O komunikacji, refleksyjnych rodzicach i dobrych metodach wychowawczych mówi dr Magdalena Śniegulska, psycholog dziecięcy z SWPS w Warszawie.
Czy można wytrenować dziecko do określonych zachowań? Jesper Juul mówił np. o tym, że poprzez powtarzanie pewnego rodzaju czynności można uzyskać pożądane zachowanie.
Jakkolwiek okropnie to brzmi: tak, możemy wytrenować pewne umiejętności. Pozostaje jednak pytanie, po co to robimy. I co zrobić, żeby dziecko przyjęło je jako własne i wiedziało, dlaczego ich używa.
Co więc zrobić?
W psychologii trwa dyskusja o tym, czy podążać za dzieckiem, wsłuchać się w jego potrzeby, czy stawiać granice. Myślę, że bardzo ważna jest równowaga. Większość badań wyraźnie pokazuje, że dzieci potrzebują jasnego przekazu o normach i zasadach, o tym, co wolno, a czego nie. Nie chodzi o to, żeby sprowadzić dzieci do bezwolnych wykonawców rozkazów, ale żeby konfrontować z różnymi zasadami, które ułatwiają nam wszystkim życie. Uważam, że dobry rodzic to taki, który wie, jakie wartości są dla niego istotne.
To znaczy?
Jeżeli wiem, co dla mnie jest dobre, jak chciałabym, żeby wyglądał świat wokół mnie, jak chciałabym być traktowana przez ludzi, to łatwiej mi wychować dziecko, które będzie respektować normy i zasady, bo będzie wiedziało, dlaczego to robi.
To zakłada, że ludzie aspirujący do miana dobrych rodziców są refleksyjni.
Nie chciałabym rozsądzać, czy jesteśmy refleksyjni, czy nie. Jesteśmy bardzo różni. System i model wychowawczy, który do tej pory funkcjonował, był dość jasno określony: dziecko musi spełniać oczekiwania i zasady, podporządkować się dorosłemu. W wielu sytuacjach to bardzo ułatwiało funkcjonowanie. To, co obserwujemy teraz, ta mnogość podejść związanych z wychowywaniem, sprawia, że większość rodziców zaczęła się zastanawiać, co to znaczy w ogóle być dobrym rodzicem, który model jest najlepszy. Bardzo ważne jest, abyśmy przyglądali się uważnie i dziecku, i sobie. Jakie ono ma możliwości, a my oczekiwania. Czy jestem w stanie to pogodzić, ale też w jakich sytuacjach mogę te swoje oczekiwania odpuścić albo ułatwić coś dziecku.
To kwestia metody prób i błędów czy możemy sobie to raz przemyśleć, założyć plan działania i ściśle się go trzymać?
Różnie bywa. Są rodzice niezwykle zdyscyplinowani, restrykcyjni. Myślę jednak, że dobry rodzic to nie taki, który jest absolutnie konsekwentny, nie popełnia błędów i zawsze trafia w punkt. Z ludzkiego punktu widzenia straszne byłoby być dzieckiem doskonałego rodzica. Nasze człowieczeństwo opiera się również na błądzeniu, które jest równie ważnym doświadczeniem. Pozwala zdobywać wiedzę, poszukiwać, sprawdzać różne możliwości. Mówi wtedy: „Sorry, musimy się z tego wycofać i spróbować czegoś innego”. Sami dobrze wiemy, że bliżej nam do ludzi, którzy mają słabości, niż do tych, którzy są na piedestale i wydają się idealni.
A co z codziennymi sprawami, małymi walkami, które toczymy: o odstawienie tornistra na miejsce, posprzątanie pokoju? To niezwykle frustrujące, kiedy trzeba ciągle powtarzać to samo i nie ma efektów.
Warto przyjrzeć się temu procesowi, bo jeśli jest tak, że trzy razy powtarzamy: „Wrzuć brudne skarpetki do kosza”, i to się nie dzieje, a za czwartym razem nie wytrzymujemy i robimy to sami, to musimy mieć świadomość, że niewiele dzieci będzie miało motywację, żeby jednak wykonać polecenie. Popatrzmy na tę sytuację ekonomicznie: to się nie opłaca, skoro skarpetki i tak „same” trafiają do kosza. Bardzo często zapominamy, że wydajemy jakieś polecenia, a potem okazuje się, że nasze dziecko robi to niedoskonale. Czujemy się zobligowani skomentować: „No, wyniosłeś śmieci, ale o butelkach nie pamiętałeś”. Komunikaty „tak, ale” nie spowodują, że dziecko – czy ktokolwiek, powiedzmy sobie uczciwie – będzie chciało spełniać nasze prośby.
Jak więc powinien brzmieć dobry komunikat?
Przede wszystkim powinien być krótki, precyzyjny, zrozumiały i możliwy do wykonania dla dziecka, wypowiedziany neutralnym tonem, sformułowany na „tak”. No i musimy dopilnować jego wypełnienia do końca. A potem pochwalić za dobrą pracę. Pamiętajmy, że członkowie rodziny powinni mieć poczucie wspólnoty. Prace, które wykonywane są na rzecz rodziny, nie są karą. Ważne jest poczucie, że to jest dla wspólnego dobra. Na ogół problemy pojawiają się w okresie dorastania, kiedy dziecko „głuchnie”, zapomina, „za chwilę” trwa dwa dni – wtedy pomocne jest wzmacnianie pozytywne. Jeśli tylko widzimy, że dziecko odłożyło talerz do zlewu, to od razu mówimy: „Super, odniosłeś talerz, bardzo to pomocne, dziękuję”. Wtedy jest szansa, że znowu to zrobi. Jeśli nasze zachowanie zostanie skojarzone z czymś pozytywnym, to mamy ochotę je powtórzyć. A jak dostajemy komunikat „prawie dobrze”, nie chce nam się starać.
A co z takim modelem, że rozmawiamy z dzieckiem i próbujemy razem dojść do powodu, dla którego coś dzieje się nie tak? wspólnie chcemy znaleźć rozwiązanie – czy to jest skuteczne?
Dużo zależy od tego, jakie jest dziecko i sama sytuacja. Żeby dokonać zmiany zachowania, muszę je najpierw zrozumieć. Ale młodsze dzieci mają kłopot z koncentracją, na ogół już po trzech słowach nie słuchają. Czasami po prostu nie wiedzą, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej, i to my, dorośli, powinniśmy im pomóc to zrozumieć. Metoda jest na pewno bardzo pomocna w pracy ze starszym dzieckiem. Ale też nie da się jej wprowadzić nagle. Jeśli do tej pory nie rozmawialiśmy z dzieckiem, to nie oczekujmy, że ono nagle będzie chciało rozmawiać.
Można wychować dziecko bez ciągłych zakazów i nakazów, twierdzą D. Siegel i T. Bryson. Kluczem jest budowanie kontaktu emocjonalnego z dzieckiem i troska przy jednoczesnym komunikowaniu wymagań. A przekierowanie jego zachowania na właściwe tory jest możliwe dzięki wiedzy o najnowszych odkryciach neurobiologii. Książkę ilustrują zabawne i barwne historie z życia.