Podobno w Londynie znajdziesz wszystko. Na pewno największy na świecie sklep z zabawkami, największy „diabelski młyn” i ogromne akwarium z rekinami. A londyńskimi czerwonymi piętrusami dzieciaki jeżdżą bezpłatnie!
Synu, jak będziesz pilnie uczył się angielskiego, to pojedziemy do Londynu – powiedziałam kiedyś do pierworodnego, żeby zmobilizować go do nauki. Słowo się rzekło. Jedziemy. Na pewno nie chcę zamęczać go zwiedzaniem, bo to ma być przyjemność. Przed wyjazdem oglądamy przewodniki, żeby Adam mógł wybrać, co chce przeżyć. I nasz pierwszy londyński dzień spędzamy w największym na świecie… sklepie z zabawkami! Słynny Hamleys położony jest w prestiżowym miejscu, przy znanej z luksusowych sklepów Regent Street. Monumentalna architektura Johna Nasha niestety nie zafascynowała mojego syna, tylko sześć kondygnacji zabawek! Jeżdżące kolejki, samochody, lalki, pluszaki na czele z prawdziwie londyńskim ogromnym misiem Paddingtonem, w czerwonej czapeczce i niebieskim paltociku – nie ukrywam, że i dorośli mają sporo frajdy. Szczególnie że na miejscu możemy się pobawić! Adam wybiera sobie misia – tradycyjnego, jak z ilustracji wiktoriańskich książek sprzed stu lat. Pokazujemy miśkowi Londyn. Pałac Buckingham, w którym mieszka królowa, jest interesujący właściwie tylko ze względu na wartowników w wysokich, futrzanych czapach i czerwonych kubraczkach. Ciekawszy okazał się spacer po St. James’s Parku, obserwowanie łabędzi, kaczek i innego ptactwa. Przeszliśmy przez słynny Hyde Park. Szokiem kulturowym dla nas jest to, że w Anglii w parkach można siedzieć, a nawet leżeć na trawie. Nikt nie przegania, nie zwraca uwagi. Ludzie siedzą na trawnikach, rozmawiają, jedzą, odpoczywają. Też siadamy. Plan zwiedzenia jakiegoś muzeum spalił na panewce, bo Adamowi spodobał się duży plac zabaw, więc tam już zostaliśmy. Ale czy zabawa w międzynarodowym gronie nie ma walorów edukacyjnych? Zwiedzanie postanowiliśmy zostawić na następny dzień. A właściwie trzy – kupiliśmy London Pass, czyli kartę muzealną. Tam, gdzie często są długie kolejki (w Tower czy London aquarium), korzystamy z wejścia dla uprzywilejowanych. Możemy też wybrać się np. na rejs po Tamizie lub Regent’s Canal, a w niektórych restauracjach mamy zniżki. Razem z kartą dostaliśmy też porządny i wyczerpujący przewodnik. Następnego dnia – ruszamy! Korzystamy głównie z linii autobusowych, które obsługują charakterystyczne czerwone piętrusy. Podróż na górze z przodu już jest sporą atrakcją! A na dodatek dzieciaki do 11. roku życia jeżdżą bezpłatnie.
Katedra św. Pawła to jedna z najsłynniejszych budowli Londynu. Z dzieciństwa pamiętam bajeczny ślub Diany z księciem Karolem, dla mnie to było wydarzenie, dla mojego syna nieznana prehistoria. Z London Pass nie musimy stać w kolejce, wchodzimy szybko do środka. Największą atrakcją jest wspięcie się po 560 schodach w górę – najpierw do podnóża olbrzymiej kopuły, do słynnej Galerii Szeptów. Stajemy po dwóch stronach i próbujemy coś do siebie powiedzieć. Niezbyt nam wychodzi, ale na szczęście pani z obsługi podpowiada, jak szeptać, żeby sprawdzić niezwykłą akustykę. Adam mówi do ściany, a ja, stojąc po drugiej stronie kopuły, wszystko słyszę! Pniemy się w górę, pomiędzy warstwami kopuły, na sam szczyt. Nieco zziajani wychodzimy na zewnątrz, na Złotą Galerię, i wita nas potężne uderzenie wiatru. Za to panorama przepiękna, cały Londyn jak na dłoni. Już ustalamy, że na ogromne koło London Eye wybierzemy się pod koniec pobytu w mieście. Ale na znany z filmów, bajek i książek Tower Bridge idziemy od razu! Na górę słynnego mostu zwodzonego wjeżdżamy windą. Z łączącego obie wieże przeszklonego mostku oglądamy Tamizę. Adama fascynują maszyny parowe służące do podnoszenia jezdni mostu. Jesteśmy tuż przy Tower of London, czyli Twierdzy Londyńskiej. Nie przepadam za tym ponurym zamczyskiem, po którym snują się duchy straconych więźniów i ściętych głów żon Henryka VIII. Dzięki London Pass znów nie musimy stać w kolejce ani płacić 19,5 funta za bilet, więc wchodzimy na moment. Choćby po to, żeby Adam zobaczył słynne kruki, które nie odlatują. Nic dziwnego. Nie mogą, bo mają podcięte lotki.