Siadłyśmy, trzy kobiety, i powiedziałyśmy: „Ja nie mam nic”, „ja też”, „ja również nie”. „No to wybudujmy hospicjum dla dzieci”. Takie historie zdarzają się w Łodzi raz na jakiś czas.
Gaga: Podobno wybudowała pani Pałac?
Tisa Żawrocka-Kwiatkowska: Rzeczywiście, pałac stoi. Jednak nie wybudowałam go sama. To ja zbieram nagrody i miłe słowa, ale zespół był trzyosobowy. Człowiekiem, na którego zawsze mogłam liczyć, była Magda Czekała, prawniczka. Kiedyś zgłosiła się do nas, do Fundacji Gajusz, jako wolontariuszka i zaangażowała się w to, co robimy. Pomaga nam do dzisiaj. Trzecia osoba się zmieniała, ale zawsze to było trio. Zaczęło się jak w „Ziemi obiecanej”. Siadłyśmy, trzy kobiety, i powiedziałyśmy: „Ja nie mam nic”, „Ja też”, „Ja również nie”. „No to wybudujmy hospicjum dla dzieci”. Takie historie zdarzają się w Łodzi raz na jakiś czas. Udało się nam. Pałac działa od kilku miesięcy.
Dlaczego nazywacie to miejsce pałacem?
Pierwszą nazwą, której roboczo używaliśmy, było Stacjonarne Hospicjum dla Osieroconych Dzieci.
Nic, tylko siąść i płakać.
Właśnie. A nie o to nam chodziło. Wiedziałyśmy, że ludzie będą się bali do nas przychodzić. Sponsorzy, mężczyźni, którzy pomagali nam w remoncie, byli bardzo przestraszeni. Pytali: „Ale nie ma tam jeszcze tych dzieci?”. Nie chcieliśmy, żeby ludzie się ich bali. To miał być drugi dom śmiertelnie chorych dzieci. Chcieliśmy, żeby czuły się jak małe książęta i księżniczki. Nasza koleżanka z działu PR fundacji wymyśliła nazwę: Pałac. No i jest, w centrum biednego miasta.
Wygląda jak Pałac?
Bardziej jak dom. Mamy pewne elementy pałacowe – rozety, stiuki, cenne antyczne meble i designerskie krzesła. Większość rzeczy dostaliśmy. Bardzo pomogła nam zaprzyjaźniona Galeria Piwnica, szczególnie jedna z jej właścicielek. Pewnego dnia zadzwoniła też asystentka z ASP i powiedziała, że przygotowują projekty na zaliczenie jednego z przedmiotów i chętnie zrobią coś dla nas. Zaprosiliśmy ich i wykonali projekt parteru. Na papierze dostaliśmy to, co potem zostało zrealizowane – łazienki, sufity, wykładziny. Te ostatnie sporo kosztowały, bo musiały spełnić medyczne wymogi, ale spośród tych drogich wybraliśmy najtańszą, no bo wiadomo – oszczędzamy. Wtedy studentki wymyśliły, żeby wykończyć ją bordiurą. Tłumaczyłyśmy robotnikom, którzy pracowali dla nas za darmo, że trzeba ją ułożyć. Zżymali się, denerwowali, ale cięli.
Wszystkie miejsca W PAŁACU są zajęte?
Tak. Jest dziesięcioro dzieci i jedenaste w drodze.
Na co są chore?
Każde na coś innego. Piętaszek, pierwszy zgłoszony do nas pacjent, urodził się w 25. tygodniu ciąży jako wcześniak. Przez pięć miesięcy lekarze nie rozpoznali, że jego matka jest w ciąży. Kiedy go zobaczyłam, leżał w izolatce i się nie ruszał. „Roślinka” – mówili lekarze. A ja powtarzałam, że on na mnie patrzy. Bo patrzył. Ciągle go diagnozujemy. Jest dzieciak z wodogłowiem i nowotworem mózgu. Jest inny po próbie samobójczej, u którego nie pracuje duża część mózgu.
To są dzieci z Domów Dziecka?
Nie. Myśleliśmy, że trafią do nas dzieci osierocone, tymczasem okazało się, że najbardziej jesteśmy potrzebni maluchom, które mają kochających rodziców, ale z różnych względów nie mogą być razem z nimi w domu. Była na przykład dziewczynka, która urodziła się z poważną chorobą genetyczną i jak była maleńka, jej tato zachorował na nowotwór. Jest niemożliwe zajmowanie się umierającym dorosłym człowiekiem i jednocześnie bardzo ciężko chorym niemowlakiem. Więc dziecko zamieszkało u nas na jakiś czas. To są dzieci rodziców, których trzeba wesprzeć, którym trzeba pomóc i ich szanować. Nie wolno tych ludzi oceniać. Teraz mamy do przyjęcia małą Czeczenkę, która przyjechała do Polski z rodzicami i rodzeństwem, ale jest tak bardzo chora, że nie może mieszkać w obozie dla uchodźców. Wszystkie miejsca są u nas zajęte, ale musimy jakoś ją przyjąć razem z rodziną. Zamieszkają w pokojach gościnnych. A gdy nauczą się już żyć z taką chorobą, kiedy jej stan poprawi się na tyle, że będzie jej można wyjąć rurkę tracheotomijną, to wrócą do obozu. Ta mała ma na imię Samira, czyli poranna gwiazda. Powinna dobrze czuć się w Pałacu.