafi pojąć, nazwać, zrozumieć. Bezmyślne pozwalanie na to, aby zalewał je natłok tragicznych informacji, jest zgubne dla jego harmonijnego rozwoju. Nie wiemy, w jaki sposób i kiedy będzie usiłowało poradzić sobie z trudnymi emocjami. Dziecko zacznie stwarzać problemy, z którymi trzeba będzie się zmierzyć. Pozwalanie mu na chłonięcie wszystkiego, co wylewa się z Internetu czy telewizora, w konsekwencji obróci się przeciwko nam.
Nie sposób wyłączyć telewizor, kiedy w świecie rozgrywa się tak przejmujący „spektakl”…
Nie nakłaniam dorosłych do nieinteresowania się wydarzeniami na świecie. Apeluję natomiast o rozsądek i samodyscyplinę. Gdy w samochodzie przebywa małe dziecko, a z radia sączą się katastroficzne wiadomości, przełączamy kanał. Gdy dziecko przebywa w pokoju, w którym lecą wiadomości i towarzyszą im ociekające grozą obrazy płonących szczątków samolotu czy ofiar zamachu terrorystycznego, wyłączamy telewizor! To nieprawda, że dzieci nic nie widzą, nic nie słyszą, nie rozumieją… Że żyją w swoim świecie. Owszem, ich percepcja i świat różnią się od naszego tempem, nasyceniem zdarzeń oraz poczuciem czasoprzestrzeni. Dzieci chłoną przede wszystkim emocje. Kodują wyrwane z kontekstu pojedyncze obrazy, które mogą przerodzić się w koszmar senny. A co najgorsze, tracą poczucie bezpieczeństwa. Dzieci należy chronić przed przesyconym złem przekazem medialnym. One nie muszą znać szczegółów z przebiegu zamachu terrorystycznego. W ogóle nie muszą o nim wiedzieć! Naszym obowiązkiem jest chronić ich umysły przed tego typu przekazami.
Mamy nakryć je kloszem? Przecież chodzą do przedszkola, szkoły. Jeśli nie z domu, to z podwórka, piaskownicy czy od nauczycielki przyniosą wiadomości o zabitych we Francji.
Denerwuję się, gdy pomyślę o pedagogach przekazującym beztrosko dzieciom wiedzę, z którą one potem nie potrafią sobie poradzić. Wracają do domu ze łzami w oczach… Tak, wtedy trzeba im powiedzieć. Że to prawda, ale nasze miasto, nasza ulica, nasz dom, a w nim pokój naszego dziecka są bezpieczną przystanią. Że w bezpośredniej rzeczywistości dziecka nic się nie zmienia. Nadal planujemy wyjścia na plac zabaw i zakupy, wycieczkę do Krakowa, odwiedziny u cioci z Mokotowa. To, co się wydarzyło, jest przykre, ale świat, w którym dorasta dziecko, jest wciąż taki sam – przede wszystkim bezpieczny. Bezrefleksyjne poddawanie psychiki dziecka medialnym wiadomościom przesyconym brutalnością i strachem jest dla jego psychiki właśnie zabójcze.
Kiedy 11 września 2001 roku świat oniemiał na widok rozpadających się wież WTC w Nowym Jorku, mój syn miał akurat pięć lat. Tego dnia byliśmy razem w domu. Włączyłam telewizor i zobaczyłam wbijające się w drapacze chmur samoloty. Minęło trochę czasu, zanim zorientowałam się, że to nie jest film katastroficzny. Przez kolejne kilka godzin śledziłam wiadomości. Płakałam. Moje dziecko bawiło się w milczeniu klockami…
I to, że pani tak wtedy postąpiła, nie świadczy o tym, że jest pani złą matką. Problem polega na tym, że rodzice XXI wieku nie byli i wciąż nie są przygotowywani do niewiarygodnego tempa przemian, nowych zjawisk i rozwoju technologicznego, jakie nastąpiły chociażby wraz z rozpowszechnieniem się internetu. Pani nie zabrakło miłości, tylko wiedzy, jak postąpić w tak nieoczekiwanej sytuacji. Że trzeba opanować emocje i wyłączyć telewizor. Nie pozwolić na to, aby wraz z panią oglądał go w tym momencie syn. Pani obowiązkiem jako rodzica jest chronić dziecko. Proszę zauważyć, skoro dorośli przeżyli wtedy tak wielki szok, niektórzy płakali i modlili się, to cóż dopiero mogło dziać się w głowie pięciolatka?! Żyjemy w globalnej wiosce. To ma oczywiście swoje plusy i minusy.
W jednej chwili dowiadujemy się np. o wybuchu krwawego konfliktu na drugim końcu świata. My wiemy, że to dzieje się daleko, choć jesteśmy przejęci sytuacją. Dziecko widzi zakrwawionego żołnierza. Boi się. Moczy się w nocy. Ma dziwne wybuchy agresji albo staje się milczące. Nie wolno nam narażać go na tak wielki i niepotrzebny stres. Naszym zadaniem jest zapewnienie mu poczucia bezpieczeństwa i szczęśliwego dzieciństwa. Zarówno pani, jak i ja dorastałyśmy za tzw. żelazną kurtyną, w kraju pogrążonym w komunizmie, targanym wewnętrznymi konfliktami, w świecie zagrożonym wojną nuklearną, dotkniętym wyścigiem zbrojeń, a mimo to – właśnie dzięki brakowi dostępu do wszechobecnych mediów – nasze dzieciństwo było jasne i szczęśliwe. Toczyło się na podwórkach, w towarzystwie rówieśników, z którymi nie rozmawiało się o solidarności, polityce i morderstwie księdza Popiełuszki…
Różnie to bywało (śmiech). Miałam wujka, który zbierał nas, dzieciarnię, wokół radioodbiornika, puszczał wiecznie trzeszczący kanał Wolna Europa i komentował: „Musicie wiedzieć, że zbliża się koniec świata. Wkrótce wybuchnie trzecia wojna światowa. Strzeżcie się, dzieci!”.
I co pani wtedy czuła?
Grozę! Poskarżyłam się mamie, ale ona śmiała się z wujka dobrotliwie…
No właśnie – czuła pani grozę! Dziecko w takich sytuacjach przeżywa trudne emocje. Na dodatek nie potrafi ich jeszcze nazwać. Zrozumieć. Współcześni rodzice mają naprawdę utrudnione zadanie. Ich czujność, empatia, umiejętność przewidywania konsekwencji i uważność muszą być wyostrzone. Współczesne dziecko jest narażone na dużo więcej bodźców i zmian niż mózg jego małej prababci czy pradziadka. Jednak to wciąż takie same mózgi! Każde dziecko potrzebuje pewnego rodzaju komfortu do prawidłowego rozwoju. Polega on na zapewnieniu mu poczucia stabilności, rytuałów, punktów statycznych, równego, niespiesznego rytmu przeżywania każdego dnia. Bezpieczny świat dziecka jest okrągły, powolny, radosny, kolorowy. Niewiele musi się w nim dziać, aby było dobrze. Elementem fascynacji może być zwykła ławka w parku. Widok tej samej ulicy, tej samej kamieniczki w drodze do przedszkola oraz wizyta babci co czwartek i spacery popołudniowe z rodzicami w zupełności wystarczą do tego, aby czuło się bezpieczne. Kiedy słyszy nagle, że na wizji ktoś rozpacza, wybucha samolot, ludzie krzyczą, a mama zaczyna się denerwować, zwyczajnie zaczyna się bać. Powtórzę to do znudzenia – dzieci należy chronić! Dlatego najlepiej jest, gdy w ogóle nie ma potrzeby, aby z nimi o tych wszystkich nieszczęściach na świecie rozmawiać. Gdy jednak widzimy, że coś je uwiera, przyniosły trudne dla siebie wiadomości np. z podwórka czy ze szkoły, wytłumaczmy, w miarę potrzeby, że tak się wydarzyło, ale my nadal je kochamy, nasz świat jest bezpieczny i nic się w nim nie zmieniło. Nie grozi nam żadna katastrofa. Zachęcajmy też do takiej postawy naszych bliskich. Twórzmy wspólny front – róbmy tak dla dobra naszych dzieci. One chcą i mają prawo dorastać w szczęśliwie przeżywanym dzieciństwie. Nie epatujmy tragizmem podsycanym, niestety, przez wszechobecne media.