Gdy byłem smarkaczem, po szkole grasowała higienistka. Drżeliśmy, by niczego nie wykryła, bardziej bojąc się przezwisk niż wszy.
Drogi Rodzicu, jeżeli nie masz psa, kota czy chociażby chomika, Twoje dziecko wcześniej czy później zacznie jęczeć, że psa, kota czy chociażby chomika chciałoby mieć. Ewentualnie królika, świnkę morską czy kanarka. Może być też żółw, a także patyczak. Cokolwiek. Dzieci lubią najbardziej nawet pokraczne żyjątka, pod warunkiem, rzecz jasna, że nie są obślizgłe. Przyprowadzają je do domów, licząc, że widok wykrzywionego pyszczka lub ubłoconych uszu zmiękczy dorosłe serce; czasami przemycają je po kryjomu – ale trudno na dłuższą metę ukryć przestraszonego kundelka czy wronę z przetrąconym skrzydłem. Sprawa wcześniej czy później wychodzi na jaw, a wtedy musimy zdecydować, co dalej: powiększamy rodzinę czy szukamy tymczasowemu lokatorowi nowego domu? Pies, kot, wiewiórka… – wszystko to, proszę wybaczyć, mały pikuś. Gorzej, gdy nasza pociecha przemyca do domu stworzonko, o którym nawet ona nic nie wie. Na przykład wesz. Tak, tak, wesz.
Niedługo Państwa dzieci, te starsze, pojadą na zimowiska, warto więc zawczasu o wszach poczytać. Bo być może nie tylko drewniana ciupaga będzie pamiątką po zimowych feriach. Wszawica stała się powszechnym, choć zatajanym, problemem i my, zwykli zjadacze chleba, wiemy to od dobrych kilkunastu miesięcy. A eksperci z wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych wiedzą to jeszcze dłużej. Na tyle długo, by zauważyć pewną prawidłowość: wprawdzie na wszawicę można zachorować o każdej porze roku, ale po wakacjach i zimowych feriach zachorowań jest jakby więcej… czyli eksperci wiedzą dokładnie to samo, co i nasze babcie. Babcie wiedzą również, że wszawicą łatwo się zakazić. Zakazić – bo jest to choroba zakaźna. Czy raczej była. Od pięciu lat wszawica do chorób zakaźnych zaliczana już nie jest i nawet jeżeli zostanie gdzieś wykryta, nie ma obowiązku zgłaszania tego faktu państwowemu inspektorowi sanitarnemu. A jest wykrywana jak kraj długi i szeroki. Na wsi i w miastach. W przedszkolach i szkołach. Po głowach drapią się maluchy i licealiści. Wychowankowie placówek państwowych i prywatnych. Wszawica to bardzo demokratyczna choroba – dotyka wszystkich. I niemal wszyscy ze wstydem o niej milczą. Bo przecież to przypadłość brudasów, a my nie jesteśmy brudasami! Dyrektorom przedszkoli i szkół z oczywistych powodów także nie zależy na tego rodzaju rozgłosie.
Który rodzic przyprowadzi swoje dziecko do prywatnego przedszkola, w którym nawet pluszowy miś się drapie? Kto radośnie wysupła tysiąc złotych miesięcznie na szkołę, w której dzieci złapią nie tylko dobry angielski akcent, ale i gnidy? Są chętni? No właśnie. Gdy byłem smarkaczem, po mojej szkole grasowała pani higienistka. Raz na jakiś czas robiła przegląd głów; oczywiście drżeliśmy, by niczego nie wykryła, bardziej bojąc się ewentualnych przezwisk niż wszy. Faktem jest, że w tamtych latach rzetelniej dbano o higienę mojego ciała niż ducha. Wszystko odbywało się na forum klasy, a higienistka urozmaicała sobie pracę, prowadząc konferansjerkę („Ale uszu to nie lubimy myć, co, Kasdepke?” lub „Co to, zapuszczasz włosy? Może jeszcze biust sobie zapuścisz?”). Koledzy ryczeli ze śmiechu, przesadnie głośno, żeby zagłuszyć własny niepokój, ja zaś stałem czerwony jak pierwszomajowa flaga. Wszy jednak nigdy nie złapałem.
Dzisiaj taka sytuacja nie miałaby prawa zaistnieć. Z dwóch powodów: po pierwsze, nie można wystawiać dziecka na upokorzenie; po drugie, nikt obcy nie może go dotykać. O ile z tym pierwszym zgadzam się w pełni, o tyle przy tym drugim mam wątpliwości. Fantastycznie, że zwróciliśmy w ostatnich latach uwagę na problem molestowania dzieci. Ale trudno zrównać panią higienistkę z pedofilem! Oprócz złego dotyku istnieje i dobry. Tymczasem, zgodnie z naszym prawem, tylko rodzic może sprawdzać stan skóry swego dziecka. Chyba że wyda na to pisemne pozwolenie. W jednym z przedszkoli rozwiązano ten dylemat w prosty sposób – termin kontroli jest znany i rodzice mogą w niej uczestniczyć. Rzecz w tym, że aby miała sens, powinny się jej poddać wszystkie dzieci. A co, jeżeli jakiś rodzic oburzy się i zabroni dotykać swego dziecka? Albo jeżeli ma wszystko w nosie? Wtedy możemy zgłosić problem sanepidowi. A w jaki sposób sanepid walczy z wszami? Ulotkami. Jeżeli ulotki nie skutkują, może wygłosić pogadankę. Niestety, wszy ulotek nie czytają, pogadanki także nie robią na nich wrażenia, a innego oręża sanepid na razie nie posiada. Więc jakby co, to proszę uzbroić się w gęsty grzebień i zapytać o radę swoją babcię.