Ten tekst sponsorują słowa siku i kupa. W dwa i pół roku dziecko wyprodukuje około 250 litrów tych pierwszych i 98 litrów tej drugiej. W pieluchy albo w nocnik. Jeśli myślisz, że w tej sprawie wiesz już wszystko, zachęcam do rewizji wiedzy.
Jest już pewnie szósta. Wiem, bo moja córka Helenka robi pierwsze tego dnia siku. Jestem ledwo przytomna, ale mówię jej do ucha „sisisisi”, na co w odpowiedzi słyszę raźne ciurkanie, jeszcze chwilka i czas na kupę i po moim „eeeeee” z nocnika zaczyna unosić się zapach, który już dawno nie jest, jak podają poradniki dzieciowe, przyjemnym zapachem kwaśnego mleka. Zapinam jej wielorazową pieluchę, idę wylać nocnik i zaczynamy dzień. Nic w tym nadzwyczajnego, tyle że Hela ma 10 miesięcy. Brzmi to może jak jakaś fantastyka – sięgać po takie starocie jak pielucha do prania, gdy półki w sklepach uginają się pod mamucimi zgrzewkami pampersów! Sadzać na nocnik kilkumiesięczne niemowlę? Abstrakcja!
Ekowojownicy zakładają tetrę
To, co robimy, to najstarszy na świecie sposób utrzymywania higieny dziecka, normalny w tzw. Trzecim świecie, a w „cywilizacji” nazywany elimination communication, czyli jak się dość niezręcznie tłumaczy na polski – naturalna higiena dziecka lub wychowanie bezpieluchowe.
Gdy przed kilku laty przeczytałam o tym w brytyjskiej gazecie, nie miałam w planach ani męża, ani dzieci, a już na pewno nie myślałam, że będę robić to samo co kilku, jak ich wtedy postrzegałam, nawiedzonych ekowojowników. Gdy zaczynaliśmy wysadzać niespełna trzymiesięczną córkę nad nocnikiem w celu „złapania” kupy, już od miesiąca używaliśmy pieluch do prania. Jeśli staje wam przed oczami mieszkanie skolonizowane przez sznury z suszącą się tetrą, jesteście w błędzie. Nowoczesna wielorazówka to rosnące wraz z dzieckiem zgrabne majteczki zapinane na rzepy lub napy, z superchłonnej bambusowej albo konopnej frotty albo tradycyjnej bawełny, ze zintegrowaną albo osobną wodoodporną powłoczką zwaną otulaczem, o dowolnym wzorze i kolorze. Mamy w pudle pieluchy w groszki, zwierzątka, kratki, czyste kolory, jest nawet leopard na gorące wieczory. Obecnie można w Polsce kupić kilkanaście rodzajów ekopieluch, a wybrednym zakręci się w głowie, gdy sprawdzą oferty zagranicznych sklepów. Niektóre samorządy w Anglii dopłacają rodzicom do zakupu kompletu pieluch, rozumiejąc, że to się po prostu opłaca. W Australii bardzo popularne jest domowe szycie pieluch, w wielu krajach zachodniej Europy normą jest wręcz kupowanie pieluch używanych. To wszystko za sprawą rosnącej z dnia na dzień grupy proekologicznych entuzjastów pojawia się i u nas.
Nie aż tacy radykalni
Po przejściu na wielorazówki nasze ekosumienie zostało uspokojone, wizja tony pieluch, które rozkładając się przez 500 lat, nieustannie chłoną coraz cenniejszą na naszej planecie wodę, już nas nie dotyczyła. Uparte miniodparzenie w pachwinie dziewczynki zniknęło, kuleczki absorpcyjnego żelu przyczepione do jej pupy już mnie nie irytowały. Mimo pozornej drożyzny pieluszek, zaoszczędziliśmy około 2 tys. zł, ale dlaczego nikt mi nie powiedział, że kupę trzeba z nich zaprać ręcznie?! Kolejna ukleksiona pielucha w moich dłoniach tylko przyśpieszyła decyzję o rozpoczęciu wysadzania Heli.
Gdybyśmy byli bezpieluchowymi radykałami, Hela biegałaby w spodniach z dziurką i gołą dupką, ewentualnie w majteczkach, a my ścieralibyśmy wypadki przy pracy z podłogi, kanap i własnych kolan. Dlatego jesteśmy tacy trochę pół na pół, wysadzamy córkę w miarę naszych możliwości, ale na wszelki wypadek Hela nosi pieluchę, co ułatwia nam wszystkim życie. Zaczęliśmy od grubszej sprawy, a gdy nabraliśmy animuszu, wprawy i chęci, zaczęliśmy łapać też siku.
Sisisi na życzenie
Pamiętam zdziwienie znajomej, której wspomniałam o bezpieluchowym chowie. Jej wizja dzieci ochoczo wydalających gdzie popadnie ma się nijak do rzeczywistości. Wszystko zaczyna się od obserwacji dziecka i jego zachowań. Od około czwartego miesiąca dzieci wyraźnie komunikują potrzeby wydalnicze – pojawiają się one w rytmach i nie jest to bynajmniej chaos. W naszym przypadku spędziłam z gołodupną córką dwa dni na kocu na podłodze, podkładając pod nią tetrę, i wiedziałam już mniej więcej, co jaki czas potrzebuje się wypróżnić. Trzymana nad umywalką, a potem nad nocniczkiem, zawsze słyszała „sisisisi” przy sikaniu i „eeee” przy robieniu kupy. Dalej już jest tylko z górki – nocnik zaproponowany w odpowiednim czasie i przy stałej werbalnej zachęcie najczęściej się zapełnia i jeśli mamy dobry dzień, czyli mamie i tacie się chce i wejdą od rana w rytm Heli, to w ciągu dnia używamy trzech pieluch – noc, spacer i jedna na okoliczność „za późno”. To nie jest wyścig z jej pęcherzem czy naszą gorliwością, nie szkolimy dziecka, to raczej ona nam pokazała, czego jej potrzeba. Wystarczył miesiąc, by córka zrozumiała, że gdy słyszy „sisisisi”, robi się sisi, i to zazwyczaj na zapas, nawet jak nie chce się jej bardzo – to naprawdę niewiele w porównaniu z wizją mocowania się z dwulatką i nocnikiem. To, co wydawało się na początku nieosiągalne, okazało się bardzo prostą sprawą i jest rutyną, jak ubieranie, kąpiel, spacer. Oczywiście nie ma lekko, zaliczyliśmy już typowe i nieuchronne strajki komunikacyjne, kiedy to prężący się człowieczek nijak nie chciał współpracować, a na wakacyjnych wojażach wracamy do jednorazówek, choć mininocniczek zawsze mamy przy sobie, by tych pieluch używać jednak jak najmniej.
Niemowlak na nocniku
Jedyny minus, jaki przychodzi mi do głowy, to to, że co dwa dni trzeba wrzucić do pralki stertę śmierdzących pieluch. Czyha też nieustanna pokusa kupowania nowych modeli. Realnie potrzeba ich około 25 sztuk, a gdy stosujemy system mieszany, jeszcze mniej. Gdy na forum dyskusyjnym rodziców wychowujących bezpieluchowo czytam relację dumnej matki o tym, jak jej 14-miesięczna córka pokazuje na nocnik i woła „eeee”, wiem, że i nas to niedługo czeka – Helena w podobnym wieku zacznie nam mówić, kiedy chce sobie ulżyć. Na razie z lekką nonszalancją możemy rzucać w rozmowach, że Hela już robi na nocniczek, a gdy rozmówca okazuje zdumienie, dodajemy z jeszcze większą lekkością, że tak i to już od pół roku.
Anna Niesterowicz
Artykuł pochodzi z Archiwum Magazynu „Gaga”