Zamach w Nicei. Z telewizorów, komputerów i radia wylewa się nieprzerwany strumień wiadomości.
Obrazy, relacje świadków, infografiki trasy przejazdu złowieszczej ciężarówki i okręgiem zaznaczone miejsca, gdzie padło najwięcej ofiar.
Jesteśmy wstrząśnięci. Jesteśmy przerażeni.
Mówimy: „To tak, jakby wjechała na promenadę w Ustce czy Kołobrzegu. To tak łatwo sobie uzmysłowić”. Zapach morza, skrzek mew i całe rodziny z dziećmi umorusanymi lodami. Prawie każdy to zna, czuje. Prawie każdy z nas choć jeden raz w życiu spacerował po nadmorskiej promenadzie w atmosferze luzu, wakacji, śmiechu i marudzenia dzieci, w gwarze osób, które tak ja my, przyjechały złapać tchu, wrażeń, morza i wspomnień pieczołowicie przechowywanych potem w kolorowym albumie.
I jeszcze to, że wydarzyło się tak niedaleko. Na legendarnym Wybrzeżu. Znów we Francji. W mieście, o którym nikt na świecie nie pomyślałby, że zaleje się krwią ofiar zamachu terrorystycznego. Krwią dorosłych i dzieci. Krwią dwóch młodych Polek, sióstr. Krwią Bogu ducha winnych ludzi. Nikt nie rozumie…
Słuchamy więc wiadomości. Rozmawiamy. Dzwonimy do siebie. Komentujemy na fejsie.
I słuchają nas dzieci. Patrzą w telewizor. Komentują na podwórku. Powtarzają, co mówili dorośli.
Choć to teraz może być trudne, odetnijmy się od mediów. Zwłaszcza tam, gdzie są małe dzieci. Badania psychologów wykazały, że przekaz medialny nasączony tragicznymi treściami, ma wpływ na nasze maluchy. Może nie spektakularny, nie widoczny od razu, jednak raz zaimpregnowane w psychice lęki pozostają w niej na długo.
„Dzieci” mojego pokolenia pamiętają obraz Czarnej Madonny i jej cięte rysy. Wpatrywaliśmy się w nie z nabożnym przestrachem obserwując z niemal stuprocentową pewnością, jak powolutku się wydłużają. „Gdy sięgną obojczyków, wybuchnie trzecia wojna światowa”, powtarzali dorośli. „Jeszcze straszniejsza, jeszcze bardziej krwawa niż ta, której wspomnienie noszą w pamięci dziadkowie”.
Zabawa na podwórku po takiej „edukacji” stawała się niemrawa. Przygasały kolory, a powiew wiatru przynosił ze sobą zapowiedź katastrofy. Nic nie było takie jak wcześniej, a jeśli pozostawało tak samo piękne myśl, że zniszczy je nieuchronna wojna zatruwała radość.
Musimy mieć świadomość, że dzieci nasiąkające obrazami ofiar, chaosu na ulicy i przerażonych twarzy, w jakiś sposób przetworzą je w sobie. Jedne wyrzucą je z głowy od razu. Do drugich powrócą w nocnym koszmarze.
Jeśli mówimy przy nich, że teraz nigdzie nie można czuć się bezpiecznie i lepiej nie jechać na wakacje, robimy im krzywdę.
Tak, to trudne. W obliczu bezsilności, złości i żalu po w „ten sposób umarłych”, niełatwo uchronić dziecko przed udzielającym się wszystkim trudnym emocjom. Jednak musimy pamiętać, że zapewnienie mu poczucia bezpieczeństwa jest jednym z naszych podstawowych rodzicielskich zadań.
I nie zapewnimy go strasząc światem i panem sprzedającym kebaby, który miał to nieszczęście okazać się Tunezyjczykiem.
Nie zapewnimy go również przekonując, że wszystko jest z winy wyznawców pewnej religii i wystarczy odciąć się od niektórych ludzi, zamknąć w bastionie pośród „swoich” i głośnym szczekaniem odstraszać każdą inność, aby czuć się bezpiecznie.
Nasza planeta dyszy miłością do nas. Piękno przyrody jest błogosławieństwem a różnorodność ras, poglądów, stylów życia i sposobów na przeżywanie go – najwspanialszą lekcją szacunku i tolerancji.
Nie zaszczepiajmy w dzieciach lęku przed innymi. Nie ferujmy pochopnych sądów, nie generalizujmy. To, co wydarzyło się w Nicei jest złem. I w zależności od wieku dziecka, od jego percepcji i wrażliwości możemy, a czasami i powinniśmy o tym porozmawiać.
Ze spokojem, z uważnością na jego emocje i przeżywanie. Bez wrogości.
Moje dwie wspaniałe babcie, Aniela i Joanna, rodziły dzieci w czasach drugiej wojny światowej. Wychowywały je pomimo straszliwych czasów.
Babcia Aniela przez całe lata pisała wiersze, w których wyrażała tkliwość, zachwyt, nostalgię, pokorę i uniesienie. Babcia Joanna dużo śpiewała i wychwalała Boga w mantrycznym wręcz powtarzaniu modlitw.
A przecież wiem z rodzinnych opowieści, z jakimi dramatami musiały się mierzyć. Z jaką rozpaczą, poczuciem straty i beznadziei. Z jakimi problemami.
Były niezłomne.
Bądźmy niezłomni w przekazywaniu naszym dzieciom wiary w sens istnienia. W piękno i miłość. Bądźmy dla nich nauczycielami radości i przykładem ludzi, którzy chcą i potrafią kochać.
Z rozwagą dawkujmy im przekazy z Paryża, z Belgii, z lotniska w Turcji czy teraz, z Nicei.
Współczucie, empatia oraz niesienie pomocy – tak. Niechęć, wrogość i strach zamykający we własnej skorupie – tego się wystrzegajmy.