Krzyczą, wiercą się, biegają, popychają, ścigają. Ryzyko sprawia im przyjemność. Wiecznie rozbrykane dzieciaki w ruchu uczą się świata, poznają granice innych ludzi i sprawdzają własne możliwości. Jednak głośne, ryzykowne zachowania dzieci przerażają dorosłych.
Chłopcy znacznie częściej niż dziewczynki trafiają do lekarza z podejrzeniem ADHD – i częściej niż u dziewcząt diagnozuje się u nich nadpobudliwość ruchową. Amerykański antropolog Lionel Tiger, autor książki „The Decline of Males” (trudno o lepsze nazwisko dla kogoś broniącego „zwierzęcej męskości”), zwraca jednak uwagę, że może „to tylko oznacza, że chłopcy lubią ruch fizyczny (…), w grupie wolą działalność hałaśliwą i wymagającą ruchu”.
Wiek koziołka
Dlaczego przedszkolaki stale się wiercą, wszystkiego chcą próbować i rzadko siedzą spokojnie? Bo poznają świat przez zabawę, chłonąc go wszystkimi zmysłami. Szczególnie ważny jest w tym czasie ruch, psychologowie mówią nawet o „głodzie ruchu” w tym okresie życia. Ruchliwy i ciekawski kilkulatek jest w dodatku bardzo pobudliwy: procesy pobudzania są w jego mózgu silniejsze niż hamowania, co sprawia, że dziecko łatwo traci emocjonalną równowagę, wpadając z nastroju w nastrój, trudno mu nad sobą panować i łatwo się nudzi.
To wiek koziołka – jak nazwał okres przedszkolny francuski pedagog Maurice Debesse. Opisał go w ten sposób: „Dziecko (…) impulsywne, niespokojne, ciekawe i gadatliwe, lubiące zabawy i opowieści, zmyśla różne historie, nieraz aż do popadania w mitomanię, i w naturalny sposób zmierza do właściwego mu stylu życia. Czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka, zawsze odznacza się nieco przysadzistą sylwetką, dużą głową osadzoną na tułowiu już nieco wyszczuplonym dzięki chodzeniu, ma gesty harmonijne, twarz rozjaśnioną i zwróconą ku światu, który je przyciąga. Przywodzi na myśl postać z bajki, zwinnego koziołka tańczącego na leśnych polanach, z fletem przy ustach. Nie mając wprawdzie kopytek, przypomina radość życia właściwą małemu koziołkowi, jego instynkty, jego naiwną bezwstydność, a także jego bezpośredni kontakt z ziemią, tak bardzo jeszcze bliską”.
„Zwierzęce” rozbrykanie nie zawsze jednak potrafią zrozumieć dorośli, zwłaszcza jeśli wiąże się ono z gwałtownością.
Agresywni z natury
Agresywne, głośne, ryzykowne zachowania dzieci przerażają wielu dorosłych. Boimy się, że ignorowane przerodzą się w problem. „Zapewne taka postawa wynika z troski o dziecko, żeby w przyszłości nie stało się potworem” – zauważa niemiecki pedagog Joachim Rumpf, który od lat w książkach i wykładach radzi rodzicom, jak rozładowywać dziecięcą agresję, by nie stała się destrukcyjna. I przypomina, że skłonność do odczuwania gniewu jest naturalna i wspólna wszystkim ludziom. Podobnie jak skłonność do agresji. Niemiec Irenäus Eibl-Eibesfeldt, jeden z pierwszych badaczy etologii człowieka, musiał się sporo natrudzić, by znaleźć społeczność charakteryzującą się wyraźnym zamiłowaniem do pokoju. Chciał sprawdzić, czy wychowywane w takim środowisku dzieci zachowują się łagodniej i spokojniej niż mali Europejczycy. Ostatecznie wybrał Buszmenów. Długo przyglądał się zabawom dziewięciorga dzieci z tego plemienia. Uwiecznił je nawet na 191-minutowym filmie. I co się okazało? Analizując nagranie, doliczył się 166 agresywnych ataków: bicia pięścią i rzucania przedmiotami, plucia i pokazywania języka, deptania i gryzienia. Niejedna przedszkolanka byłaby pod wrażeniem!
Obserwacje przeprowadzone w północnych Indiach, Nowej Anglii, Meksyku, Kenii, na Filipinach i Okinawie wykazały, że dzieci w wieku od trzech do dziesięciu lat odpowiadają ciosem na ciosy i ataki słowne, choć we wszystkich tych kulturach dorośli napominają je, by nie zachowywały się agresywnie. Jak wykazały badania, w 30 proc. chłopcy reagują na zaczepki i ataki natychmiast, a dziewczęta – w 15 proc. przypadków.
Psycholożka Janet Lever z California State University w Los Angeles spędziła cały rok, przyglądając się dzieciom bawiącym się na szkolnym boisku. Z jej obserwacji wynika, że chłopcy bili się około dwudziestu razy częściej niż dziewczęta. Tyle że w odróżnieniu od dziewcząt, u których konfrontacja często oznaczała zerwanie koleżeńskiej więzi, u chłopców bójka nierzadko stanowiła początek przyjaźni.
Podobne obserwacje poczynili biolodzy przyglądający się szympansom: małe samce walczą znacznie częściej niż małe samice, ale ich potyczki trwają krótko i rzadko kończą się poważnymi urazami. Jak twierdzi Frans de Waal, prymatolog z Emory University w Stanach Zjednoczonych, wywołanie bójki dla szympansa może być sposobem na nawiązanie relacji z innym samcem, metodą sprawdzenia się nawzajem i pierwszym krokiem do przyjaźni.
Choć chłopięca skłonność do walki wydaje się często groźna, warto pamiętać o drugiej stronie medalu. „Siła, rywalizacja i fizyczna odwaga normalnych, przyzwoitych mężczyzn jest odpowiedzialna za większość tego, co w świecie jest słuszne” – pisze Christina Sommers w książce „The War Against Boys”.
Autorka przypomina, że podczas masakry w Columbine High School, podczas której dwóch uczniów zastrzeliło 13 osób, to chłopcy wykazywali się bohaterstwem, ratując życie innym: Seth Houy zasłonił swoim ciałem koleżankę, a Daniel Rohbough przytrzymywał otwarte drzwi, żeby inni mogli uciec.
Nie ma ryzyka, nie ma zabawy
Chłopcy ulegają wypadkom znacznie częściej niż dziewczęta – to potwierdzają badania przeprowadzane na całym świecie. Naukowcy z Katedry Medycyny Społecznej Akademii Medycznej w Poznaniu przez rok przyglądali się pacjentom pogotowia ratunkowego. Doliczyli się ponad 1300 urazów u dzieci i młodzieży. Przy czym u chłopców stwierdzano rozmaite obrażenia o wiele częściej (60 proc.) niż u dziewczyn (40 proc.). Skąd ta różnica?
Wyobraź sobie, że bierzesz udział w badaniu psychologicznym. Prowadzący wręcza ci gumowe kółko i prosi, byś rzucił je tak, aby wpadło na słupek. Rzucasz, skąd chcesz i jak chcesz. Richard Sorrentino, Erin Hewitt i Patricia Raso-Knott wykazali, że to, jak zareagujesz, w dużej mierze zależy od tego, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną.
Kobiety podczas badania rzucały kółko z odległości nie większej niż metr od słupka. Zachowywały się tak samo bez względu na to, czy były w sali same, czy w towarzystwie innych kobiet.
Co innego mężczyźni. Ci rzucali z odległości 1,5-3 metrów, kiedy byli sami. Gdy mieli powtórzyć zadanie obserwowani przez innych mężczyzn, zwiększali dystans, choć ryzyko, że nie trafią do celu, rosło. Na to badanie powołuje się Leonard Sax w książce „Why Gender Matters?”, podkreślając: „Wielu chłopców kocha ryzyko. I większości imponują inni chłopcy, którzy je podejmują”.
Psycholożka Barbara Morrongiello rozmawiała z dziećmi w wieku od sześciu do dziesięciu lat o wypadkach i zranieniach, które im się przytrafiały. Zauważyła, że chłopcy tłumaczyli swoje urazy raczej brakiem szczęścia niż brakiem sprawności czy umiejętności przewidywania konsekwencji, rzadziej niż dziewczynki rozmawiali o tym z rodzicami, w dodatku do wypadków dochodziło najczęściej wtedy, gdy byli wśród kolegów.
Do podobnych wniosków doszła Lizette Peterson i jej koledzy z University of Missouri. Ci psychologowie zorganizowali dzieciakom w ramach eksperymentu naprawdę świetną zabawę. Badani siadali na rowerze stacjonarnym, a nagranie wideo miało dawać im złudzenie, że jadą przez miasto (Dawało! Kiedy na ekranie pojawiały się gałęzie drzew, dzieci schylały głowy, by w nie nie uderzyć). W czasie jazdy zdarzały się jednak trudności: czasem jakaś przeszkoda na ścieżce, a czasem nawet samochód, który pojawiał się nagle z naprzeciwka, co groziło zderzeniem. Naukowcy sprawdzali, jak mocno dzieciaki będą hamować, by uniknąć wypadku. Okazało się, że chłopcy hamowali znacznie wolnej niż dziewczęta. Gdyby naprawdę jechali na rowerze, wielu nie uniknęłoby wypadku. W dodatku gdy opowiadali o kolizji, mówili o ekscytacji, podczas gdy dziewczyny przyznawały się do strachu. Ryzyko sprawiało chłopakom przyjemność.
Głusi na odmienność
Amerykański psycholog i lekarz Leonard Sax wzbudził w ostatnich latach wiele sporów książką „Why Gender Matters”, w której tłumaczy rodzicom i nauczycielom, że powinni inaczej postępować z chłopcami, a inaczej z dziewczętami, bo obie płcie rozwijają się odmiennie, a nie wszystkie różnice uwarunkowane są kulturowo – niektóre zależą po prostu od biologii. „The New York Times” nazwał tę książkę „przejrzystym przewodnikiem po różnicach między mózgiem kobiety i mężczyzny”.
Sax dowodził na przykład, powołując się na badania prof. Johna Corso, że chłopcy są bardziej hałaśliwi niż dziewczęta, bo słyszą gorzej niż one. Teoria świetnie tłumaczyła, dlaczego chłopcy mają w pierwszych latach szkoły więcej kłopotów ze skupieniem uwagi i dogadaniem się z nauczycielkami – oni po prostu ich nie słyszą! Niestety, efektowna teza Saxa została poddana krytyce i niedawno naukowiec się z niej wycofał, przyznając, że dokonał uogólnień i nadinterpretacji. Nadal jednak podkreśla, że jego praktyka zawodowa pokazuje, iż wielu chłopców zaczyna w szkole funkcjonować lepiej, gdy mówi się do nich nieco głośniej.
To, które cechy kobiet i mężczyzn, dziewcząt i chłopców zależą od wychowania, a które są uwarunkowane biologicznie, pozostaje przedmiotem gorących sporów naukowców. Matki chłopców skarżą się często, że nauczycielki czy przedszkolanki nie akceptują ruchliwości i hałaśliwości ich synów, faworyzując ciche i spokojne dziewczęta.
Wydaje się jednak, że jeszcze trudniej znaleźć zrozumienie dorosłych, gdy jest się ruchliwą i dość hałaśliwą dziewczynką albo bardzo spokojnym i nieskorym do podejmowania ryzyka chłopcem.