W księgarniach pojawiła się nowa książka dla dzieci „O gender i innych potworach” Magdaleny Środy. Po co czytać dzieciom o gender? Jak z nimi o tym rozmawiać? I co z tego wynika? Pytania bardzo aktualne – w szkołach wiszą plakaty z nieszczęśliwą dziewczynką z samochodzikiem i smutnym chłopcem z lalką, a podczas Eurowizji Słowianki na kolanach przy balii konkurują z mężczyzną w sukience…
Gaga: po co rozmawiać z dziećmi o gender? Magdalena Środa: To księża wymyślili, żeby ktokolwiek z małymi dziećmi rozmawiał o gender. O tym dyskutuje się dopiero na studiach podyplomowych, na uniwersytecie – tak jak o transcendencji. Natomiast rzeczywiście w wielu przedszkolach na świecie, zwłaszcza w krajach, w których są duże kłopoty demograficzne, zaczęto z dziećmi rozmawiać o równości. I tak je wychowywać, żeby nie ograniczać im możliwości stania się tym, kim chcą być. No właśnie, ostatnio pytałam swoje dzieci, kim chcą zostać, i starszy syn oznajmił, że filozofem, młodszy, że naukowcem, a córka, że Hello Kitty. Tak, ostatnie badania socjologiczne wykazują, że tak jak dawniej dziewczynki chciały różnych rzeczy, tak teraz chcą być księżniczkami i fryzjerkami. To wpływ stereotypów i edukacji. W gender chodzi o to, żeby dziewczynki czuły, że mogą pójść na politechnikę i być inżynierkami, a chłopcy żeby zrozumieli, że prace domowe i wychowywanie dzieci nie są naturalnym powołaniem tylko i wyłącznie kobiet. Bo demografowie we Włoszech na przykład, ale i u nas też, odkryli, że największą przeszkodą przed zwiększoną dzietnością są stereotypy. We Francji zwiększono dzietność, kiedy zwalczono stereotyp, że mama, która pracuje, jest złą matką. Inne podejście do roli matki… U nas też będzie niedługo inne podejście, choć przemiany są bolesne. Ale nawet katolikowi można odpowiedzieć w prosty sposób: po to przyszedł Chrystus na świat, żeby zaprowadzić zasadę miłości bliźniego, jednak to jest proces bardzo długotrwały, bo trzeba znieść różne wykluczenia. Kiedyś nie kochało się Żydów, nie uznawało się obcych, innowierców ani heretyków, dzikich ani barbarzyńców; kiedyś kobiety były pozbawione praw, dzieci nie były traktowane podmiotowo. Chrześcijaninowi łatwo przyjdzie zrozumieć, że ten proces zrównywania jest długotrwały i potrzebuje wielu narzędzi. Na przykład w siedemnastym wieku wymyślono narzędzie, jakim jest tolerancja. Dzięki niej ludzie przestali się wyrzynać z powodu różnic na temat Trójcy Świętej. Ale to nie jest pojęcie chrześcijańskie, tylko oświeceniowe. Podobnie badania gender są zarazem kategorią poznawczą i etyczną. Pokazują, że kobieta może być wpasowywana w różne wzorce kobiecości i w różne wzorce męskości. I że przez wieki te wzorce miały wpływ hamujący. Mój syn pyta np.: „Mamo, dlaczego wszystkie potwory w bajkach to są chłopcy? A dlaczego mamy ciągle robią coś w kuchni?”. No właśnie, ale nie wszystkie potwory, bo jest bardzo wiele czarownic, które mają brzydkie bąble na twarzy i zjadają paluszki dzieciom… Gdy się wizualizuje postać mędrca w bajkach, to jest to mężczyzna z długą brodą, a jak mądrą kobietę, to mamy czarownicę. Tak działa stereotyp. Mam kolegę nauczyciela w przedszkolu – realizuje się zawodowo w sposób odległy od stereotypu płci, a ma katolicki światopogląd. Niedawno rozmawialiśmy o gender i on nie dowierzał, że chodzi o teorię związaną z poszanowaniem ludzkiej godności, a nie o deprawację małoletnich. Miał wątpliwości: „Skoro tak, to po co o tym mówić dzieciom?”. Czy więc rozmawianie o gender może zaszkodzić dzieciom, wskazać im złą drogę, przywołać jakieś złe duchy z szafy? jest takie niebezpieczeństwo? Jest, oczywiście! I wtedy trzeba się udać do egzorcysty. W sieci można znaleźć mapę Polski i w każdej diecezji się znajdzie. No dobrze, czyli bezpiecznie mogę przeczytać mojemu dziecku Pani książkę po to, żeby uwrażliwić je na stereotypy płci. Co z tego wyniknie? To stwarza nowe perspektywy dla społeczeństwa. Mamy gigantyczną ilość potencjału zablokowanego przez stereotypy dotyczące kobiecości. Anglicy jakiś czas temu zastosowali mechanizmy promocyjne, żeby przekonać dziewczęta, że one też nadają się do nauk ścisłych i matematycznych. Dziewczyny weszły na politechniki i okazało się, że są wybitne zdolne. Nam przydałby się minister edukacji na tyle odważny, żeby wprowadzić systemowe rozwiązania – żeby osoby, które recenzują programy, podręczniki, patrzyły na nie z punktu widzenia edukacji równościowej. To daje efekty. Jeśli dziewczyna zobaczy, że mama ciągle zmywa, a tata jest inżynierem, to będzie sobie wyobrażała, że może robić tylko to, co mama. A gdy widzi mamę polityczkę, mamę inżynier, mamę informatyczkę, to ma w czym wybierać. Pani książka wskazuje, jak można rozmawiać z dziećmi o gender. Wielu wydaje się to trudne… Jak się w ogóle rozmawia z dzieckiem, to nie jest trudne. Zresztą dzieci w książce nie są wymyślone. Prowadzę od bardzo wielu lat takie niby-kolonie: najpierw brało w nich udział moje dziecko, potem inne. I z nimi te wszystkie książeczki napisałam – siedziałyśmy w czasie wakacji i wymyślałyśmy różne rzeczy… Ta książka powstała podobnie: z rozmów. W czasie świąt Bożego Narodzenia, w tydzień mniej więcej, z dziećmi, które same zaczęły zadawać pytania o gender, bo temat był gorący. Ale też pytały mnie kobiety wiejskie, które przychodziły tam, gdzie byłam. Tak to się narodziło – chciałam pewne rzeczy wyjaśnić. Ponieważ temat zaczął się „obijać” po przedszkolach, to pomyślałam, że dzieci oprócz straszliwego kazania katechety powinny dostać inny przekaz. Prawdę mówiąc, o gender pewnie bym wcale nie pisała, tylko napisałabym książkę o równości. Skoro jednak słowo zaczęło funkcjonować w sferze publicznej, to trzeba było rozbić potworność tego pojęcia. Czy dzieci zrozumieją, co to jest gender? Ci, co sprowadzili ten język do użycia powszedniego, wiedzieli, że nikt tego nie rozumie. I nikt nie chce nic na ten temat wiedzieć, więc tym bardziej można nim straszyć. Tak jak w Fizi Pończoszance, ona miała takie słowo, które uwielbiała: „szpun”. I to słowo ją fascynowało. Tak samo księży zafascynowało słowo „gender”, bo zobaczyli, że go nikt nie rozumie. Jak wyjaśnić dziecku najprościej, co to jest gender? No właśnie: są terminy, których nie można zdefiniować najprostszymi słowami! I to jest problem. Jak pani prostym językiem powie dziecku, że Bóg to jest ktoś transcendentalny? To nie jest takie proste. A co pani mówi? Gender to jest pewna kategoria naukowa w zakresie antropologii, socjologii, która pozwala nam odróżnić płeć seksualną, naturalną, biologiczną od społecznych wzorców kobiecości i męskości. To nie jest atrakcyjne. No nie. Księża mogą mówić: „Gender to szatan!”, i jak ja mam powiedzieć coś równie atrakcyjnego? Nie mogę, bo to naprawdę jest po prostu teoria naukowa. Z głupstwem trudno walczyć. Zwłaszcza że to jest głupstwo wybitnie perfidne. Ale ma krótkie nóżki – jestem o tym przekonana. Ostatnio rozmawiałam z nuncjuszem papieskim. On świetnie wie, co to jest gender, i nie ma do tego słowa negatywnego stosunku. Ludzie inteligentni wiedzą. Natomiast ci, co nie mają pojęcia, są bardziej sterowni. Ale jest ratunek: zdrowy rozsądek. Nie widzimy żadnego gender wokół siebie. Czasami na wsi mnie pytają: „Magda, ty taka mądra jesteś, powiedz, co to ten gender jest? Bo ksiądz mówi, że trzeba się go bać”. I boją się? Nie. Wiadomo, że ludzie chodzą do kościoła, ale na przykład nie wierzą w dziewictwo Maryi albo w piekło. Z tym jest tak samo – ludzie chodzą, słuchają, ale się nie przejmują. Traktują gender jak kategorię raju, piekła, szatana i innych rzeczy, których nie da się dowieść empirycznie. Gdyby ktoś zobaczył takiego na przykład bolszewika, to mógłby się go bać, a gender nikt nie zobaczy i nie uda się go porządnie przestraszyć. Tego się nie da długo utrzymać. A co z konsekwencjami? Niestety ten szum wywrze negatywny wpływ na szkołę, przedszkola – próby mówienia o równości i w ogóle samo słowo „równość” stają się podejrzane. Jednak społeczeństwo się zmienia, laicyzuje się bardzo. Według mnie, jeśli nie będzie nagłego kataklizmu, to stereotypy płci będą zanikać. Mimo tego zamieszania wokół gender? Mimo tego, co zapamiętały z niego dzieci? Nawet jeśli dziecko jest w głupiej szkole czy przedszkolu, wszystko można odkręcić. Można z nim rozmawiać na absolutnie każdy temat. Nawet o transcendencji. Czytałam z siedmiolatkami „Ucztę” Platona – tak, znudzą się w pewnym momencie, ale porozmawiają trochę o przyjaźni. Dzieci są znacznie bardziej inteligentne niż propagandziści. Niż niejeden dorosły… To kwestia ignorancji. Ja głęboko wierzę w to, że jak ludzie wiedzą, to nie mówią głupstw.
Książeczka Magdaleny Środy „O gender i innych potworach” oswaja zarówno dzieci, jak i dorosłych z najgroźniejszym medialnym postrachem ostatnich miesięcy, a nawet pozwala go polubić.