Wiara w Boga bywa głęboka i gorliwa, ale też bezrefleksyjna, powielana automatycznie niczym kserokopia. Często ulatnia się wraz z tabletem, po pierwszej komunii świętej. Innym służy przez całe życie, pozwala lepiej zrozumieć świat i ludzi. Pomaga w wychowaniu dzieci. Bywa terapią. W co wierzą dzieci i ich rodzice? Jak to odczuwają? Do czego im jeszcze potrzebna religia?
W domu chodziło się do kościoła. Bez względu na to, czy to było duże miasto, małe czy wieś. Bo tak kazali rodzice. Po „bożemu” zostali ochrzczeni, poszli do Pierwszej Komunii Świętej, do bierzmowania. Potem był ślub kościelny. Kiedy przyszły na świat ich dzieci, też podjęli decyzję za nie. Są i tacy, którzy wyłamali się, odsunęli od Kościoła, a razem z nimi ich dzieci. Z opublikowanego w grudniu 2013 roku sondażu TNS dla „Gazety Wyborczej” wynika, że 81 proc. Polaków wierzy w Boga. Większość deklaruje katolicyzm. Spośród nich jednak tylko 45 proc. chodzi na mszę, 29 proc. modli się, a 8 proc. czyta Pismo Święte. Połowa wierzy w zmartwychwstanie, mniej niż połowa – w nieśmiertelność duszy. To dorośli. A dzieci? Zazwyczaj naśladują rodziców.
– Rozmawiam z Bogiem na swój własny sposób. Opowiadam mu po cichutku o swoich przeżyciach, o tym, co mi się śniło – mówi Jagoda (9 lat). Została ochrzczona dopiero rok temu, kiedy jej mama „nawróciła się”. Dla obu religia stała się rodzajem terapii. Złapały grunt pod nogami. – Skoro jestem wierząca, powinnam utrzymywać kontakt z Bogiem. Podczas chrztu zmyto ze mnie grzech pierworodny, żeby tę wiarę wybudować. Teraz wzmacniam ją chodzeniem na mszę i spowiedzią. Byłam u komunii świętej. Tata zachęcił mnie, kupując mi pod choinkę gigantyczną Biblię dla dzieci. Powiedział, żebym ją przeczytała, bo to może dać mi do myślenia. Wybieram ze spisu treści pojedyncze rozdziały – mówi Ola (9 lat).
Jej tata podkreśla, że podjął decyzję wychowania dziecka w wierze katolickiej jako konsekwencję zawarcia ślubu kościelnego. Przyrzekał przed Bogiem. Małżeństwo było dla niego zobowiązaniem duchowym przed siłą wyższą, a nie umową cywilnoprawną.
Pola (10 lat) jest dumna z tego, że w kościele służy jako bielanka, czyli dziewczęcy odpowiednik ministranta. Po Pierwszej Komunii Świętej jeszcze mocniej uwierzyła w Boga. Ale potrzebowała trochę czasu. – Na początku, kiedy mama kazała mi iść do kościoła, robiłam afery, płakałam, rzucałam się, że nie chcę. Ale jak już zaczęłam chodzić, to mi przeszło. Bo u nas w kościele jest jedna msza dla maluszków, a druga dla starszych dzieci. Na tej drugiej zbieramy „ziarna”, czyli losujemy pytania i jak odpowiemy na nie, to jest satysfakcja, a przy okazji jakiś drobnyupominek. Raz kolega dostał nawet takie małe żelazko – opowiada Pola. Naśladuje mamę, która chodzi do kościoła co niedzielę. Rozmawiają o Bogu. Jest w tym modlitwa, ale też życiowa postawa – umiejętność wybaczania i zawierania kompromisów na co dzień.
Dzieci rodziców określających się mianem „wierzących, ale niepraktykujących” traktują często religię jak kolejny obowiązek szkolny. Chodzą do kościoła, bo tak trzeba. – Jak idę w tym roku do komunii, to muszę się przecież czegoś dowiedzieć na ten temat. Gdybym nie chodziła na religię, a ksiądz by mnie na egzaminie do komunii o coś zapytał, to co? Cisza? – tłumaczy Angelika (9 lat). Jej kolega z klasy, mimo że chodzi na religię i przygotowuje się do komunii, mówi o sobie „ateista”. – Nie wierzę w Boga. Mama obiecała mi, że po komunii już nie będę musiał chodzić – potwierdza Tomek (9 lat).
Opowiem ci bajkę…
Niełatwo jest dotrzeć do dziecka ze słowem bożym. Tak mówią rodzice, którzy obserwują swoje nudzące się w kościele dzieci. Wyprawa na mszę oznacza często „nerwy”, bo zachowują się głośno, nie potrafią usiedzieć w miejscu, przeszkadza innym. Dla świętego spokoju rodzice odpuszczają sobie msze albo szukają alternatywy – specjalnych mszy dla dzieci. Dlatego dużą popularnością cieszą się te u dominikanów, podczas których najmłodsi chodzą, skaczą, nawet tańczą, kiedy chór śpiewa. Kazania są tak konstruowane, aby zaciekawiły dzieci.
– Jestem autorem kilku tomów homilii dla dzieci i podczas pisania zawsze największą trudność sprawiał mi dobór odpowiednich słów. Bo cóż dla małego dziecka znaczy transcendentalny? Nic. Środki przekazu powinny być proste i piękne. Język czysty. Dziecko to wierzący, który kontempluje przez podziw (np. przyrody). Byłem świadkiem, kiedy dziecko, patrząc na kwiat, mówiło: „Bozia piękny”. Dlaczego kazania ks. Tischnera, podczas których sadzał dużego miśka naprzeciw dzieci w kościele św. Anny w Krakowie, budziły taki zachwyt? Bo korzystał z prostych środków – mówi ks. prof. Adam Solak. On sam na rekolekcjach nigdy nie nadużywa slajdów i filmów. Najważniejsza jest rozmowa. Pamięta, jak kiedyś był z wizytą w domu dziecka i poprosił o narysowanie Boga.
– Jeden nie miał oka, drugi ręki, a trzeci nogi. Te obrazki były jakby odwzorowaniem niekompletnego obrazu świata tych dzieci – mówi ks. Solak. Większość uczniów narzeka, że nudzi się na lekcji religii albo bezmyślnie koloruje kredkami obrazki świętych. Niewielu katechetów wykorzystuje potencjał drzemiący w przypowieściach biblijnych. A przecież przypowieści Starego czy Nowego Testamentu można traktować jako rodzaj baśni, które przemawiają do wyobraźni i wrażliwości dzieci.
– Dziecko czuje spokój i zaufanie, kiedy słucha przypowieści Nowego Testamentu, bo są proste, jest w nich dużo piękna i przyrody. Mimo tych pozytywnych elementów jest też ból i cierpienie, ale to tylko pokazuje, jak bardzo związane są one z życiem człowieka. Taki ksiądz umie rozmawiać z dziećmi w kościele. On wie, czym jest mowa człowieka dorosłego do dziecka: ciepła, prawdziwa, bez podchodów – mówi ks. prof. Solak.
Jak dzieci wyobrażają sobie Boga? Pola mówi, że jest jak duch, cały pokryty białymi szatami, nie ma nóg, unosi się w powietrzu. Lata, bo ma taką wielką moc. Czasem Pola wyobraża sobie, że Bóg siedzi w pomieszczeniu i aniołowie wachlują go palmami jak niewolnicy Kleopatrę. Ola widzi Chrystusa tak, jak jest opisany w Biblii. Ma długie włosy, krótką brodę, ubrany jest w białą suknię i czerwoną szarfę. – Pamiętam na przykład opowieść o grzechu Adama i Ewy. Że oni mieszkali w wielkim ogrodzie i rosło tam zakazane drzewo, na którym było jabłko. Mimo zakazu Boga zerwali to jabłko, bo byli kuszeni przez diabła pod postacią węża. Bóg za karę wygnał ich z raju i zesłał na ziemię. To mówi nam o tym, że nie należy sprzeciwiać się Bogu.
Budowanie napięcia, przeplatanie się dobra ze złem, kontrasty wywołują u dzieci równie silne emocje. – Lekcje religii są interesujące, kiedy mówimy o dramatycznych historiach jak ta, kiedy Jezus umiera na krzyżu. Troszkę to jest przerażające, ale tłumaczę sobie, że Jezus tak bardzo nas kocha, że musiał za nas umrzeć. Inni stchórzyliby, ale on nigdy – mówi Jagoda. Wyobraża sobie Boga jako starego człowieka z długą brodą, skośnymi oczami i złotą koroną na głowie. Jej Bóg siedzi na chmurce w niebie. Jagoda wierzy, że tylko Bóg mógł stworzyć świat. Chłopcy w odróżnieniu od dziewczynek są bardziej sceptyczni. Żyją w świecie gier komputerowych, zagadek naukowych i namiętnie oglądają kanały tematyczne w telewizji, jak Discovery Channel. – Nie wiemy, jak wygląda Bóg, bo przecież nigdy go nie widzieliśmy na własne oczy – mówią Mateusz i Tomek (obaj 9 lat). – Nie wierzymy też w to, że Bóg to wszystko stworzył. Nie ma na to żadnych dowodów. Tak mówią naukowcy. To przecież atomy stworzyły świat – dodają z poważnymi minami. Leon ma 8 lat i od małego zadaje mnóstwo pytań. Jego mama zawsze cierpliwie starała się mu wytłumaczyć, z czego powstaje deszcz albo jak funkcjonuje ludzki mózg. Leon więc na temat Boga ma tyle do powiedzenia: „Jak on może siedzieć na chmurze? Przecież chmura to para wodna. Zresztą leciałem kilka razy samolotem i żadnego Boga nie widziałem”.
Religia czy etyka?
Mama Leona jest niewierzącą Polką, tata niewierzącym Irlandczykiem, ale Leon chodzi do szkoły anglikańskiej w Wielkiej Brytanii. Dlaczego? Bo jest najbliżej domu, a dodatkowo szkoły wyznaniowe cieszą się tam dobrą renomą, mają wyższy poziom nauczania. Poza tym wychowanie dziecka w duchu chrześcijańskim nie jest niczym złym, skoro jego rodzice pochodzą z tego kręgu kulturowego. Leon raz w tygodniu ma lekcję wychowania religijnego, na której omawia się nie tylko przypowieści biblijne, ale też uczy o innych religiach świata w myśl zasady: „Żyjemy obok siebie i powinniśmy wiedzieć, w co wierzą nasi sąsiedzi”. W ławkach obok Leona siedzą przecież dzieci chińskie czy hinduskie. W Kościele anglikańskim dzieci idą do Pierwszej Komunii, kiedy „są na to intelektualnie gotowe”. Modlą się w szkole na przywitanie i pożegnanie dnia. Do kościoła chodzą trzy razy do roku: na Dzień Pamięci I wojny światowej, Boże Narodzenie i Wielkanoc.
– Podoba mi się ta otwartość na inne religie i to, że w szkole nie wtłacza się do głowy dziecku poczucia winy. Nie ma mowy o grzechu. O tym, że jak czegoś nie zrobisz, to Bóg się na ciebie pogniewa. Na wejściu nie wita dzieci obraz mężczyzny przybitego do krzyża, z którego ran leci krew. Kilku znanych mi czterolatków ze szkoły katolickiej na ten widok wpadało w histerię i nie chciało wejść do szkoły przez miesiąc – mówi mama Leona.
W polskich szkołach państwowych jest teoretycznie do wyboru lekcja religii albo etyki. W praktyce 90 proc. uczniów uczęszcza na lekcje religii. To decyzja ich rodziców i powszechna praktyka szkół, które często nie dają innego wyboru. Do tej pory, aby lekcje etyki mogły odbywać się w państwowej szkole, musiało zebrać się w klasie co najmniej troje dzieci, których rodzice rezygnują z religii.
– W klasie mojego syna zebrała się trójka, ale lekcje się nie odbyły. I tak aż do trzeciej klasy. Powód? Ponoć brak pieniędzy z budżetu gminy na etat dla etyka. Na pytanie: „Co robisz, synku, podczas lekcji religii?”, słyszałam wielokrotnie: „Gram w świetlicy z panią w monopol” – mówi mama Maurycego. Dziadkowie nie byli szczęśliwi, że wnuk nie będzie chodził na religię, bali się, że grupa będzie wytykać go palcami. – Nikt mi nigdy nie dokuczał. Niektóre dzieci to nawet mi zazdroszczą, że nie muszę chodzić, mówią: „Ale ty masz farta” – stwierdza Maurycy (9 lat).
Wiosną tego roku minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska podpisała rozporządzenie zmieniające warunki i sposób organizowania nauki religii i etyki w publicznych przedszkolach i szkołach. – Wprowadzenie tej zmiany pozwoli zapewnić naukę etyki każdemu uczniowi. Wyeliminuje jednocześnie wskazane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka przypadki odmowy zorganizowania zajęć z etyki przez szkołę lub organ prowadzący ze względu na brak wymaganej liczby uczniów – oświadczyła pani minister. Ponoć zajęcia z etyki mają się odbywać w szkole, w której nawet jedno dziecko nie uczęszcza na religię. Nowe rozporządzenie ma też zapewnić udział w zajęciach z religii tym uczniom, którzy z racji przynależności do niewielkich liczebnie Kościołów lub związków wyznaniowych o uregulowanej w Polsce sytuacji prawnej, nie mogą obecnie korzystać z przysługujących im praw konstytucyjnych.
– Religia jest elementem kultury i ktoś, kto chce być człowiekiem kulturalnym, musi ją znać jak kanon literatury. Nie musi w to wierzyć. Trudno nazywać siebie człowiekiem inteligentnym, kiedy będąc w towarzystwie, nagle zapytają cię o Kaina i Abla, a ty nie będziesz wiedział, o czym mowa – mówi tata Oli. Cieszy się, że w szkole społecznej, do której uczęszcza jego córka, lekcja religii jest prowadzona na wysokim poziomie. Nie chodzi się tam po to, żeby „klepać pacierze”, tylko rozmawiać.
Podczas ostatnich wakacji w Egipcie zajrzeli do meczetu, żeby zobaczyć, jak modlą się muzułmanie. Ola zauważyła, że w tym czasie nikt nie pracuje, sklepy są pozamykane. Następnego dnia w trakcie rozmowy z instruktorami nurkowania powiedziała: „Kiedy tu jestem, modlę się do mojego Boga, ale w stronę Mekki”. Żeby okazać szacunek kulturze, w której przebywa.
Sakrament show!
Pierwsza Komunia Święta to temat rzeka. Skupmy się na oczekiwaniach dorosłych i dzieci. Mamy koleżanek z jednej klasy Angeliki i Natalii (obie 9 lat) mają do tego pragmatyczne podejście. Są świadome, że rodziny ich mężów „skreśliłyby je”, gdyby nie posłały córek na religię w szkole i do komunii.
– Dla mnie to tradycja, dla teściów czy rodziców ciągle jeszcze wiara. Robię to również dlatego, żeby potem córka nie miała pretensji, że spotkała mężczyznę, który jest wierzący, i nie mogą wziąć ślubu kościelnego – przyznaje mama Natalii. Na czas przygotowań do komunii zmieniła parafię na mniej wymagającą. Wybrała, tak samo jak mama Angeliki, bardziej liberalnych dominikanów. – Musiałabym mieć dużo wolnego czasu, aby uczestniczyć we wszystkich spotkaniach przygotowujących dziecko do komunii. Musisz mieć „ziarno” wklejone w indeks, to znaczy karteczkę z fragmentem z Ewangelii. Zbierasz je przez cały rok. Zdarza się, że ten, kto nie uzbierał wystarczającej liczby „ziaren”, nie może przystąpić do komunii. No i jest jeszcze egzamin, który składa się z modlitw i stu dodatkowych pytań. Oczywiście losujesz trzy pytania, ale musisz znać odpowiedź na wszystkie.
Jak sakrament rozumieją same dzieci? Często gubią jego sens w ferworze przygotowań i rozmów z rówieśnikami na temat prezentów. Na szczycie listy priorytetów są tablet, smartfon, nieco niżej chomik czy pies. Czym jeszcze jest ta Pierwsza Komunia?
– To jest pierwsze przyjęcie ciała Chrystusa. Ciekawa jestem, jak smakuje opłatek – zastanawia się Angelika. – Jeszcze przed komunią chodziłyśmy na przerwie w szkole z koleżankami do sklepiku, kupowałyśmy cieniutkie wafelki i udawałyśmy, że przyjmujemy już komunię. No i wreszcie poznałam ten smak. Taki delikatny, trochę słodki. To, że mogłam go już przyjąć i stanąć w tej kolejce razem z dorosłymi, było dla mnie takie, no… ekscytujące. Poczułam się, jakbym sam była już dorosła – dodaje Pola. Dzieci, które przygotowują się do komunii, mówią, że teraz będą jeszcze bliżej Boga.
– Teraz Bóg, to znaczy pod postacią opłatka, będzie wchodził we mnie. Poczułam to już trochę podczas chrztu, który miałam rok temu – jak wiara, czyli ta miłość do Boga, wchodzi we mnie. Dobrze, że miałam chrzest jako dziecko, a nie niemowlę. Mogłam już coś z tego zrozumieć. Znam modlitwy „Ojcze Nasz”, „Święta Maryjo”, „Aniele Boży”. Muszę jeszcze tylko zdać egzaminy ze spowiedzi, z tego, jak klęknąć po przyjęciu opłatka. Ale widziałam, jak robią to babcia i mama – przyznaje Jagoda.
Mama Jagody sama o sobie mówi z lekkim uśmiechem „nawrócona”. W zeszłym roku poszła na pielgrzymkę do Częstochowy. Wróciła z obolałymi nogami, ale szczęśliwa. – Miałam problemy ze sobą, ze współuzależnieniem, nie mogłam sobie z tym poradzić i poszłam przez przypadek na mszę w intencji uzdrowienia. Uklękłam i jakby wszystko ze mnie spłynęło. Łzy się lały. Trzęsłam się cała. Poczułam siłę, że już nie chcę tak dalej. Poczułam, że tego właśnie mi brakowało. Wiara w Boga daje mi wyciszenie, koi moje lęki – opowiada. Wyjście do kościoła łączy ze spacerem, z wyjściem do przykościelnej kawiarenki, tak by córki kojarzyły ten moment z czymś przyjemnym, ze wspólnym spędzaniem czasu z mamą. Młodsza Agatka, która ma 6 lat, często mówi do niej: „Mamo, chodź, pomodlimy się”. Klękają i dziękują za cały dzień. Odmawiają różaniec. – Wybrałam msze wieczorne o 18.30 z przyćmionym światłem, jak w teatrze. Jagoda wycisza się i przytula do mnie. Raz powiedziała, że niczego się już nie boi, bo jest z nią Jezus – mówi. Wszystko w ich życiu zmieniło się na dobre. Mama Jagody widzi serię pozytywnych zdarzeń: czuje wsparcie ludzi, zdała na studia – psychologię kliniczną, zakończyła związek z uzależnioną osobą. – Odnalazłam się. Bez porównania jestem dzisiaj silniejsza.
Poradnik przetrwania i… wychowania
Ze statystyk wynika, że coraz więcej Polaków spędza chętniej niedzielę w galerii handlowej niż w kościele. Ale są i tacy rodzice, którzy wracają do niego, tyle że z większą świadomością. Religia pomaga uporządkować „własny świat”, wyznaczyć wartości, oswoić lęki.
– Kiedy pojawiły się na świecie moje dzieci, wróciło też pytanie o sens wiary. Zastanowiłam się nad tym, co chcę córkom powiedzieć o życiu? Dużo z mężem pracujemy, dlatego ważne jest, aby dbać także o naszą duchowość. Wierzę w Boga. I jest to wielka ulga: mieć zasady, wiedzieć, co robić po kolei w dzisiejszym świecie bez zasad – mówi mama 10-letniej Poli i 6-letniej Neli.
Jacek Mroczek, tata Oli, z zamiłowania jest autorem bajek dla dzieci, z wykształcenia psychologiem. Przez wiele lat pracował jako dziennikarz, a dziś zawodowo zajmuje się coachingiem, prowadzi szkolenia dla firm.
– Wiara w Boga przydaje się, kiedy tracisz pracę i pewność siebie. Warto przypomnieć sobie wtedy słowa, które usłyszałem w osiedlowym kościele: „Jeśli tracisz pracę, to nie rozpaczaj. Może Bóg tak postanowił, bo chce dać lepszą?”. Sprawdziło się to w moim przypadku – mówi Jacek. Jego zdaniem, jeśli człowiek trafi w swoim życiu na rozsądnego duchownego, może wiele zyskać. Trzeba uważnie dobierać swoich kaznodziejów. Mądry może być najlepszym trenerem osobistym, msza – sesją terapii grupowej, a spowiedź odpowiednikiem coachingu.
Religia nie tylko pomaga ulżyć duszy, ale też jest jednym z narzędzi wychowawczych dla dzieci. Pamiętając choćby o 10 przykazaniach, same się kontrolują. – Dekalog jest ponadczasowym kodeksem moralnym – przyznaje ks. prof. Adam Solak.
– Jeśli zrobię coś złego, to przypominam sobie, że Jezus oddał życie za kogoś i teraz ja powinnam przeprosić kogoś za to, że mu zrobiłam przykrość – mówi Angelika.
– Czasem, jak jestem zła i chcę coś zniszczyć, czymś cisnąć, to myślę o Jezusie.
Dzieci przyznają, że wiara w Boga daje im większą moc. Kiedy usłyszą coś niemiłego od kolegów, potrafią się lepiej bronić. – Ty też musisz zacząć wierzyć w Boga, bo będziesz się wtedy częściej uśmiechała. Będziesz bardziej radosna i szczęśliwa – radzi mi Jagoda.
– Po co dzieciom Bóg? – powtarza za mną to najprostsze z pytań ks. prof. Adam Solak. – Żeby wpierw ukochać siebie, a potem swoich najbliższych i podczas dorastania iść drogą miłości, a miłość to służba. Ten jest niemiły dla drugiego człowieka, kto nie lubi siebie. Ten potrafi kochać drugiego, kto kocha siebie.