Mając 2 dzieci słowo odpoczynek wydaje się odległe. Udręka, niewyspanie, kłótnie, wszechobecny bałagan – owszem. Ale odpoczynek? Czy to taki moment kiedy córka jeszcze nie wie, że się kąpie i mogę pobyć chwilę sama? Czy może poranna sobotnia kawa na balkonie z książką w ręku, kiedy nierozbudzone dzieci, siedzą na przeciwko mnie i dziwnie patrzą?
Z pewnością nie są to wieczory, gdy maluchy śpią, bo wtedy dominuje u mnie poczucie ulgi i dobrze zakończonego dnia, a zmęczenie przepływa przez moje ciało i kieruje je w stronę łóżka. Z dużą siłą. Nic, że makijaż niezmyty, zmywarka niewstawiona, pranie.. Sen to sen.
A jednak potrafię się zrelaksować. Tak na 100%. Do tego potrzebuję maty. Takiej do jogi. W niedzielne poranki, bez śniadania i bez kremowania, tak po prostu. Ubieram się wygodnie, wskakuję na rower i mknę, zawsze trochę zbyt szybko i bez wytchnienia – na jogę pod fontanną. W Poznaniu, w pięknym parku od 3 lat organizowane są latem bezpłatne zajęcia z praktyki jogi. Zdarzyły się oczywiście głosy, że to „demoniczny relaks w centrum miasta” i kto na to pozwala, ale to nie tak.
Poranne słońce padające na park im. Adama Mickiewicza, wypielęgnowana trawa, pachnące kolorowe kwiaty oraz monumentalny budynek Teatru Wielkiego, z ogromnym pegazem na szczycie – sprawiają że moje poczucie szczęścia i estetyki osiąga stan idealny. Nie wspomnę o Zamku Cesarskim po jednej stronie, neorenesansowej Auli Uniwersyteckiej po drugiej oraz oryginalnego gmachu Akademii Muzycznej, którymi zawszę napawam się w „psie z głową w dole” czy też w skrętach.
Okazuje się, że ćwiczenia, które „otwierają klatkę piersiową”, „prostują kręgosłup”, tak naprawdę uczą szacunku do swojego ciała. Nie tylko pożywienie, ilość wypijanej wody jest ważna dla naszego zdrowia. Sposób oddychania, postawa ciała okazują się być równie istotnym elementem codziennego życia dla tych, co wiedzą. Co mają determinację obudzić się w niedzielę wcześniej i czy deszcz czy słońce, spotkać się z grupą pozytywnych, miłych do siebie ludzi, odważnie stanąć na macie, wykonywać polecenia zgodnie ze swoimi możliwościami, nie wyginając się na pokaz, żeby sobie nie zaszkodzić.
Najważniejsze to skupić się na tym co tu i teraz, a 1,5 godziny minie jak wiosenny deszczyk determinując pozytywnie resztę dnia. I mimo poniedziałkowych oraz wtorkowych zakwasów, w kolejną niedzielę stawiam się zwarta i gotowa na trawie pod fontanną. A dzieci? Albo uda mi się wymknąć bez nich (pełen relaks) albo nie uda (ćwierć relaks).
Bardzo proszę, niech biorą ze mnie przykład. A może nie tylko one?
[dropcap style=”round”]Blog autorki[/dropcap]