To będzie osobiste wyznanie: Wojciech Mikołuszko, dziennikarz i autor popularnonaukowych książek dla dzieci, ma w naszym domu status gwiazdy. W szkolnym wypracowaniu mojej ośmioletniej córki „Napisz, kogo podziwiasz” zajął zaszczytne piąte miejsce, m.in. za Rammsteinem i Mikołajem Kopernikiem (wyprzedzając Astrid Lindgren i Lady Gagę).
Nie powinno mnie to dziwić – córka Marianka jest stałą czytelniczką jego piątkowej rubryki na łamach „Gazety Wyborczej”, a jakiś czas temu głosem nieznoszącym sprzeciwu oznajmiła, że życzy sobie, by posłać mu maila o treści: „Co to jest nic?”. Odpowiedź znalazła się w ostatniej książce Mikołuszki „Wielkie pytania małych ludzi”. Pozostałe „Tato, a po co?” oraz „Tato, a dlaczego? (50 prostych odpowiedzi na piekielnie trudne pytania)” również zostały przez obie moje córki przewertowane wzdłuż i wszerz. Znajdziecie tam odpowiedzi m.in. na takie zagadnienia, jak: dlaczego chrupki w mleku się przyciągają? Co jedzą mrówki? Gdzie osy zimują? Czy nasiona oddychają? I wreszcie: po co jest wszystko?
Miałem raz spotkanie, podczas którego jedno dziecko odważyło się i zadało pytanie z gatunku tzw. obrzydliwych. I poszło! Cała fala: bąki, gluty, miód w uszach, kupa, ślina, wymioty. Aż do wyczerpania tematu.
Gaga: Masz jeszcze cierpliwość, żeby odpowiadać na pytania swoich dzieci? Nie irytują Cię?
Wojciech Mikołuszko: Oczywiście, że czasem mnie irytują. Szczególnie gdy się spieszymy, bo akurat gdzieś idziemy, albo kiedy jestem zmęczony. Nie na wszystkie pytania jestem też w stanie odpowiedzieć. Wprawdzie Jacuś ma dopiero trzy lata, ale Kacper już ponad 13, a Kasia jest w szóstej klasie podstawówki.
Myślałam, że masz dwoje dzieci…
Troje! Jacuś urodził się w październiku 2011 roku, kiedy moje poprzednie książki były już ukończone. To dlatego występuje w nich tylko dwójka dzieci.
Im są starsze, tym pytania trudniejsze?
Po pierwsze, trudniejsze, a po drugie, to początek okresu dojrzewania, kiedy zaczyna się przykładać większą dbałość do wizerunku, a więc pytanie również musi brzmieć poważnie, być wartościowe. To też jest taka cecha dorosłych. Dlatego wolę pytania „wczesnodziecięce”, bo są naturalne – nikt się nie krępuje, żeby dowiadywać się o nawet najbardziej dziwaczną sprawę. Gdy mam czasami zajęcia w szkołach, to najbardziej lubię ciekawskie dzieci. Część próbuje się silić i to traci wtedy cały urok. Bo kiedy się silisz, za nic w świecie nie wpadnie ci do głowy pytanie: ,,Jak wygląda nic?”. Zresztą kiedy redagowałem jeszcze raz odpowiedź dla Marianki, okazało się, że to, co napisałem, to tylko część wiedzy, która absolutnie nie wyczerpuje tematu. Jest cała książka poświęcona problemowi „nic”. Bite 250 stron.
Jak to się stało, że z Wojciecha Mikołuszki stałeś się Wojciechem Dociekliwym? Bo tak Cię nazwała babcia Mateuszka, jednego z Twoich czytelników.
No właśnie nie pamiętam, kiedy tak się stało. Z ciekawości zapytałem mamę, czy w dzieciństwie zadawałem dużo pytań. Powiedziała, że owszem, bez przerwy pytałem… A pytaniami dziecięcymi zacząłem zajmować się dzięki temu, że założyłem bloga internetowego „A dlaczego?”. Na początku wrzucałem tam opowieści, że gdzieś z dziećmi idziemy na wycieczkę, oglądamy srokę albo kawkę… Później pozmieniałem tytuły na pytania i okazało się, że trafiłem w dziesiątkę, że ludzie są tym zainteresowani, przysyłają maile.