Dla wielu młodych Polaków (i nie tylko) wielkie emocje. Trwają Światowe Dni Młodzieży. Dzieję się tyle, że nie ogarnę wszystkiego w jednym felietonie. Moją uwagę przykuła natomiast wypowiedź papieża podczas spotkania z polskimi biskupami.
Franciszek zapytany o to, jak trafiać do ludzi, którzy żyją bez Boga, powiedział, że istnieje konieczność bliskości, niemal dotyku człowieka. Musimy być bardzo blisko człowieka, żeby do niego przemówić.
BLISKOŚĆ jest więc niezbędnym pomostem do komunikatu miłości. Poczucie bliskości otwiera nam serca na siebie. Bez poczucia bliskości nie powstanie, i też nie przetrwa żadna relacja. Bez niej nie ma dialogu.
Paradoks współczesnych czasów polega na tym (a może nie tylko współczesnych), że coś, co leży u podstawy potrzeb psychicznych człowieka, bez czego jego rozwój zostanie zahamowany – staje się „towarem” deficytowym.
Bliskość między ludźmi zanika. Nie darzymy się nią. Uciekamy. Chowamy za fasadą wirtualnej rzeczywistości, gdzie lajki na fejsie i Instagramie zapewniają nam sztuczne i bezpieczne zadowolenie. Nikt nie wie, jak jest naprawdę.
Dlaczego boimy się wyjść z komputera naprzeciw żywemu człowiekowi.
Dlaczego to dla nas tak trudne i tak wygodne zarazem.
Kto nakręca tę upiorną koniunkturę na skróty, emotikony, selfiki, próżnostki i zadęcie w sieci – i życie w oddaleniu z pozornym poczuciem, że jednak w bliskości.
Na świat, w którym można posłużyć się aplikacją, aby wybrać sprofilowaną kandydatkę na randkę, na łóżko, na romans i podróż w nieznane.
Po co się trudzić, gdy dają na tacy. Na niby mniej boli.
Bliskość bywa też tematem wstydliwym. Nie potrafimy o niej rozmawiać. Powiedzieć. Zakomunikować.
Nie umiemy przyznać się przed (o ironio!) bliską osobą, że jesteśmy jej spragnieni, a nasze ciało łaknie dotyku: męża, matki, dziewczyny, dziecka.
Że bez bliskości, poczucia więzi, bez ciepła w relacji i bezpośredniego spotkania jesteśmy jak martwe figury wycięte z szarego papieru. Bezrefleksyjni, pożerający świat w bezmyślnym konsumowaniu Galerii Handlowych, gdzie pod burgerem z „maka” i latte z automatu, z nosem w tabletach i kciukiem na smartfonach ukrywamy głęboką samotność.
Dzieci bez bliskości usychają. One są też pierwszym papierkiem lakmusowym, po którym możemy poznać, czy mamy z nią kłopot, czy nie. Ich świeże i jeszcze bezkompromisowe reakcje mogą nas nauczyć, kim jesteśmy w istocie. Ile w nas ciepła i miłości, ale ile egoizmu.
Co bierze nad nami górę podczas procesu wychowywania. Czemu ulegamy. Czy w ogóle się zastanawiamy, kim są dla nas, a nie kim mają być i w jakim celu, nasze dzieci?
Jeśli masz kłopot z bliskością, z przyjmowaniem jej i obdarowaniem innych – otwórz się na dotyk.
Sam stań się nim dla drugiego człowieka.
Dotykiem dobrego słowa, uśmiechu, przyjaznego gestu, dobrego uczynku i pieszczoty.
Skąp w tych wszystkich dotykach naraz swoje dziecko.
Dotknij nim drugiego człowieka. Przekonasz się wtedy ( i zachęca do tego Franciszek), że będziecie umieli do siebie przemówić. Popłynie między wami Słowo, nawet z dwóch różnych światów.