Nie chodzi o to, że ojciec ma być ideałem. Nawet nie powinien nim być. Dziecko, żeby się rozwijało, musi się ojcem rozczarować.
Kiedyś wszystko było proste: matka niosła z sobą miłość, a ojciec – zestaw reguł porządkujących świat. Dziś mężczyźni uczą się ojcostwa na nowo.
Tata mojego syna uchodzi wśród znajomych za ojca wyjątkowego. Bo poświęca dziecku dużo czasu, chodzi na długie spacery i potrafi godzinami budować pirackie statki. Gotuje ulubione potrawy, a wieczorem czyta bajkę, zamiast oglądać mecz. U lekarza potrafi dokładnie powiedzieć, na co syn jest uczulony i kiedy ostatnio chorował. Dla mnie jego zachowanie nie jest niczym wyjątkowym, w końcu jestem jedną z współczesnych trzydziestolatek, które – jak kiedyś powiedziała profesor Hanna Świda-Ziemba, socjolog rodziny – nie godzą się na patriarchalne układy. Jednak gdy przyjrzymy się ostatnim badaniom TNS OBOP, okazuje się, że aktywni, zaangażowani w wychowanie dziecka ojcowie to wciąż wyjątek. Owszem, jest ich znacznie więcej niż kiedyś. Mają swoje portale i grupy wsparcia, coraz częściej wypowiadają się też na forach dla kobiet. Wielu mężczyzn zdaje sobie sprawę z tego, jak duży wpływ ma na rozwój swoich dzieci, stara się, i aż 60 procent z nich uważa się za dobrych ojców. Czy rzeczywiście jest tak dobrze? Niekoniecznie. W tym samym badaniu poproszono kobiety o to, by oceniły, jakim ojcem jest ich partner. Noty wystawione przez panie były już znacznie gorsze, a szczegółowe pytania ujawniły mało optymistyczną prawdę – tylko dziewięć procent ojców odprowadza swoje dzieci do przedszkola lub szkoły, jeszcze mniej jest takich, którzy je kąpią, czytają im, opowiadają bajki czy choćby rozmawiają o tym, jak minął dzień. Niektórzy psychologowie i socjologowie usprawiedliwiają współczesnego mężczyznę. Jest zagubiony – tłumaczą – nie potrafi znaleźć dla siebie miejsca, bo nie miał właściwych wzorców. Zazwyczaj jest bowiem synem mężczyzny, który nie miał pojęcia o tym, jak być ojcem, bo albo kompletnie się w domu nie liczył, albo przeciwnie – był tyranem. Poza tym dzisiejsi mężczyźni żyją pod ogromną presją społeczną. Wymaga się od nich, żeby mężczyzna był troskliwy, czuły, kochający, a jednocześnie, żeby dobrze zarabiał, miał mocną pozycję zawodową, imponował wiedzą i siłą charakteru. – Nie do końca zgadzam się z tym rozgrzeszaniem ojców. Mówienie o ojcostwie to jest mówienie tylko o fragmencie rodziny. Owszem, im jest dzisiaj trudniej, ale matkom również. A matek jednak nikt nie usprawiedliwia – uważa Michał Czernuszczyk, psycholog i psychoterapeuta z Pracowni Terapii i Rozwoju.
Dobry, czyli jaki?
Przez wiele lat psychoanalitycy twierdzili, że ojciec jest najpierw potrzebny do tego, aby dziecko się urodziło, ale potem, przez kilka pierwszych miesięcy jego życia mógłby w zasadzie nie istnieć, bo niemowlę i tak widzi tylko matkę. To ona jest całym jego światem, daje uczucie, bezpieczeństwo, czułość, delikatność. Ojciec pojawia się później, wnosi porządek i zasady. – To był klasyczny model. Matka była przedstawicielką miłości, ojciec – reguł porządkujących świat – twierdzi Czernuszczyk.
Dziś ten podział ról się zaciera i czasem nie wiadomo do końca, kto i co wnosi. Ojcowie, zwłaszcza ci niedzielni, często wolą wchodzić w rolę rodzica łagodnego, rozpieszczającego, oferującego raczej czułość niż zasady – zabierają do kina, kupują zabawki, spełniają marzenia. Od wychowania jest matka.
Wszyscy więc – zarówno ojcowie, jak i matki – szukamy swojego miejsca, co nie jest łatwe. Miotamy się. Jeden mężczyna będzie cudownym kumplem, inny mimo prób walki z patriarchalnym modelem i tak wciąż będzie go realizował. I tylko pozornie ten pierwszy jest dobrym, a ten drugi złym ojcem. – Widok ojca przytulającego dziecko budzi ciepłe uczucia, ale nie można nikomu radzić, że tak właśnie trzeba – mówi Czernuszczyk. – Stanowczość też jest potrzebna. Jego zdaniem dzielenie modeli ojcostwa na dobry i zły się nie sprawdza, bo tak naprawdę nie można rozstrzygnąć, który z nich jest właściwy. Każdy niesie ze sobą różne emocje i doświadczenia.
Pan Nadopiekuńczy
Ksawery cztery lata temu, tuż po narodzinach córki trafił po raz pierwszy na warsztaty dla ojców. Miał już wtedy pięcioletniego syna, po urodzeniu którego przeżyli z żoną kryzys. Ksawery bał się, że teraz, gdy pojawiło się drugie dziecko, czeka ich to samo, dlatego zgłosił się na te warsztaty. Chciał tu znaleźć odpowiedź na pytanie, jak być dobrym ojcem, a jednocześnie nie przestać bym fajnym partnerem dla swojej kobiety.
– Pewnie nigdy nie poszedłbym na zorganizowane zajęcia, gdyby nie to, że prowadził je mój przyjaciel – mówi. – Wpadł na pomysł, żeby stworzyć grupę wsparcia dla facetów: trochę rozmów o trudnościach, wykłady psychologów i biznesplan, który pomoże określić ojcowskie cele. Rozesłał wici wśród znajomych. Na początku – zero odzewu. W końcu zgłosiło się paru mężczyzn, oczywiście w większości namówionych przez żony. Siedliśmy w małej wynajętej salce, a ja czułem się jak kretyn. Wydawało mi się to żenujące – opowiadać o sobie, swoich lękach, miałem zresztą poczucie, że inni czują się podobnie. Ale na kolejne warsztaty przyszło więcej ojców, na następnych grupa zwiększyła się jeszcze o kilku. Dziś mój kumpel ze swoimi warsztatami jeździ po całej Polsce. Ksaweremu męskie spotkania wiele uświadomiły. Gdy urodził się syn, poświęcał mu każdą minutę. Był przy porodzie żony, potem wziął urlop i towarzyszył jej przez kilka tygodni w domu. Przewijał, kąpał, karmił. Gdy Filip dorastał, też się nim zajmował. Szczerze powiedziawszy, nie liczyło się nic innego. Ksawery przestał wychodzić ze znajomymi, za to namawiał do tego żonę. W rezultacie ona miała koleżanki i życie towarzyskie, a on tylko Filipa. Czuł się dumny, gdy Filip to jego wolał w nocy, cieszył się, że mały na każdym kroku powtarza „tata”.
Po raz pierwszy poczuł, że coś jest nie tak, gdy kiedyś przyjechała do nich jego mama. Ksawery wrócił do domu i jak zwykle od razu poszedł się bawić z Filipem. Do żony nawet nie podszedł. „A dlaczego jej nie witasz? , spytała mama, która uwielbiała synową. „On tak zawsze robi, przyzwyczaiłam się”, uśmiechnęła się żona. „Ale to nie jest normalne”, denerwowała się teściowa. Ksawery zaczął się nad tym zastanawiać i doszedł do wniosku, że nie pamięta, kiedy ostatnio ją przytulał. W końcu zrozumiał, że tak naprawdę ją odrzucił. Sensem jego życia stał się Filip.
Wiedział, dlaczego tak jest. Sam nigdy miał dobrego kontaktu z ojcem. Stały obrazek: ojciec na kanapie, ojciec z książką, ojciec pogrążony we własnych myślach. Nie nauczył Ksawerego pływać, jeździć na nartach, grać w piłkę. Niczego go nie nauczył. Na warsztatach psycholog spytała: „Jakie ma pan dobre wspomnienia związane z tatą? Co robiliście razem?”. Nie potrafił wymienić ani jednej rzeczy.
Dlatego gdy urodził się Filip, Ksawery obiecał sobie, że jego syn nie będzie miał takich doświadczeń. – Ciężko pracowałem w firmie, a w domu, często do nocy, zajmowałem się Filipem. Codziennie 20 godzin na nogach, ale nie dawałem sobie prawa do zmęczenia, rozdrażnienia. Na warsztatach zrozumiałem, że gdzieś w środku mam satysfakcję ze swojej idealnie wypełnianej roli. Może nawet czułem się dumny, że daję sobie lepiej radę niż żona.
Michał Czernuszczyk: – Czasem cudownie kuszące jest dać swojemu dziecku to, czego samemu się nie dostało. Skoro sam byłem niekochany, to dam mnóstwo miłości swojemu dziecku, zobaczę, jak dzięki temu jest szczęśliwe. Ale to może być pułapka, bo nie robimy tego dla syna, córki, to nie jest bezinteresowne. Kryje się za tym potrzeba, żeby być ważnym i potrzebnym. Taki ojciec chce przede wszystkim dobrze wypaść. Tyle że to pragnienie przysłania mu prawdziwy sens rodzicielstwa. A ten sens jest taki, że to rodzice są najważniejsi, oni powinni stanowić duet. I dziecko będzie najszczęśliwsze, jeśli między mamą i tatą będzie dobra relacja.
Jeśli natomiast te proporcje zostaną zachwiane i dziecko poczuje, że jest dla ojca ważniejsze niż matka, to z jednej strony ono będzie czerpać z tego specyficzne poczucie ważności, ale z drugiej strony będzie czuło lęk. Nakłada się bowiem na nie odpowiedzialność, której nie jest w stanie udźwignąć. Będzie wyczuwało złość i zazdrość matki i czuło się winne. Poza tym taka relacja wpłynie poważnie na jego dorosłe życie – syn z jednej strony będzie mógł czerpać z więzi, jaką miał z ojcem, ale
z drugiej jego najważniejszym zadaniem w życiu może stać się ciągłe zadowolanie taty. Z kolei córka wyrośnie na małą księżniczkę, przekonaną, że jest lepsza od innych kobiet i nie musi robić niż, żeby być kochana. Gdy okaże się, że jest inaczej, będzie rozczarowana i nieszczęśliwa.
Pan Perfekcyjny
Do gabinetu psychologa trafili w piątkowe, upalne popołudnie. Mimo panującego na dworze skwaru wyglądali jakby właśnie wyszli spod prysznica. Świetnie ubrani, ładni. Pojawili się z 14-letnią córką, która zupełnie do nich nie pasowała. Podarte dżinsy, poszarpana bluzka, dredy i kilka kilogramów nadwagi.
Mówiła głównie matka: że córka przestała się uczyć, że klnie, że kilka razy wróciła do domu pijana, że na niczym jej nie zależy. „Przecież dajemy jej wszystko, nie wiem, o co chodzi”, powtarzała matka. Córka słuchała tych słów z wzrokiem wbitym w ziemię, a ojciec nerwowo kręcił się w fotelu, potem zaczął się uśmiechać i żartować nieadekwatnie do sytuacji. Więcej na terapię nie przyszedł. Psycholog pracowała z matką, później z dziewczyną.
Szybko wyszło na jaw, że życie ich obu toczyło się wokół ojca, skupionego na sobie perfekcjonisty. Z czasem okazało się, że bunt 14-latki był jedyną formą oderwania się od ojca. Próbą zaznaczenia: „Jestem samodzielna, zauważ to, nie chcę żyć, jak mi każesz”. Ale on nie potrafił poradzić sobie z nowym wcieleniem ukochanej jedynaczki. Zaczął ją krytykować, na każdym kroku wyrzucał, że jest gruba, że jest nieukiem, że go rozczarowała. Im bardziej ją atakował, tym bardziej ona zaznaczała swoją odrębność. To było błędne koło. Ojciec narcystyczny kocha dziecko za coś: jest piękne, zdolne, spełnia jego oczekiwania. Dopóki syn lub córka pasuje do tego wyobrażenia, dostaje wsparcie i akceptację. Gdy przestaje być ideałem, ojciec nie potrafi sobie z tym poradzić. Dlaczego? Bo swoje dziecko, tak jak wiele innych rzeczy, uważa za wizytówkę, która świadczy o jego wartości. Im jest fajniejsze, lepsze, tym on czuje się lepiej. Konsekwencje dla dziecka narcystycznego ojca też są poważne. Syn wyrasta na mężczyznę niepewnego swojej wartości, wiecznie zastanawiającego się nad tym, co inni o nim myślą i jak ma zasłużyć na ich uwagę. Z kolei córka będzie traktować mężczyzn jak wrogów, z którymi albo trzeba walczyć albo nimi manipulować. Córki rządających perfekcji ojców często sprawiają wrażenie silnych kobiet sukcesu. Jednak w środku są niepewnymi siebie dziewczynkami, którym są przekonane, że muszą zasłużyć na miłość – urodą albo osiągnięciami.
Pan Nieobecny
Paweł kilka lat temu rozstał się z matką swojego dziecka. Córkę od tego czasu odwiedził kilka razy. Jego przyjaciele wiele razy próbowali z nim rozmawiać. Tłumaczyli mu, to nieludzkie, że powinien być odpowiedzialny, a nie myśleć tylko o sobie. „Nie kocham jej, po prostu nie miałem okazji tego poczuć”, mówił o córce. A przed znajomymi tłumaczył się słowami, które powtarzał jak mantrę – że mężczyzna kocha dziecko, dopóki kocha kobietę.
Paweł nie jest wyjątkiem. Jest tylko ekstremalnym przypadkiem ojca nieobecnego, który występuje w wielu odmianach. Ojca, który pojawia się się, kiedy mu to pasuje, i znika, kiedy przestaje mu się podobać, że spędza czas z dzieckiem. Ojca egoisty, który lubi być z dzieckiem, jak jest zdrowe i w dobrym humorze, a on akurat nie ma innych planów. I w końcu ojca weekendowego, który zabiera swojego potomka na kilka godzin w niedzielę (bądź w inny dzień).
– Często taki mężczyzna wyrastał w domu, w którym była emocjonalna pustka. Nie potrafi związać się z dzieckiem, bo w ogóle ma problem z tworzeniem relacji. Jego więzi z ludźmi są słabe i krótkotrwałe szczególnie, gdy wymagają poświęcenia czy wysiłku – tłumaczy Michał Czernuszczyk. Oczywiście, ten problem dotyczy nie tylko ojców, ale też matek. Tylko że one częściej to ukrywają, bo sankcje społeczne, jakie spotykają matkę, która nie radzi sobie z macierzyństwem, są wciąż ogromne. Kobieta nie ma wyboru, mężczyzna – tak. O nim można powiedzieć: no cóż, nie udało mu się, zakochał się w kimś innym. Łatwiej mu zniknąć, nie dotrzymywać słowa. Można to również tłumaczyć biologicznie: kobieta wie na pewno, że jest matką, mężczyzna swojego ojcostwa w stu procentach pewien być nie może. Poza tym to ona chodzi w ciąży, dziecko słyszy szum jej krwi, bicie jej serca, więc nawet jeśli ma problemy z odnalezieniem się w roli matki,
to instynkt chroni ją przed ucieczką.
Po prostu ojciec
Michał Czernuszczyk: – Im bardziej krucha jest psychiczna struktura rodzica, im mniej ma wewnętrznej stabilności, tym mniej może dać jej dziecku. Jednak to nie znaczy, że będzie złym rodzicem, bo dzieci doskonale sobie radzą z tym, że ich rodzice mają wady. Nie chodzi więc o to, żeby ojciec był idealny. Co więcej, on nie powinien być idealny, bo jeśli taki będzie, to dziecko nigdy się nim nie rozczaruje, a przez to nie stanie samodzielne.
Z idealnym ojcem nie można się porównywać, bo zawsze na jego tle dziecko wypadnie blado. A kiedy ojciec pokazuje, że ma słabości, że się myli, czegoś nie potrafi, to dziecko uczy się, że świat nie jest doskonały, że wszystko ma swoje dobre i złe strony. Uczy się dorosłości, nawet jeśli to bolesne.
Dlatego ojciec nie powinien się skupiać na tym, żeby nie popełniać błędów, ale uczyć się te błędy naprawiać i umieć za nie przepraszać. Gdy zdaje sobie sprawę z własnych słabości, pozwala mieć słabości takźe swojemu dziecku. A przy okazji uczy je, jak te słabości pokonywać.
Nie można powiedzieć, że dobry ojciec musi być czuły. Dzielenie modeli ojcostwa na dobre i złe nie ma sensu, bo każdy model niesie z sobą inne doświadczenia i emocje.