Nie przepadam za ankietami, quizami i testami – a wszystko przez Muminki! Tak, tak, Muminki – sympatyczne trole z książek Tove Jansson. Współwinnymi tej niechęci są: facebook i mój syn, Kacper.
Gdy facebook dopiero wschodził nad internetowym wszechświatem, spędzaliśmy majówkę w zapadłej dolnośląskiej wsi; upał nas rozleniwiał – warunki sprzyjały rozrywkom, na które zazwyczaj szkoda czasu. Mój syn namówił mnie i kilkoro znajomych na rozwiązanie facebook’owego quizu o nazwie „Którą postacią z Muminków jesteś?“. Po cichu liczyłem na to, że będę Włóczykijem. Tajemniczym obieżyświatem, który pojawia się jak bohater westernu, nagle i niespodziewanie, a potem równie niespodziewanie postanawia ruszyć w dalszą drogę. Wolny i nieskrępowany. Odchodzi pozostawiając za sobą bijące tęsknotą serca. Jest czuły, ale i stanowczy.
Przeżywa przygody, których można się jedynie domyślać. Z niejednego piec chleb jadł. Niejedno widział. Niejedno słyszał. Nie straszne mu sztormy i burze. Latem cierpliwie znosi towarzystwo zafascynowanego nim Muminka, ale gdy tylko robi się chłodniej, opuszcza Dolinę i wędruje do czekających w innej części świata przyjaciół: do Clinta Eastwood’a, Johnny’ego Depp’a i Harrison’a Ford’a. Będą siedzieli w barze nad szklaneczkami niekoniecznie kompotu, opowiadając o tym wszystkim, o czym opowiadają w podobnych sytuacjach twardziele. Tak, Włóczykij, tylko Włóczykij – nie wyobrażałem sobie, że mógłbym być kimkolwiek innym!…
Ale facebook oświadczył, że jestem Mamusią Muminka.
Jak to Mamusią Muminka?!
Co, do pioruna?!
Ponownie odpowiedziałem na quizowe pytania i – mimo, że kusiło, aby gdzieniegdzie zmienić odpowiedzi – kliknąłem ENTER.
Mamusia Muminka!
Sprawdziły się więc moje głęboko skrywane obawy. Po latach życia jako Ojciec Polak stałem się w jakiejś części i Matką Polką.
Chodziłem na zakupy?
Chodziłem.
Gotowałem obiadki?
Gotowałem.
Zajmowałem się dzieckiem?
Zajmowałem.
Odprowadzałem do przedszkola?
Odprowadzałem.
Robiłem kanapki?
Robiłem.
Prałem?
No tak.
Zmywałem?
A jakże!
Troszczyłem się?
Oczywiście.
Co gorsza – zdarzało mi się przemawiać do Kacpra słowami, które słyszałem w dzieciństwie od własnej mamy!
– Tylko się nie przewróć!
(Bo inaczej padałby jak głupi.)
– Tylko się nie przezięb!
(Ostrzeżenie bez którego układ odpornościowy naszych milusińskich nigdy by nie zadziałał.)
– Tylko się nie oparz!
(Tak, tak, do tego doszło.)
A zatem dzięki niezbyt mądremu facebook’owemu quizowi, uświadomiłem sobie, że od dawna ścierają się we mnie dwie osobowości – Ojca Polaka i Matki Polki.
Ścierają?
Może nie jest to jednak ścieranie, lecz u z u p e ł n i a n i e?
Owszem, zdarzało mi się prasować Kacprowi koszulę na zakończenie roku szkolnego – ale zaraz potem, dla równowagi, fundowałem mu seanse z agentem 007 w roli głównej (bo każdy chłopiec, nawet czterdziestoletni, chciałby być jak James Bond). Czy James Bond ma coś wspólnego z Mamusią Muminka? Oczywiście że ma. Nawet dużo. A dokładniej – osiemdziesiąt pięć kilogramów. Tyle, ile ważę. Jestem częścią wspólną James’a Bond’a i Mamusi Muminka. Gdy odrzucimy skrajności obu postaw (egoizm i cynizm pana Be, nadopiekuńczość i kluchowatość pani eM), zostanie złoty środek – ja!
Tak sobie tłumaczyłem, słuchając złośliwych komentarzy uczestniczących w majówce znajomych. Oni także rozwiązywali quiz. Dwie koleżanki zostały Mamusiami Muminka – lecz przyjęły to z godnością, bo mamami rzeczywiście były. Trzecia okazała się Małą Mi. Pasowało jak ulał. Ktoś był Panną Migotką. Ktoś Tatusiem Muminkiem. A Kacper?
A Kacper schował się z komputerem w kącie – i gdy wreszcie z niego wyhynął, oświadczył z wyraźną ulgą, a nawet z cieniem dumy, że jest… Paszczakiem.
Takie czasy.
Lepiej być złośliwym jak Mała Mi czy nieznośnie zasadniczym jak Paszczak niż dobrotliwym jak Mamusia Muminka.
Szwarccharakter bywa atrakcyjnieszy od szlachetnego bohatera. Lord Vader wygrywa z Luke’em Skywalker’em.
Tyle tylko, że gdy nam źle, to raczej nie pobiegniemy na skargę do Lorda Vadera. Nie wyżalimy się przed szwarccharakterem. Nie przytulimy się do Małej Mi. Gdy przytrafia się nam w życiu coś ważnego, chcemy się tym podzielić z kimś, kogo to naprawdę obchodzi, a nie z Paszczakiem. Z kimś bliskim. Nawet jeżeli jest nadopiekuńczy i przewrażliwiony na naszym punkcie.
Dlatego niech żyje Mamusia Muminka! Niech żyją wszystkie mamy!