Poza tym trzeba jeszcze uważać na te wszystkie pozostałe straszne dzieci, które tylko czyhają na naszego maluszka. Żeby go obsypać tym brudnym piaskiem. Żeby mu zabrać zabawki. Żeby, nie daj Boże, go dotknąć! Siedzi więc matka/opiekunka w tej piaskownicy i stawia babki. „O, zobacz, jaki ładny żółwik. I piesek. I muszelka. Nie, nie psuj. Dlaczego psujesz? To ja nie będę ci babek robić, idziemy do domu”.
I bach dziecko do wózka, wreszcie ma powód, żeby z tej piaskownicy uciec. Czasem widzę jeszcze dzieci na ławce w parku. Trzymane cały czas, żeby broń boże nie spadły. Czasem na kocyku na trawie. Ale kiedy tylko maluch zdobędzie na czworakach brzeg kocyka i z zainteresowaniem zaczyna przyglądać się koniczynie, znów ląduje na środku.
Z tego samego powodu – brudu – dzieci nie mogą też same jeść, chociaż niektóre wyciągają rączki po łyżkę, już kiedy mają kilka miesięcy. Oczywiście, że się pobrudzą. Siebie i wszystko wokół. Ale jeśli ciągle będą słyszały, że są za małe, to jak już będą wystarczająco duże mogą tej łyżeczki nie chcieć. Albo mogą w ogóle nie chcieć jeść.
Dziwne. Zapewne wszyscy mamy pralki. I świetne proszki w komplecie. Jeszcze nigdy utrzymanie ubrań w czystości nie było tak łatwe. Skąd więc ten lęk przed plamą? Przed brudem z ziemi? Jedynym obowiązkiem dzieci jest uczyć się, rozwijać, doświadczać, a to nie zawsze da się połączyć z wykrochmaloną, śnieżnobiałą falbanką. A może chodzi o zarazki? Ale chyba już wszyscy wiedzą, że dzieci trzymane pod kloszem są bardziej narażone na alergie? Hasło na dziś brzmi: „Dajmy się dzieciom pobrudzić. Dajmy dzieciom pożyć”.