Rodzic krzyczy i dziecko krzyczy. Z każdym słowem stają się bardziej zaparci i nastawieni na „nie”. W powietrzu kłębi się tak wiele emocji, uczuć i niepotrzebnych słów. Podnosimy głos, krzyczymy. Zanim wybuchniemy i zrobimy o jeden krok za daleko, zastanówmy się czy rozmowa z dzieckiem w takiej atmosferze ma sens. Wniosek jest jeden – rozmowa z dzieckiem pod wpływem nerwów nie ma sensu.
Kiedy jesteśmy zdenerwowani, ciężko jest się z nami porozumieć, często też wcale nie mamy ochoty na rozmowę, a tym bardziej pouczenia czy oskarżenia. Zdajmy sobie sprawę z tego, że nasze dziecko, podobnie jak my, ma prawo do prywatności a także w danej chwili może zwyczajnie nie chcieć rozmawiać. Uszanujmy to. Zwłaszcza dlatego, że jako dorośli rozumiemy więcej i z większą łatwością pojmujemy postępowanie swoje i innych. Podczas kłótni, do dziecka prawdopodobnie nie dotrze nic konstruktywnego. Jest zdenerwowane, towarzyszą mu negatywne emocje i może nie być gotowe do natychmiastowego podjęcia ważnych, z jego punktu widzenia decyzji. A przecież powinno się zastanowić: czy zrobiło coś źle?, dlaczego rodzic jest zdenerwowany?, czy mam przeprosić czy dalej się gniewać? Dodatkowo, nasze napięcie może sprawiać, że brakuje nam empatii i zrozumienia dla zachowania dziecka, co może skutkować tym, że nie damy mu odpowiedniej przestrzeni na jakiekolwiek wyjaśnienia. Często uważamy przy tym, że nasze zdanie musi być na wierzchu. I koniec.
„Porozmawiamy, jak się uspokoisz”
Dziecko może nie być świadome tego, że zakazując mu pewnych rzeczy, kierujemy się troską o jego bezpieczeństwo. Nikt z nas nie pozwoli maluchowi bawić się klamką w oknie czy podchodzić do rozgrzanego piekarnika. I choć ono tego nie rozumie, a nasz zakaz odbiera, jako coś krzywdzącego, nie mamy przecież złych zamiarów.
Ono więc jest złe, że czegoś mu nie wolno, a my denerwujemy się, że może zrobić sobie krzywdę. Wydaje nam się, że w ogóle nas nie słucha i nie rozumie, co do niego mówimy. Rzeczywiście –może nie rozumieć motywów naszych działań, dlatego nasze zakazy budzą w nim tak duży sprzeciw. Emocje biorą górę i przesłaniają wszystko, co racjonalne – często, więc rozmowa w takich warunkach może okazać się bezskuteczna lub wywołać jeszcze większą frustrację.
Poczekajmy aż sytuacja się ustabilizuje i dopiero wtedy zacznijmy rozmowę. Może to chwilę potrwać, ale cierpliwie czekajmy, inaczej nasze próby i tak mogą zakończyć się fiaskiem. W międzyczasie możemy po prostu wrócić do swoich zajęć. Nie pytajmy co chwilę dziecka, czy już się uspokoiło. Wystarczy, że zajrzymy do niego co jakiś czas i sprawdzimy w jakim jest stanie i czy jest bezpieczne. Kiedy widzimy, że jest już spokojne, zapytajmy czy z nami porozmawia, a jeśli nie jest jeszcze gotowe, możemy powiedzieć np.:, „kiedy się uspokoisz i będziesz gotowy ze mną porozmawiać, zawołaj mnie albo przyjdź. Czekam w drugim pokoju.” Dziecko wie, że cierpliwie czekamy i może przyjść do nas w każdej chwili, a także, że nie jesteśmy źli ani zdenerwowani, nie ma więc powodów do obaw. Widzi w nas oparcie i ma podstawy, aby myśleć, że pomimo swoich błędów jest kochane i ma prawo do pomyłek.
Gdy emocje opadną
Kiedy dziecko powie nam, że już się uspokoiło, porozmawiajmy o całej sytuacji. Od początku – co każdy zrobił, dlaczego i czemu wywołało to taką reakcję. Niech każda strona wypowie się, co ją tak zdenerwowało. Może okazać się, że nasze zdania w tej kwestii są zupełnie inne.
Pamiętajmy, żeby mówić o zachowaniach a nie o tym, jakie jest dziecko. Nie mówmy mu więc, że jest niecierpliwe czy denerwujące ale opowiedzmy, co wywołało w nas negatywne emocje, np. zabawa zbyt blisko kuchenki na której gotował się obiad. Nie chodzi, bowiem o to, że nie akceptujemy naszego dziecka, ale tylko jego konkretnego zachowania, które wzbudza nasz niepokój lub jest niebezpieczne. Spokojna rozmowa może sprawić, że dziecko zrozumie nasze zdenerwowanie a możliwość opowiedzenia, jak wygląda to z jego strony sprawi, że poczuje się wysłuchane a nie z góry ocenione.