Opiekunki do dziecka można szukać na wiele sposobów. Przez serwisy internetowe, specjalistyczne agencje pośrednictwa pracy oraz pocztę pantoflową. Żaden z nich nie gwarantuje, że traficie w dziesiątkę. Że wybrana niania będzie nie tylko sympatyczna, wykształcona, pracowita, bez nałogów, ale przede wszystkim szczerze pokocha wasze dziecko, a ono ją. Co w takim razie daje taką gwarancję? Nic. I z tym się trzeba pogodzić.
Przychodzi taki moment, że jest wam już wszystko jedno. Za tydzień wracacie do pracy, a poszukiwania opiekunki do dziecka idą jak po grudzie. Bo każdy radzi co innego. Niania powinna być młoda, bo taka ma więcej energii. Starsza, bo jest bardziej odpowiedzialna. Po szkole pielęgniarskiej lub pedagogice, bo będzie miała profesjonalne podejście do dziecka. Bez profesjonalnego przygotowania, ale za to opiekuńcza i serdeczna, bo emocjonalność małego dziecka jest ważniejsza niż jego edukacja. Zresztą to i tak nieważne, skoro na spotkania – z umówionych dziesięciu – przychodzą dwie kandydatki. Pierwsza zaczyna od listy warunków, pod jakimi zgodzi się przyjąć tę pracę, druga milczy. Na oko ma jakieś 18 lat. Obie są nie do przyjęcia, ale determinacja każe wam podjąć jakąś decyzję. „Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek, na kogo wypadnie, na tego bęc!”. To zresztą również nie jest ważne, skoro ani jedna, ani druga nie odbiera później waszych telefonów. Dochodzicie do granicy, za którą nie ma już nic poza rozpaczą. I tu mamy dla was dobrą wiadomość. Znalezienie fajnej niani jest jednak możliwe. Po prostu dajcie trochę na luz. I zacznijcie od początku.
Może zabrzmi to niepoważnie, ale niani szukacie dla siebie. W pierwszej kolejności musi spodobać się wam. To bardzo ważne, by odbierać na tych samych falach, ponieważ pozwoli uniknąć nieporozumień wynikających z różnic światopoglądowych i podejścia do życia. Przekonała się o tym Dominika Krasińska z Warszawy, która samotnie wychowuje dwuletnią córkę. Ma wolny zawód i kupę przyjaciół. Często wpadają bez uprzedzenia, zostają na noc, zdarza się towarzystwo międzynarodowe. Z pierwszą opiekunką małej Sylwii miała ten problem, że bardzo krytycznie oceniała dom otwarty i styl życia Dominiki. Pochodziła z małej wsi, w której dziecko przed ślubem to grzech śmiertelny. Na placach zabaw obrabiała Dominice tyłek za plecami. A że świat jest mały – dotarło to do znajomych i zrobiło się bardzo niemiło.
Ale nie zawsze różnice charakteru są tak drastyczne. Marta Miś, też z Warszawy, była zadowolona ze swojej opiekunki do dziecka. Właściwie bez zastrzeżeń, poza jednym: zawsze w jej towarzystwie czuła się skrępowana. – Zdarzało się, że kiedy wracałam wcześniej i moja córeczka jeszcze spała, opiekunka siedziała bez ruchu na kanapie, z rękami grzecznie złożonymi na kolanach. Dziwne, prawda? – pyta Marta. I zaraz dodaje: – Ale z Mają miała bardzo dobry kontakt.
Tylko że dobry kontakt z Mają ma również Agata, która zastąpiła opiekunkę-dziwaczkę. Marta przyznaje, że kiedy tamta odeszła, odetchnęła z wielką ulgą. – Agata jest buddystką, psychologiem z wykształcenia. Mamy podobnych znajomych i podejście do życia. Myślę, że gdybyśmy się spotkały wcześniej, już byśmy się przyjaźniły – mówi Marta. Nie przeszkadzało jej, że Agata chce przychodzić z córeczką. Podobał jej się ten życiowy wybór – straciła stałą pracę, nie chciała też oddawać Mani do żłobka, więc zaczęła opiekować się cudzymi dziećmi. Marta zaufała intuicji, która podpowiadała, że dla córeczki to będzie świetna opcja. I miała rację. Przy starszej o rok Mani, dwuletnia Maja błyskawicznie się rozwija. Zdarzają się oczywiście obrażenia wyniesione ze wspólnej zabawy, ale plusy zdecydowanie przeważają. Jeśli trafimy na fajną osobę, powszechna opinia, że opiekunka z dzieckiem zawsze faworyzuje swoje, okazuje się mitem.