Kiedy matka jest wystarczająco dobra? Pragnienie bycia idealnym rodzicem jest wielkie. Ostatnimi czasy na to pragnienie nakłada się w dodatku presja otoczenia. Mając dostęp do oceanu informacji, toniemy. Czy musimy być idealni? Czy to do dziecku szczęście? Co to w ogóle znaczy – być idealnym?
„Będę idealnym rodzicem, nigdy nie nakrzyczę na swoje dziecko, nawet się nie zdenerwuję. Zawsze będę mieć dla niego czas i uwagę. Będziemy robić wszystko razem/będziemy chodzić na zajęcia wspierające rozwój/wybiorę najlepszy żłobek. Nigdy nie dam mu kaszki błyskawicznej/smoczka/ nigdy nie włączę mu bajki. Moje dziecko będzie przy mnie zawsze szczęśliwe. Zawsze.”
Znasz to? Pomyślałaś sobie tak – choć raz? Zdarzyło ci się płakać, że jesteś złą/ beznadziejną/ okropną matką? I obiecywać, że teraz się postarasz jeszcze bardziej, że już nigdy nie zawiedziesz swojego dziecka? Albo siebie? No właśnie.
Często mówię początkującym rodzicom, by zaufali sobie, swoim ciałom, swojemu dziecku. By nie spieszyli się i pozwolili rzeczom płynąć i dziać się. By przestali czytać w czeluściach internetu, co ich dziecko powinno robić, ile powinno spać i ważyć. By nie porównywali i nie oceniali.
Mamom dodaję, by płakały, kiedy mają na to ochotę, ale ważne żeby to robiły przy kimś (bo tylko wtedy płacz pomaga, wiedziałaś o tym?). I to zaufanie oraz kroczenie ścieżką, która jest niejasna, bo dopiero rysuje się delikatnym błękitem oczu malucha, jego dźwięczącym srebrzystym śmiechem, szarym i twardym jak kamień zmęczeniem, miękką jak mech melodią kołysanki, okazuje się tak trudne, że czasem aż niewykonalne.
Bo w dzisiejszym świecie, który pędzi do przodu, nagradza najlepszych, spycha poza swoje granice najsłabszych, a ocenia wszystkich, w tym świecie, w którym krzyczą transparenty „bądź idealny”, „wygrywaj”, „walcz”, „albo jesteś najlepszy, albo cię nie ma”, w świecie, który musi być poukładany, zaplanowany, a reguły jasne i czytelne – zapomnieliśmy o wadze intuicji, zaufanie zdaje się być tyle romantyczną co niepotrzebną mrzonką, a nieznane bardziej przestrasza niż kusi.
A więc, gdy okazuje się, że zostaniemy rodzicami, natychmiast włącza się opcja „plan” i planujemy wszystko – od umeblowania pokoju dziecięcego, po studia, jakie syn (lub córka – szkoda, że tego tak łatwo nie da się zaplanować) ukończy w przyszłości.
W swym rodzicielstwie chcemy być najlepsi, idealni, aż do bólu kości, serca, trzewi. Dziwne? Dlaczego miałoby to dziwić skoro tyle lat spędziliśmy w szkole – wciąż oceniani i porównywani, a potem szkołę zamieniliśmy na pracę, gdzie promowani i nagradzani są tylko najlepsi?
Mam wrażenie, że wraz z pojawieniem się dwóch kreseczek na teście włącza się nagle nieświadomie tryb „sprostać wymaganiom”, który tyle razy okazywał się być trybem najlepszym, choć niekoniecznie wybieranym z własnej woli..
Rodzice mają różne wizje na temat bycia idealnym ojcem lub matką. Ale obojętnie, jaki rodzaj rodzicielstwa wybierają, większość uważa, że nie powinno się denerwować i złościć na swoje dziecko. Czyli będę idealny, jeśli zawsze będę kochać i nigdy nie pomyślę źle o swych dzieciach. Bardzo wysoko postawiona poprzeczka, nie uważasz? Bo czasem dzieci bardzo długo płaczą, a my nie wiemy o co chodzi. Czasem jesteśmy bardzo zmęczone i niewyspane. Czasem prosimy o coś kilka razy, spieszymy się, najzwyczajniej w świecie mamy zły dzień. Jeśli użyjesz słów „nigdy” lub „zawsze” – każdy błąd przypłacisz kryzysem. A zdenerwujesz się kiedyś, zezłościsz, pewnie nawet krzykniesz. Bo to normalne i ludzkie, a ty jesteś człowiekiem. Prawda?
A więc co dalej? Co robić? Jak nie poddać się frustracji, bólowi, nie stwierdzić, że skoro nie dało mi się raz, drugi, trzeci, to nie warto próbować? Donald W. Winnicott, pediatra i psychoanalityk, ukuł pewne magiczne pojęcie. Zamiast idealnej matki, do życia powołał matkę wystarczająco dobrą. Mama, która popełnia błędy, która czasem nie ma sił, ale która kocha swoje dzieci i uczy się ich – nie z książek i z internetu, ale dzięki przebywaniu z nimi, obserwacji, uważnemu spełnianiu ich potrzeb.
To matka codzienna, instynktowna, która nie zawsze wie, o co chodzi dziecku, ale stara się je zrozumieć. Ta ta, która towarzyszy maluchowi w odkrywaniu świata. Ta, która uczy się dziecka wraz z dzieckiem. I wreszcie matka wystarczająco dobra to ta, która nawet jeśli się złości, czy ogarnia ją frustracja – potrafi przed tymi uczuciami ochronić malca. Bo chce jego dobra i nawet gdy popełnia błędy to wie, że czegoś się nauczyła – i stara się tych błędów nie powielać.
I w tym właśnie tkwi sekret: nie musisz być idealną mamą. Bądź wystarczająco dobrą. Powodzenia!
[dropcap style=”round”]POLECAMY![/dropcap]
Ośrodek Wspierania Rozwoju „Bliżej”