Dominik, Aleks, Karolina, Christine – to imiona czworga spośród wielu dzieci, które cierpią przez rodziców i bezduszne prawo. Są dziećmi z międzynarodowych małżeństw, które się rozpadają, ofiarami wojny swoich rodziców.
Historia Dominika
„Mam na imię Dominik i mam pięć lat. Ciocia zabrania mi wychodzić na dwór. Nie jest tak bardzo źle, ale tęsknię za mamą. Jestem u cioci, bo mama boi się tego pana, który mówi, że jest moim tatą”.
Anna i Gerard poznali się latem 2004 roku na Sardynii. Wtedy on był szarmancki, miły, przystojny, czuły, opiekuńczy, ideał mężczyzny. Anna nie wie, gdzie miała oczy. Co ma powiedzieć? Miłość jest ślepa. – Tak się mówi, ale to prawda– przyznaje.
– Wtedy, we Włoszech nie miałam pojęcia w co się pakuję, skąd miałam wiedzieć jaki on jest naprawdę.
Po dwóch latach znajomości przenieśli się z Włoch do Belgii. Pierwszą ciążę straciła. W marcu 2007 roku zaszła w drugą i wtedy wszystko się zmieniło. Gerard zaczął bić Annę. Okazało się też, że mężczyzna ma problemy z prawem. Raz przyszła policja i przetrząsnęła mieszkanie. Później była obława. Anna opowiada: – Jechaliśmy samochodem, ja w zaawansowanej ciąży. Nagle zobaczyliśmy przed nami policję. Gerard dodał gazu, wymusił pierwszeństwo, oni za nami. Później postawili mu zarzut, że użył samochodu jak broni. Rzeczywiście, prawie potrącił belgijskiego policjanta. Uciekaliśmy, ja przerażona i kompletnie nieświadoma tego, co się dzieje. Zatrzymał się, wyskoczył z auta i uciekł. Nadbiegli policjanci z pistoletami, zobaczyli przerażoną ciężarną i nie bardzo wiedzieli, co ze mną zrobić. Potem złapali Gerarda, chwilę później wypuścili, bo okazało się, że nie ma wystarczających dowodów, żeby go wsadzić do więzienia na dłużej. Dominik urodził się w październiku 2007 roku. – Gerard uderzył mnie w momencie, kiedy miałam dziecko na ręku. Wtedy postanowiłam uciec. Wiedziałam, że muszę to zrobić, żeby chronić syna. Zaczęłam planować ucieczkę. Anna skontaktowała się z rodziną w Polsce. Umówiła się, że przyjedzie po nią kuzyn. Kiedy Gerard wyszedł z domu, kuzyn czekał w samochodzie. – Wymknęłam się z domu, wsiadłam do jego samochodu i odjechałam. Po kilkunastu godzinach byłam już w Polsce. To był styczeń 2008 roku. Gerard przyjechał do Polski. Przepraszał. Anna, dziś wie, że to błąd – uwierzyła w jego skruchę i wróciła do Belgii. Niewiele czasu minęło, a przemoc wróciła. Zaplanowała kolejną ucieczkę. Razem z Gerardem wyjechała na wakacje do Polski. Uwierzył. W domu rodzinnym w Braniewie powiedziała, że z nim nie wraca. – Wpadł w furię, ale nic nie mógł zrobić. W Belgii zawiadomił policję, że uprowadziłam dziecko – ciągnie z trudem opowieść Anna.
1 sierpnia 2008 roku. Gerard jeździ samochodem za Anną po Braniewie cały dzień. Anna tego nie widzi. Wychodzi o jedenastej wieczorem do sklepu całodobowego. Nagle ktoś zachodzi ją od tyłu, szarpie za włosy, ciągnie do samochodu. Anna widzi, że on tam jest, a ją ciągną jakieś dwa typy. Wspomina: – Nagle dostałam jakiejś siły, zaczęłam się potwornie drzeć, przybiegli jacyś dwaj chłopacy, zaraz potem trzeci, krzyczałam, żeby dzwonili po policję. Zadzwonili, policja przyjechała, aresztowała tych, którzy próbowali mnie porwać. Wypuścili ich od razu.
Ja i Gerard spędziliśmy na komisariacie całą noc. Nawet nie przeszukano jego samochodu. Do dziś nie wiadomo, po co chciał mnie porwać i co chciał ze mną zrobić. Nad ranem wróciłam do domu i …zastałam go siedzącego pod moimi drzwiami. Sprawa trafiła do prokuratury.
Wyrok Rzeczpospolitej Polskiej z 16 grudnia 2008 roku: „Sąd Rejonowy w Braniewie oskarżonego Gerarda G. uznaje za winnego tego, że stosował przemoc i groźbę bezprawną wobec Anny w celu zmuszenia jej do określonego zachowania, w ten sposób, że używając siły fizycznej i grożąc jej popełnieniem przestępstwa, usiłował wciągnąć ją do samochodu i poddać się jego woli i skazuje go, i wymierza karę grzywny w wysokości trzech tysięcy złotych”. W lipcu 2008 roku, po tym jak Anna postanawia zostać z Dominikiem w Polsce, Gerard w belgijskim sądzie zakłada sprawę o ustalenie pobytu dziecka. Sąd ustala, że Dominik ma jeden tydzień spędzać u ojca, jeden tydzień u matki. Anna przypuszcza, że sąd nie miał pojęcia, że Dominik jest w Polsce. Nie wydaje dziecka ojcu. W sierpniu Anna zakłada sprawę w sądzie w Braniewie o ustalenie pobytu dziecka przy matce. Sąd orzeka, że Dominik ma być przy niej do prawomocnego rozstrzygnięcia sporu o ustalenie praw do dziecka.
W 2010 roku do sądu w Braniewie wpływa wniosek z Belgii o zawieszenie postępowania w Polsce na rzecz Belgii. W tym czasie Dominik ma dwa lata, mówi tylko po polsku, a od piątego miesiąca życia przebywa w Braniewie. Z Belgią nie łączy go nic. Sąd w Braniewie rozpatruje ten wniosek pozytywnie, co daje zielone światło do tego, żeby o losach Dominika decydował belgijski sąd. W tym samym roku sąd pierwszej instancji w Belgii rozstrzyga, że o przyszłości Dominika powinien jednak zadecydować sąd w Polsce.
Gerard odwołuje się od tego postanowienia. Argumentuje to tym, że Anna trudni się prostytucją, co udowadnia między innymi zdjęciami. Anna rozpoznaje te zdjęcia – to były ich prywatne fotografie, na których Anna jest rozebrana do pasa. Robili je, kiedy byli na wakacjach we Francji. Gerard powołuje świadka, który rzekomo widział, jak w Polsce Anna „pracuje w ciemnych barach”. Sąd belgijski nie wzywa Anny, nie przesłuchuje jej. W grudniu 2011 roku orzeka, że do lipca 2012 roku Dominik ma zostać przywieziony do ojca. Na zawsze. Wyrok jest prawomocny.