Jesper Juul, autor bestsellera dla rodziców „Twoje kompetentne dziecko”, przekonuje, że mały człowiek nie musi być grzeczny, powinien za to posiadać poczucie własnej wartości. Duński terapeuta postuluje odrzucenie większości typowych metod wychowawczych. i choć są to idee rewolucyjne, to wzbudzają coraz większe zainteresowanie, także w Polsce. Pytamy, jak na nowo zdefiniować autorytet rodzica. Odpowiadają liderki Familylabu Dušanka Kosanović i Zofia Aleksandra Schacht-Petersen.
GAGA: Jesper Juul mówi o relacjach rodziców i dzieci inaczej, niż jesteśmy do tego w większości przyzwyczajeni.
DUŠANKA: Myślę, że jego podejście sprowadza się po prostu do prawdziwego bycia razem. Główna różnica między dorosłymi i dziećmi polega na tym, że one nie mają jeszcze naszego doświadczenia. Wychowanie polega więc na pokazaniu, jak troszczymy się o własne dobro i o ich dobro. Zresztą nie musimy nazywać tego wychowaniem. W Familylabie sugerujemy, żeby wychodzić poza swoją rolę wychowawcy i rodzica. Autentyczność jest dla nas jedną z czterech podstawowych wartości.
Zofia: Rola rodzica jest wyznaczona przez to, co mówią eksperci, znajomi lub co napisano w książkach. Zresztą dla dziecka też przewidziano rolę „dobrego i posłusznego dziecka”. Ja sama byłam wychowywana właśnie w taki sposób. Prawdopodobnie nie grałam dobrze swojej roli, bo miałam sporo konfliktów z rodzicami. Nam nie chodzi o to, żeby rodzic się wykazał: „Wychowałem porządnego człowieka!”. Dużo ważniejszy wydaje się nam obopólny rozwój, kontakt i dialog.
DuŠanka: W Familylabie nie mówimy: „dobre dziecko” albo „dobry rodzic”. Nie mówimy także o „złych dzieciach”. „Złe” zachowanie to tylko symptom tego, że dziecko nie czuje się ważną częścią naszego życia. W ten sposób próbuje nam pokazać, że czuje się samotne i jest mu źle. To poważny komunikat, którego nie warto zbywać jedną etykietką.
Jesper Juul powiedział: ,,Dziecko, które wywołuje dużo problemów, jest najbardziej wartościowe dla rodziców’’.
Zofia: Tak, to dość kontrowersyjne stwierdzenie, ale jest w nim sporo prawdy. Dzieci ze swoją wrażliwością nie są w stanie tłumić napięć, frustracji czy bólu. Kiedy w ich życiu dzieje się coś, z czym sobie nie radzą, a nie potrafią jeszcze o tym mówić, wtedy ujawniają to w swoim zachowaniu. Uważne wsłuchanie się w ich reakcje może dać nam wiele do myślenia. Właśnie tę wrażliwość, dzięki której swoim zachowaniem wskazują na poważne problemy w rodzinie lub szkole, uważa Juul za jedną z ich najcenniejszych kompetencji.
Idee Juula wydają się wielu polskim rodzicom czy wychowawcom rewolucyjne. Jak mają się one do rodzicielstwa bliskości? Czy można je traktować jako kontynuację?
DUŠANKA: Jako kontynuację z odrobiną modyfikacji. Zrobiłabym tu takie podstawowe rozróżnienie: Juul skupia się nie tylko na dziecku, ale i na całej rodzinie: na dzieciach, rodzicach, dziadkach. W Familylabie staramy się zrozumieć dynamikę rodziny, niezależnie od tego, ile lat mają jej członkowie. Bardzo troszczymy się także o rodziców, ponieważ ich dobro ma zasadnicze znaczenie dla dobra dziecka. Kładziemy nacisk na ich rozwój. Nasza uwaga jest skierowana nie tylko na dziecko, ale też na wzajemne relacje, dzięki którym rozwijają się wszyscy członkowie rodziny.
Zofia: Spotkałam kiedyś mamę, która starała się podążać za synkiem zgodnie z zasadami rodzicielstwa bliskości. Teraz jej syn ma sześć lat i ona nie wie, jak mu czegokolwiek odmówić. „On jest jak król. Nie lubię być z nim sama w domu, bo boję się jego złości i frustracji, kiedy nie chcę mu czegoś dać”. Podstawowe pytanie brzmi: jaką odpowiedzialność za naszą relację mogę powierzyć dziecku? Zdaniem Juula odpowiedzialność leży całkowicie po stronie dorosłego. Na przykład, jeśli mama czuje się świetnie, karmiąc piersią dwulatka, to nie ma problemu. Ale jeśli ona już tego nie chce, jest zmęczona albo widzi, że obecność dziecka w łóżku małżeńskim nie jest oczywista dla męża, trzeba podjąć konsekwentne działanie. Do matki należy pokazanie, gdzie leży granica, i spokojna informacja: „Już mi się przestało podobać, że karmię cię piersią. Chodźmy do kuchni zjeść kanapkę. Moja pierś od dziś należy tylko do mnie”. Naturalną reakcją może być frustracja, zdziwienie albo złość dziecka − trzeba je przyjąć z akceptacją. Właśnie w takich chwilach dziecko uczy się, jak sobie radzić z przykrymi uczuciami.
To może być trudne, jednak nikt, nawet nasze własne dziecko, nie zwolni nas od odpowiedzialności za wskazywanie, gdzie leżą nasze granice, czyli z odważnego i jasnego mówienia „chcę”, kiedy chcę, i „nie chcę”, kiedy nie chcę. Na tym polega ochrona własnej integralności, która jest także podstawową wartością w Familylabie.
A co z buntem dwulatka?
DUŠANKA: To ważny okres w życiu dziecka. Wtedy po raz pierwszy bardzo jasno pokazuje swoją integralność. W tym wieku dziecko próbuje robić różne rzeczy samo. Rodzice czasami mają z tym problem, bo czują, że powoli tracą władzę. Oczywiście, potrzeba więcej czasu, żeby dziecko się ubrało, i łatwiej jest po prostu je w tym wyręczyć. Dlatego pojawiają się pierwsze konflikty. Jeśli jednak wykażemy szacunek dla zalążków niezależności, będziemy mieli kiedyś samodzielne dziecko. A przecież większość rodziców chce mieć samodzielne dzieci, które dobrze radzą sobie w życiu.
Z drugiej strony, w tym okresie musimy zatroszczyć się także o swoje granice, bo nie chodzi o to, żeby pozwalać dziecku na wszystko, tylko żeby znaleźć sposób respektowania jego rodzącej się niezależności. Może okres buntu dwulatka byłby łatwiejszy dla rodziców, gdyby myśleli o nim w ten sposób. Bardzo często spotykam w mojej pracy dzieci, których niezależność zduszono we wczesnym dzieciństwie i które w wieku nastoletnim nie są w stanie samodzielnie podejmować żadnych decyzji. Za często w swoim życiu słyszały: „Nie rób tego, nie rób tamtego! Zrobię to za ciebie, zrobię to lepiej”. To bardzo powszechne we współczesnych rodzinach. Dzieci nie rozwijają odpowiedzialności za siebie, ponieważ rodzice ich we wszystkim wyręczają. A umiejętność brania za siebie odpowiedzialności jest bardzo ważna w dorosłym życiu i w budowaniu relacji z innymi ludźmi. To także jedna z podstawowych wartości, o których stale mówimy w Familylabie.
Mój synek ma dwadzieścia miesięcy i zmagamy się teraz z tym, że uwielbia siadać na stole w kuchni, żeby oglądać rybki w akwarium obok. Mówimy mu, że to się nam nie podoba, i prosimy, żeby usiadł na krześle. Ale on nie chce. To dla mnie problem. Na dokładkę znajomi mówią, że syn mną manipuluje. W końcu ma to, czego chce – siedzi na stole, prawda?
Zofia: Gdybyś przyszła do mnie z tym problemem, porozmawiałybyśmy chwilę o tym, czego chcesz w tej sytuacji. Potem zaproponowałabym ci drobną zmianę w tym, jak mówisz do syna. Zamiast od razu prosić: „Zejdź ze stołu” albo: „Nie chcę, żebyś wchodził na stół”, możesz najpierw sprawdzić, co takiego sprawia, że on tam siedzi. Na przykład: „Znowu siedzisz na stole i patrzysz na rybki? Lubisz patrzeć na świat pod wodą?”. Takie podejście da ci większą szansę na to, żeby w ogóle zechciał cię usłyszeć. Potem możesz dodać: „Zrobimy tak, żeby i tobie się podobało, i mnie, OK? Przygotujemy miejsce, żebyś mógł patrzeć na rybki, ale nie siedział na stole. Stół jest mi potrzebny.
Poza tym obawiam się, że mógłbyś spaść, a chcę, żebyś był bezpieczny”. Podczas moich warsztatów pokazuję rodzicom, jak mogą nawiązywać kontakt z dziećmi. Kiedy już do tego dojdzie, dzieci są gotowe za nimi podążać. Tyle razy spotkałam się z tą prawidłowością i wciąż mnie to zachwyca. Nie musimy pytać ekspertów, teściowej, sąsiadów o to, jak wychowywać dziecko. Odpowiedź znaduje się już w samej relacji z dzieckiem, w umiejętności słuchania go i prowadzenia dialogu. Na tym właśnie polega autorytet rodzica.
Dzieci komunikują swoje pragnienia wprost, mówiąc: ,,Ja chcę!’’, ale to rodzice muszą nauczyć się odróżniać potrzeby od zachcianek. Nie zawsze jest to łatwe.
DUŠANKA: Dzieci nie są w stanie odróżnić tego, czego pragną, od tego, czego naprawdę potrzebują. To zadanie dla rodzica. Na przykład, dziecko staje się śpiące i zaczyna marudzić: „Chcę to, chcę tamto”. Jednak jego podstawową potrzebą w tym momencie jest sen. Zwłaszcza rodzice małych dzieci powinni umieć to rozróżniać. Rodzic nie musi podążać jedynie za dziecięcymi zachciankami, dużo ważniejsze są jego potrzeby. To bardzo ważne dla dziecka, ponieważ czuje się ono bezpiecznie z rodzicem, który rozpoznaje, rozumie i troszczy się o jego prawdziwe potrzeby. W takich sytuacjach ujawnia się typ przywództwa, jaki panuje w rodzinie. Jeśli dziecko zawsze dostaje to, czego pragnie, to ono jest przywódcą. Maluch jednak nie potrafi nim być. To rodzice muszą przejąć kierownictwo: „To ja ostatecznie decyduję, co można, a czego nie można robić w naszym domu”. W takiej relacji dzieci będą czuły się bezpiecznie, nawet jeśli nie wszystko będzie układać się po ich myśli, nie wszystkie ich życzenia będą spełniane i nie wszystkie decyzje rodziców będą im się podobały. Dla dziecka zdecydowanie większą wartością jest poczucie bezpieczeństwa niż posiadanie wszystkich rzeczy, o jakich tylko marzy.
Zofia: Przy tej okazji warto pamiętać, żeby dawać dzieciom poczucie, że są w porządku, kiedy czują się źle lub sfrustrowane. To bardzo ważne, byśmy jako rodzice byli w stanie unieść złość, ból i inne uczucia dzieci, kiedy im czegoś odmawiamy. Zamiast mówić: „Uspokój się. Przestań!”, powiedzmy raczej: „Nie lubisz, kiedy ci odmawiam? To trudne tak się czuć. Naprawdę chciałabym, żebyś poczuł się lepiej, ale nie zmienię swojej decyzji”. Warto też, żebyśmy sami znaleźli akceptację i wsparcie innych dorosłych w radzeniu sobie z takimi trudnościami. W ten sposób staniemy się jednocześnie dość delikatni i silni, żeby wspierać nasze dzieci. Maluch czuje się bezpieczny, kiedy widzi, że rodzic potrafi znieść jego złość, a zarazem sam nie odpowiada złością i konsekwentnie trwa przy swojej decyzji, chroniąc własne granice.
DUŠANKA: Kiedy rodzic jest w stanie unieść emocje dziecka, wtedy nie czuje ono przymusu, żeby je ukrywać. W przeciwnym wypadku dzieci, szczególnie nastolatki, zaczynają prowadzić ukryte życie. Na zewnątrz pokazują tylko to, co rodzic chce widzieć: że są zadowolone, szczęśliwe i wszystko jest w porządku. Nie wnoszą do relacji swojego bólu ani problemów, ponieważ wiedzą, że rodzic tego nie zniesie. W takich rodzinach smutek nie jest mile widziany. Nastolatki mogą podzielić się nim z przyjaciółmi albo zagłuszyć alkoholem lub narkotykami, jeśli nie wiedzą, co z nim zrobić. To bardzo ważna sprawa, żeby rodzina była w stanie pomieścić wszystkie emocje dziecka. Wtedy rodzice mają szansę dowiedzieć się, kim ono naprawdę jest.
Jesper Juul mówi też coś wbrew utartym schematom wychowania: aby nie tylko nie karać, ale i nie nagradzać. Rozumiem, że kary nie są wskazane, ale dlaczego rodzice nie mieliby dawać nagród dzieciom?
Zofia: Juul twierdzi, że nagrody są dokładnie tym samym, co kary. W taki sam sposób wywierają presję na dziecko, żeby zrobiło coś, czego chce ktoś inny, a nie ono. Przypomina to tresurę psów, czyli przeciwieństwo prawdziwej relacji i kontaktu. Co dzieje się w głowie dziecka, które dostaje nagrodę? Może pomyśleć: ,,Chwalisz i nagradzasz mnie, kiedy robię to, czego chcesz. Ale czy ja sam też jestem dla ciebie ważny?”. Jeśli z dzieciństwa wynieśliśmy doświadczenie kar i nagród, może nas to blokować w odmiennym podejściu do dzieci. „Jak mam prowadzić dialog, jeśli w dzieciństwie nikt ze mną nie rozmawiał? Przecież chcę być dobrym i skutecznym rodzicem, a nagrody podnoszą moją skuteczność!”. Nie obwiniam rodziców, którzy mają kłopoty z dziećmi. Chodzi jednak o to, żeby ich poruszyć, zainspirować, obudzić wątpliwości. Pokazać, że jest możliwe inne podejście, inny sposób budowania relacji.
Czy to oznacza, że jesteście przeciwko ocenom w szkołach?
Zofia: Oceniając dzieci w klasie, nie wspieramy ich nauki i rozwoju. Kiedy radość poznawania i doświadczania nowych rzeczy miesza się z lękiem przed oceną, proces uczenia się zostaje zaburzony. Dziecku trudno skupić się na tym, co dzieje się na lekcji, jeśli obawia się, że nauczyciel będzie niezadowolony. Fakt, że ono samo jest zadowolone, bo właśnie dowiedziało się, że dwa plus dwa to cztery, nie jest taki istotny. Dlatego powoli traci zainteresowanie matematyką, bo dużo ważniejsza jest pochwała nauczyciela.
DUŠANKA: W ten sposób można spędzić całe życie na zadowalaniu innych. Najpierw spełniamy oczekiwania rodziców, potem nauczycieli, następnie pracodawców, a potem męża lub żony. A po trzydziestce wpadamy w depresję, bo uświadamiamy sobie, że dłużej nie jesteśmy w stanie tak żyć. Chcemy odnaleźć samych siebie i stawiamy pytania: kim naprawdę jestem? Co jest dla mnie samego ważne?
Przypomina mi się sytuacja, której regularnie doświadczam w szkole mojej córki. Pod koniec semestru na zebraniu dla rodziców nauczyciel czyta listę najlepszych uczniów. Intuicja podpowiada mi, że jest w tym coś niedobrego, mimo że moje dziecko znajduje się wśród najlepszych…
DUŠANKA: W szkole twojej córki rodzice otrzymują przekaz: „Wykonujecie dobrze swoją robotę” albo: „Nie wykonujecie dobrze swojej roboty”. W ten sposób nauczyciel czyni was odpowiedzialnymi za pracę dzieci w szkole, co nie jest prawdą. Myślę, że twoja intuicja słusznie podpowiada ci, że dzieje się tutaj coś niedobrego. Dobre stopnie nie są wyzwaniem dla rodzica, tylko dla nauczyciela. Rodzice nie powinni dać się wciągać w tę grę. Kwestia ocen w szkole jest jeszcze bardziej złożona, ponieważ dzieci są oceniane przez dorosłych, ale dorośli prawie nigdy nie są oceniani przez dzieci. Dodatkowo inne kryteria stosuje się wobec uczniów, a inne wobec nauczycieli.
Zofia: Moje dzieci od dwóch lat chodzą do szkoły w Danii, gdzie wszyscy dokładają starań, aby uczniowie mieli ze sobą jak najlepsze relacje. Po szkole często się odwiedzają, do czego są zachęcani przez nauczycieli i rodziców. Nie ma obowiązkowych prac domowych. Nie ma wspólnych zebrań na temat ocen i zachowania uczniów. Szkoła tworzy atmosferę, w której dzieci dobrze się czują, bo wtedy także chcą się uczyć. Raz na kwartał odbywają się indywidualne spotkania z nauczycielami. Rozmawiają wtedy z dzieckiem o tym, jakie postępy dostrzegają w jego pracy, i pytają, jak to wygląda z jego strony, co jest dla niego trudne, jak mogliby mu pomóc. Pytają także o jego relacje w grupie. Potem odpowiadają na pytania rodziców. Kiedy po raz pierwszy brałam udział w takim spotkaniu, nie mogłam ukryć wzruszenia, doświadczając prawdziwej troski o moje dzieci i zrozumienia także dla mnie.
—————————
Zofia Aleksandra Schacht-Petersen – trenerka Nonviolent Communication, autorka dwóch książek „Wychowanie bez klapsa” (2006) oraz „Dialog zamiast kar” (2014). Prowadzi tematyczne szkolenia pod nazwą „Szkoła empatii”. W 2012 roku odpowiadając na zaproszenie Jespera Juula, z Dariuszem Syską założyli polski oddział Familylabu, międzynarodowej organizacji promującej humanistyczny model wychowania i wspierania naturalnych społecznych kompetencji dziecka. Obecnie mieszka w Danii.
Dušanka Kosanović – psycholog, trenerka, liderka Familylabu Chorwacja. W 2014 roku ukończyła studia w zakresie terapii rodzin i relacji w Berlinie. Pracuje z osobami indywidualnymi, rodzinami, grupami społecznymi oraz pracownikami korporacji na różnych poziomach zarządzania w zakresie doradztwa, wykładów, szkoleń i superwizji.
Familylab to międzynarodowa organizacja promująca humanistyczny model wychowania, założona przez duńskiego pedagoga o światowej renomie Jespera Juula. Powstała, by zainspirować rodziców do budowania nowego sposobu kontaktu z dzieckiem z poszanowaniem jego integralności.