Po pierwsze: nie wciskać na siłę, po drugie: nie dokarmiać, po trzecie: nie stosować sztuczek. Każda, nawet ta wykonana przez najznakomitszego magika, w momencie poznania prawdy o niej rozczarowuje.
Nakarmienie małego niejadka to nie lada sztuka. Rodzice dzieci, które jedzą niechętnie, prześcigają się w pomysłach, co zrobić: „No, jeszcze jedna łyżeczka za tatusia”, „Jak nie zjesz, to trafisz do szpitala”, „Patrz, za oknem leci samolot”. Prośby, groźby, zabawianie, odwracanie uwagi, wpędzanie w poczucie winy i straszenie – to metody, po które często sięgają zdesperowani rodzice. Najczęściej okazują się one nieskuteczne i wtedy zaczyna się szukanie pomocy u specjalistów.
Na problemy z karmieniem swoich pociech skarży się blisko połowa mam, a najwięcej niejadków jest wśród dwu-czterolatków. To, że rodzice dzieci w tym wieku najczęściej skarżą się na problemy z jedzeniem i przybieraniem na wadze, jest naturalne. Przyzwyczajenie do tego, że w pierwszym roku życia maluch szybko zwiększa swoją masę urodzeniową, sprawia, że późniejszy, znacznie wolniejszy wzrost budzi niepokój. Dodatkowo trzeba uwzględnić fakt, że po pierwszych urodzinach zazwyczaj dziecko zaczyna chodzić – jest to tak wielka i ważna zmiana w jego życiu, że staje się ona dominującą aktywnością. Zafascynowany nowym odkryciem człowiek zwyczajnie nie ma czasu na siedzenie w jednym miejscu. Jest to więc czas smuklenia sylwetki, błędnie interpretowany jako nadmierne chudnięcie. W drugim i trzecim roku życia pojawia się naturalne dążenie do podkreślenia swojej samodzielności i niezależności. Jedną z czynności, poprzez które manifestuje się to zachowanie, jest odmowa jedzenia. Dzieci bardzo szybko zauważają, że wzbudza to w rodzicu troskę, a one, ściągając w ten sposób na siebie uwagę, tym samym przejmują ster rządów w domu, co bardzo lubią w tym wieku.
Kim jest niejadek?
Zdefiniowanie, kim jest niejadek, sprawia wiele trudności. Niektóre dzieci stają się nimi na skutek błędnej oceny ich apetytu przez rodziców. Łatwo dostać krzywdzący przydomek, kiedy nie zjada się porcji takich jak syn koleżanki lub kiedy nie spełnia się norm żywieniowych określonych w poradnikach na temat żywienia dzieci. Ale niejadkiem można też zostać np. wówczas, kiedy dziecko ciągle słyszy z ust rodziców, że je za mało. I staje się takim, jakim go rysujemy. To dzięki relacjom z rodzicem buduje swoją tożsamość i poczucie własnej wartości. Dodatkowo jeśli gorszy apetyt przy wspólnym posiłku to jedyny czas, kiedy maluch zyskuje uwagę rodzica, możemy być pewni, że nie omieszka z tego skorzystać i będzie wybrzydzać tylko po to, aby mieć nas blisko siebie. Oczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy rodzic powinien zaniepokoić się brakiem łaknienia. Są to szczególne sytuacje zdrowotne, które należy bezwzględnie konsultować z lekarzem. Przyczyną obniżonego apetytu u dziecka może być niedobór żelaza, alergie pokarmowe, choroby układu pokarmowego czy infekcja. Zdecydowana większość małych dzieci nie je „pozornie” – okazuje się bowiem, że tak naprawdę jedzą cały czas. Wystarczy zacząć to zapisywać, a okaże się, że jest to w zasadzie jeden wielki posiłek, w którym dominują podawane co chwilę przekąski: słodka bułeczka, paluszek, chrupki, jabłuszko…
– Wózki mam na placach zabaw wypełnione są po brzegi „czymś do zjedzenia na szybko”. Z takimi wiecznie jedzącymi niejadkami dietetycy mają najczęściej do czynienia. Kiedy rodzice zgłaszają się w celu przeanalizowania jadłospisu dziecka, słusznie zaniepokojeni, że w jego diecie nie ma głównych posiłków, okazuje się, że kilkulatek nie ma nawet szans ich zjeść, bo nie jest głodny. Tymczasem ośrodki rządzące głodem i sytością umieszczone w podwzgórzu kierują się prostymi fizjologicznymi zasadami. W dużym uproszczeniu – gdy poziom glukozy we krwi spada, uruchamiany jest ośrodek głodu, gdy wzrasta – kontrolę przejmuje ośrodek sytości. U dzieci jedzących non stop ta równowaga zanika, a stąd prosta droga do jednego z zaburzeń odżywiania, jakim jest otyłość. Badania wskazują, że problem ten dotyczy już 5 procent populacji, osiągając skalę epidemii. Większość otyłych dzieci „zajada” emocje. To dorośli rozregulowują ich wrodzone mechanizmy kontrolujące uczucie głodu, robiąc z jedzenia antidotum na wszystko: smutne, zapłacze – znaczy, że głodne; przewróciło się – trzeba uspokoić za pomocą lizaka; nudzi się i zaczyna płakać – dostanie do ręki chrupkę.
W żywieniu najmłodszych należy bezwzględnie stosować zasadę: „Każde zdrowe dziecko wie, ile może zjeść: jeśli podajesz mu odpowiednie pożywienie, na pewno weźmie tyle, ile potrzebuje”. Dyktuje mu to instynkt samoregulacyjny. Badania wykazały, że rodzice ufają, iż niemowlę karmione piersią samo wie, ile potrzebuje mleka. Pozostawiają mu więc ocenę, czy chce go więcej, wiedząc, że jeśli będzie głodne, zasygnalizuje to płaczem. Etap rozszerzania diety jest zwykle rozpoczęciem drogi do przejęcia kontroli przez rodzica nad ilością spożywanego pokarmu i często również początkiem walki o każdy kęs. Jak to się dzieje, że dajemy możliwość podjęcia decyzji dotyczącej wielkości porcji niemowlęciu, a odbieramy ją dwulatkowi?
Czasami zdarza się, że rodzice, przejmując kontrolę nad tym, ile dziecko zjada, mają wobec niego zupełnie nierealne oczekiwania: spodziewają się, że będzie ono sięgało po duże porcje, dzięki czemu „urośnie jak na drożdżach”. Dzieci natomiast – podobnie jak każdy dorosły – mają własne upodobania i znają swoje żołądki: wiedzą, ile potrafią zjeść. Kiedy zaczynają sygnalizować, że nie tyle, ile oczekują rodzice, zaczyna się walka o każdy posiłek.