„Nie zjem tego!” „Fuj” „Bleee, to jest zielone!”. Nie raz pewnie zdarzyło wam się usłyszeć takie słowa od dziecka. Dlaczego tak jest, że kiedyś jadło wszystko, a teraz kręci nosem na sam widok, lub nawet jak tylko usłyszy słowo „brokuł”?
Rodzice biją się z myślami, co zrobić, jak sprawić, by dziecko zaczęło próbować nowych produktów. Na początku powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że nie wszystko każdemu smakuje. Nie tylko dzieciom, także dorosłym. Jednak żeby dowiedzieć się, co sprawia, że nasze kubki smakowe wariują ze szczęścia, nie da się ukryć, że musimy najpierw spróbować.
Jak podejść do tematu?
Myślę, że warto posadzić dzieci przy stole, na którym będą stały miseczki z bakaliami. Urządzamy degustację. Dziecko dowiaduje się, jak dany przysmak się nazywa, może dotknąć, powąchać. Opowiada, jak smakuje i czy chciałoby zjeść to w przyszłości. Dzięki temu dowiemy się, np. że suszone morele i śliwki są pyszne, ale rodzynki no to już niekoniecznie. A gdyby zrobić tak samo z owocami lub warzywami? Owoce kładziemy w całości, a obok w miseczkach – pokrojone. Dzieci oglądają i próbują. Jeśli chodzi o warzywa, to porozmawiajmy o tym, co z nich można zrobić. Chociażby ziemniak – gotowany, w formie puree, frytki, talarki, kulki ziemniaczane, placki ziemniaczane… Jest bardzo dużo opcji.
A gdyby tak zaangażować dziecko do przygotowania posiłków?
Oczywiście, gdy samemu przygotuje się posiłek, to smakuje najlepiej. Czy nasz młody kucharz powie, że to jest niedobre, że tego nie zje? Nie sądzę. Istotny też jest wygląd. Nie da się ukryć, że szpinak jest po prostu zmorą niejednego dziecka. Taka zielona papka potrafi skutecznie odstraszyć. Może na początek warto przemycić szpinak w koktajlu? Po zmiksowaniu z mlekiem i bananami smakuje naprawdę pysznie. Liści szpinaku można też użyć do sałatki. Pomysłów jest wiele. Jedzenie, które ma cieszyć podniebienie, najpierw powinno cieszyć oczy.
Tak naprawdę musimy sobie zdać sprawę z tego, że ten okres przejściowy, można by powiedzieć – strach przed jedzeniem – kiedyś się skończy. Dorośli już przecież tak nie grymaszą. Owszem, mają swoje ulubione smaki i potrawy, ale chętnie szukają nowych. Jeśli będziemy cierpliwi (wiem, że to nie jest łatwe) i pokażemy dziecku, że naprawdę warto się przemóc i przynajmniej posmakować, to jest szansa na zakończenie grymaszenia. A warto, bo przecież świat ma do zaoferowania tyle pyszności.
Beata Brzezińska – pedagog społeczny, mama dwóch chłopców