Co, poza hollywoodzką sławą, mają ze sobą wspólnego Ben Affleck, Gavin Rossdale, Ethan Hawke, Jude Law i Arnold Schwarzenegger? Jak donoszą plotkarskie media, wszyscy oni zdradzili swoje – nie mniej znane i teraz już byłe – żony. Pikanterii ujawnionym skandalom dodawał fakt, że w każdym przypadku chodziło o… opiekunki do dzieci.
Opiekunka, niania, ciocia – nieważne, jak ją nazwiesz – ona jest kobietą, którą zapraszasz do swojego domu i której powierzasz najcenniejszy skarb: dzieci. Niekiedy też mniej lub bardziej odpowiedzialne zadania, jak sprzątanie czy gotowanie. Kiedy ty jesteś pochłonięta swoimi sprawami, ona dba o dom i stopniowo poznaje upodobania domowników. Wkrótce wie, co najbardziej smakuje waszym pociechom, jaka jest ulubiona telenowela teściowej, którą koszulę twój mąż lubi najbardziej. Z czasem może okazać się, że nie wyobrażacie sobie bez niej życia, a bez pomocy „pomocy” wasza rodzina pogrążyłaby się w chaosie!
W czarnym scenariuszu, którego nie uwzględnia chyba żadna z pań domu, gosposia – poza wyręczaniem jej w większości obowiązków – przejmuje też… męża. Nianiami często zostają dziewczyny lub młode kobiety i choć nie paradują po domu w stroju francuskiej pokojówki, to ktoś mógłby zapytać, dlaczego niektóre z nas decydują się sprowadzić pod swój dach „pokusę”.
O skutkach takiej decyzji wie Agnieszka, czterdziestoparoletnia matka, architektka krajobrazu i bizneswoman. Jej mąż Adam pewnego dnia postanowił odejść z nianią ich czwórki dzieci.
Agnieszka
Adama poznałam na początku studiów dzięki znajomym. Mieszkaliśmy w tym samym akademiku, a że mieliśmy takie samo nazwisko i imiona na tę samą literę, to okazji do pomyłek (i żartów) było co niemiara. Pewnego dnia koledzy po prostu uznali, że wreszcie powinniśmy się spotkać. A potem wybuchła wielka miłość. Magisterkę broniłam w końcówce ciąży. Potrzebowaliśmy czasu, żeby finansowo stanąć na nogi, dlatego kolejna córka przyszła na świat dopiero siedem lat później. Firma, tak jak nasza rodzina, pięknie się rozrastała i potrzebowaliśmy większego lokum. Trafiła się okazja – zamieszkaliśmy pod miastem, w sąsiedztwie teściów. Dostawaliśmy coraz więcej zleceń, a że to ja lepiej dogadywałam się z klientami (no i od zawsze lubiłam babrać się w ziemi), sama jeździłam w teren, podczas gdy Adam projektował i zajmował się logistyką z domowego biura.
Trzecia ciąża była podwójnym zaskoczeniem. Nie planowaliśmy więcej dzieci, a zwłaszcza bliźniaków. Ale kiedy chłopcy już pojawili się na świecie, byłam szczęśliwa i spełniona. Niestety, także potwornie zmęczona. Interesy szły dobrze i mogliśmy pozwolić sobie na zatrudnienie pani do pomocy. Kogoś, kto odciąży teściową przy dzieciach i pomoże nam zapanować nad domowym chaosem.
Przyjaciółka przedstawiła mi córkę swojej znajomej. Ewa studiowała zaocznie pedagogikę i pilnie szukała zajęcia, które pozwoliłoby jej opłacić stancję. Podczas rozmowy o pracę w lot chwytała moje słowa. Była ciepła, radosna i – co najważniejsze – dzieci od razu ją polubiły. Miała długie blond włosy i dwadzieścia lat, tyle ile ja, gdy poznałam Adama. Jego od dawna nie interesowały „okołodomowe” sprawy, teraz też się nie wtrącał. Wkrótce Ewa zamieszkała z nami. Nie widziałam w niej zagrożenia, zresztą nie zachowywała się zalotnie. No i ufałam mężowi. Nasz związek może nie był pełen dawnych romantycznych uniesień, ale na pewno był stabilny. Kłóciliśmy się, jednak nasze spory głównie dotyczyły spraw zawodowych.
Od dawna marzyłam, żeby mieć więcej czasu dla siebie, i tak się wreszcie stało. Mogłam pójść na zakupy albo do kosmetyczki, nie martwiąc się o dzieci, co ugotować na obiad i inne takie. Dalekie wyjazdy do klientów też już nie stanowiły problemu.
Pierwszy niepokój pojawił się jakoś na początku czerwca. Wróciłam wcześniej, niż zapowiedziałam, bo chciałam zrobić rodzince niespodziankę. Weszłam do domu od strony kuchni, cicho otworzyłam drzwi i zobaczyłam swojego męża siedzącego na „wyspie” w kuchni i żartującego z opartą o blat Ewą. Dziewczynki rysowały przy stole, chłopcy grzecznie bawili się w kojcu, a wokoło unosił się zapach jedzenia. Ewa pierwsza mnie spostrzegła, powiedziała coś w rodzaju: „O, świetnie, że już jesteś, zaraz będzie kolacja”. Niby nic, ale ten niemal idylliczny obrazek ciągle stoi mi przed oczami. Dlaczego? Bo wszyscy oni wyglądali tak… przerażająco naturalnie.
Ale nawet wtedy nie podejrzewałam Adama o romans – czy raczej nie dopuszczałam takiej myśli! O wszystkim dowiedziałam się dwa dni przed Wigilią. Zastałam oboje w salonie przy winie, siedzieli blisko, zbyt blisko, nawet nie zauważyli mojego wejścia. Kiedy przez zęby wycedziłam „dobry wieczór”, aż poderwali się z miejsc. Minęłam ich bez słowa, wyszłam do kuchni i stałam tam jak słup soli do chwili, gdy poczułam, jak młodsza córka szarpie mnie za rękaw. Nachyliłam się i wtedy ona wyszeptała: „Tatuś pocałował Ewę”.
Oczywiście, Adam wypierał się, bredząc o niewinnym pocałunku pod jemiołą, ale nie dawałam za wygraną i w końcu przyznał, że coś czuje do Ewy. A ona do niego. I że od dawna chcieli być razem, tylko nie wiedzieli, jak mi o tym powiedzieć. Poczułam się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. I to boli do dziś. Naprawdę byłam tak ślepa? W niecały rok dwudziestolatka rozbiła naszą rodzinę!
Kazałam mu się wynosić. Nie protestował. Zamieszkał niedaleko, u swoich rodziców. Wiem, że jest z Ewą, dziwne, że jeszcze nie wzięli ślubu. A ja zostałam sama. Sprzedaliśmy nasz wymarzony dom, do firmy przyjęłam koleżankę ze studiów, finansowo jestem więc samowystarczalna, ale bycie samotną matką czasami mnie przerasta.
Adam
Wiem, co ludzie sobie pomyślą: że w wieku czterdziestu kilku lat przeżywałem coś w rodzaju kryzysu wieku średniego. Ale moje uczucie do Ewy było i jest na serio. Nie szukałem romansu, nie czuję się winny. Nie podjąłem decyzji o rozstaniu z żoną lekkomyślnie. Nasze małżeństwo od dawna było martwe, a miłość do Ewy tylko przyspieszyła bieg spraw.
To prawda, był czas, że szalałem za Agą. Zresztą nadal uważam, że jest wspaniałą kobietą i matką. Ale teraz, patrząc wstecz, widzę, że w naszych uczuciach nie było symetrii. Kiedy masz dwadzieścia lat, to nie jest aż tak widoczne – wtedy nie myśli się o poważnych sprawach, po prostu dobrze się bawisz. Tego rodzaju rysy pogłębiają się w miarę dojrzewania, a na pewno, gdy pojawiają się dzieci. W ciągu ostatnich kilku lat Adze jakby przestało zależeć na seksie, na bliskości. Rozumieliśmy się jako przyjaciele, ale nie było tej chemii co kiedyś. To frustrujące.
A co do Ewy, to polubiłem ją od pierwszej chwili. Nie wydała mi się atrakcyjna, przeciwnie, pomyślałem nawet, że jest dość przeciętna. Była miła, ale nie flirtowała ze mną. Miała jednak w sobie to „coś”, co przykuło moją uwagę. Kiedyś, podczas sprzątania biura, znalazła moje stare grafiki. Chyba jej się spodobały. Zaproponowała, że można je oprawić i powiesić na ścianach. Czasami pytała o jakieś sprawy związane z komputerem, raz udało mi się odzyskać plik z jej pracą semestralną – o dziecięcej kreatywności rozwijanej przez rysunek. Innym razem, kiedy do późna pracowałem nad jakimś projektem, przyniosła mi kolację. Potem robiła tak już zawsze. Ewa okazała się nad wiek dojrzała, umiała słuchać. Żony nie było całymi dniami, dlatego cieszyłem się, że w domu jest ktoś, z kim mogę pogadać i dzielić zainteresowania.
Od pewnego czasu kłótnie z Aga się nasiliły. Powodów było mnóstwo: o wydatki na inwestycje, o bezsensowne zmiany w moich projektach, o jej ciągłą nieobecność, a nawet o to, gdzie pojedziemy na rodzinne wakacje. Po kolejnej awanturze poczułem, że już naprawdę dłużej tego nie wytrzymam! Przyszło mi do głowy, że może lepiej będzie się rozstać, nie chciałem jednak podejmować decyzji w gniewie i zrobiłem w komputerze tabelkę z „za” i „przeciw”. Kiedy jednak pomyślałem o dzieciach, wszystko skasowałem.
W wakacje sprzeczki wybuchały już non stop. Martwiłem się o ich wpływ na maluchy. Podobnie jak większość ludzi w takiej sytuacji zwróciłem się do osoby, którą widywałem najczęściej i której ufałem. Tak, do Ewy. Nie czułem się nielojalny, ponieważ – chcąc nie chcąc – ona i tak była świadkiem naszego darcia kotów. Nie chciałem, żeby była po mojej stronie, chciałem tylko się wygadać.
Jesienią, podczas jednej z naszych rozmów, Ewa powiedziała, że zastanawia się nad wyprowadzką. Czuła się skrępowana napiętą atmosferą w naszym domu i przyznała, że chce się usunąć, abyśmy z Agą doszli do porozumienia. Na myśl o tym, że może zniknąć z mojego życia, poczułem dziwny smutek. Przez następne dni rozmyślałem o tym, jak dobrze czuję się w jej towarzystwie i jak wiele radości sprawia mi patrzenie, kiedy zajmuje się dziećmi. Zastanawiałem się też, czy pragnę być z nią dla niej, czy tylko chcę uciec od problemów. Nie byłem pewien. Wiedziałem jedynie, że nie chcę nikogo skrzywdzić. Jednak nie było sposobu, aby zakończyć małżeństwo i rozpocząć związek z Ewą bez zranienia kogoś.
Sytuacja stawała się coraz poważniejsza, opóźnianie nieuniknionego wszystko tylko jeszcze by pogorszyło. Obmyśliłem plan: pójdę do Ewy i wyznam, że się w niej zakochałem. A ona albo mnie wyśmieje, albo da w gębę i powie, że jestem żałosny, i tak wszystko się skończy. Lepsze to niż niepewność. Będę lizał rany, a potem jakoś ruszę do przodu. Ale sprawy potoczyły się zupełnie inaczej…
Przed Wigilią, kiedy siedzieliśmy w salonie i piliśmy „pożegnalną” lampkę wina (Ewa wyjeżdżała na święta do rodziców), zdobyłem się na szczerość i powiedziałem, że nie wyobrażam sobie, jak przeżyję następny tydzień… bez niej. Cokolwiek potem się wydarzyło, nie jest jej winą. Zresztą nikt tu nie zawinił.
Zakazany owoc
Psychologowie przyczyn romansów z opiekunkami dzieci upatrują w ewolucji. Mężczyznom niejako „z natury” podobają się młode (czyli bardziej płodne) kobiety, w dodatku pozostające wobec nich w relacji – choćby symbolicznej – zależności. Również wiele młodych kobiet nie protestuje, będąc zauważonymi i skomplementowanymi przez swojego przełożonego. Nianie w młodym wieku, mieszkające przy rodzinie często nie mają innych prywatnych czy zawodowych zobowiązań, kontakty z nimi mogą więc kojarzyć się z radością i beztroską. A dla poszukiwaczy wrażeń taka seksualna przygoda rozgrywająca się „pod własnym dachem” miewa posmak zakazanego owocu.
Jednym z powodów, dla których mężczyźni romansują z opiekunkami, może być też poczucie osamotnienia w małżeństwie.
M. Gary Neuman, psychoterapeuta, mediator rodzinny i autor bestsellerów „The Truth About Cheating” oraz „Emotional Infidelity”, twierdzi, że niemal połowa mężczyzn za główny powód swojej zdrady wskazuje niezaspokojenie emocjonalnych potrzeb. „Mężczyźni pragną, by żony doceniały ich i okazywały nie tylko uczucia, ale i zainteresowanie”, przypomina znaną prawdę Neuman i dodaje, że niektóre kobiety pnąc się po szczeblach kariery, tak skupiają się na samorealizacji, że dla mężów nie starcza im już czasu. Panom pozostaje więc tylko przyglądać się, jak zdobywają kolejne obszary życia zawodowego i… cierpliwie czekać na swoją kolej. Taka tendencja ma jednak swoją cenę: dominujące małżonki nie dla wszystkich są pociągające. Zyskują na tym kobiety zatrudnione do pomocy w domu, bowiem mężczyźni nie tylko widują je częściej niż własne żony, ale też czują się przez nie „zaopiekowani”.
W „domowej” zdradzie chodzi więc o wygodę? Zemstę na (zbyt) ambitnych partnerkach? A może o seksowny wygląd pracownic? Otóż nie. Zdaniem amerykańskiego psychoterapeuty tym, co mężczyzn przyciąga do nich najbardziej, jest… kobiecość. Gdy dla kobiety liczy się tylko jej kariera i zaspokojenie własnych potrzeb, potrzeby pozostałych domowników, w tym mężowskie, często powierza „płatnej zastępczyni”. A istoty ludzkie ze swej natury kochają tych, którzy się o nie troszczą i są fizycznie dostępni. Po ciężkim dniu sfrustrowani mężczyźni pragną uciec od ambitnych szefowych i nieczułych żon, ukojenia szukają zatem w towarzystwie pań, przy których wreszcie mogą się zrelaksować. Nianie wydają się pasować do tego wzorca idealnie…