Dominik i Kluś
Karolina na cmentarz, gdzie w maleńkich grobach leżą szczątki poronne jej dwóch synów, idzie z wielką ulgą. Musiała zawalczyć, aby jej dzieci uzyskały tożsamość i przynajmniej jeden z nich został zarejestrowany w urzędzie stanu cywilnego jako pełnoprawny obywatel z imieniem i nazwiskiem oraz aby wydano mu akt zgonu. Kiedy poroniła pierwsze dziecko w ósmym tygodniu ciąży, była w takim szoku, że nie oponowała, gdy szczątki jej maluszka zabrano nie wiadomo dokąd. Po powrocie do najbliższych, męża i dwóch córeczek, wyjaśniła, że Kluś (tak nazwała dziecko) rozchorował się i umarł. Jednak przez pół roku po tym wydarzeniu nie potrafiła otrząsnąć się z depresji. Najtrudniejsze były bolesna tęsknota za dzieckiem, dojmujące poczucie niezrozumienia i obwinianie siebie za śmierć maleństwa, doszukiwanie się przyczyn poronienia, poczucie, że jest kobietą gorszej kategorii. I te nieustanne „złote” porady znajomych, rodziny: „Po co się tak przejmujesz? Weź się w garść! Przecież masz już dwie zdrowe i śliczne córeczki!”. Drugi synek Karoliny przyszedł na świat w 23. tygodniu ciąży. Krwotok poronny rozpoczął się, gdy była z rodziną na wakacjach. W szpitalu dowiedziała się, że ma martwe dziecko w brzuchu, że trzeba wywołać poród.
– Byłam zrozpaczona. Nie da się opisać, co czuje matka w takiej chwili. Postanowiłam, że tym razem nie pozwolę potraktować mojego dziecka jak przedmiotu. Wiedziałam, że mogę zażądać od szpitala aktu urodzenia i zarejestrować dziecko w urzędzie stanu cywilnego w miejscu urodzin.
Na początku odmawiano mi wydania dokumentu, ale nie odpuściłam. Trzy tygodnie po narodzinach mój nieżyjący synek został zarejestrowany w urzędzie jako pełnoprawny obywatel. Nadaliśmy mu imię Dominik, co oznacza „należący do Pana”.
Karolina
Po stracie drugiego dziecka Karolina ponad rok była w głębokiej żałobie. Nawet urodzenie trzeciego, zdrowego synka nie przynosiło oczekiwanej ulgi. Dopiero na forum www.poronienie.pl, gdzie przeczytała historie podobne do jej własnej, znalazła zrozumienie. Po kilku tygodniach odważyła się napisać o sobie. O swoim bólu i bezgranicznej tęsknocie za Klusiem i Dominikiem. O nieustępującym poczuciu pustki i osamotnienia. Chociaż miała przy sobie kochającą rodzinę, nie radziła sobie z rozpaczą. Karolina: – Dziewczyny z forum bardzo mi pomogły. To one namówiły mnie na wizyty u psychologa. Dodały otuchy i odwagi. Przekonały, że nie muszę dusić w sobie żalu i się go wstydzić. Że mam prawo mówić głośno o swoich zmarłych dzieciach, wspominać je i odczuwać stratę. Dopiero po latach zrozumiałam, że przechodziłam kolejne etapy żałoby. Dopóki nie przerobiłam jej w sobie, nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Dzięki psycholożce nauczyłam się rozumieć własne emocje i je akceptować, a dzięki przyjaciołom z forum uzmysłowiłam sobie, że nie jestem ze swoim nieszczęściem jedyna na świecie. Odnalazłam w tych ludziach ważną grupę wsparcia. Nie wolno tłumić w sobie żalu i łez po stracie dziecka. One muszą popłynąć po to, żeby znowu wyprowadzić cię ku światłu. Parę lat po śmierci dzieci Karolina, jej mąż, dwie córeczki i najmłodszy syn pochowali uroczyście Klusia i Dominika na cmentarzu. Rodzicom udało się odebrać szczątki nienarodzonych dzieci z Zakładu Badań Histopatologicznych w Poznaniu, gdzie były przechowywane. – Wiem, że zabrzmi to dla niektórych niezrozumiale, ale dla rodziców, którzy stracili dziecko, bardzo ważna jest możliwość pochowania go i przeżycia żałoby. To przynosi spokój ducha i ukojenie. Do końca życia nie zapomnę słów pielęgniarki, którą pytałam po pierwszym poronieniu, czy mi oddadzą dziecko, bo chcę je pochować. Usłyszałam wtedy: „Takich rzeczy się nie praktykuje” – opowiada Karolina.
Promyk nadziei
Na cmentarzu komunalnym w podgrudziądzkiej Kobylance średnio dwa razy w miesiącu odbywają się uroczystości pochówku dzieci nienarodzonych. W zbiorowej mogile grzebane są prochy martwo urodzonych w miejskim szpitalu w Grudziądzu. To te dzieci, których ciał nie odebrali rodzice. Imiona nadaje im personel szpitala. W specjalnej krypcie umieszcza się również urnę z „resztkami” poronnymi, które wozi się najpierw na kremację do Gdańska. Niestety, to wciąż nietypowa praktyka w skali kraju i, jak podkreślił w jednym z wywiadów wicedyrektor grudziądzkiego szpitala, muszą nastąpić zmiany kulturowe, które spowodują, że szczątki takich dzieci będą traktowane z należytym szacunkiem i godnością. W szpitalach wciąż zalegają ludzkie płody, z którymi nie wiadomo co zrobić, bo rodzice się o nie nie upomnieli. Często nie wiedzieli nawet, że mają do tego prawo. Nierzadko sam personel wprowadził ich w błąd, konfabulując, że takich rzeczy się nie praktykuje. Tymczasem ustawa wyraźnie reguluje prawo dzieci poronionych i martwo urodzonych do rejestracji w urzędzie stanu cywilnego i zapewnienia im godnego pochówku. Warto, żeby matki o tym wiedziały i pamiętały, kiedy dojdzie do tragedii. Matka dziecka poronionego i martwo urodzonego ma prawo odebrać szczątki i ciało swego dziecka ze szpitala. Ma także prawo zarejestrować je w urzędzie zgodnie z miejscem urodzenia, a także wystąpić o wydanie aktu urodzenia i aktu zgonu. Niestety, wiele rodzin na to się nie decyduje, choć ból po stracie potrafi trwać do końca życia. Maja, Ewa, Marek i Andrzej z cmentarza w Kobylance mają swój początek oraz koniec w krótkiej przygodzie życia. Dla jednych są strzępami tkanek i bezimiennej krwi, dla Boga – ukochanymi dziećmi. Może ich bracia i siostry na ziemi też to kiedyś zrozumieją…